środa, 10 lutego 2016

Roz.10 Trudno jest być kimś, kim się nie jest...

Nad Lwią Ziemią powoli wschodziło słońce. Shani przeciągnęła się leniwie i wyszła z groty. Wedo, który spał obok zauważył to i wymknął się cichcem z pomieszczenia. Lwica nic nie wyczuła tylko zeskoczyła po kamiennych schodkach na ziemię i udała się w stronę wysokiej, żółtej trawy. Lew z niechęcią podążył za nią, bo miał dosyć złe wspomnienia z takimi miejscami; kiedy był mały zgubił się tam trzykrotnie i to Harry zawsze musiał go wyciągać. Teraz Harry'ego przy nim nie było, ale przecież sam nie był już malutkim lwiątkiem. Wszedł odważnie w zarośla i... po chwili się zgubił.
- Przeklęta trawa! - warknął pod nosem. Kroczył wciąż przed siebie, a Shani wciąż nie było widać. W końcu usiadł z rezygnacją i zaczął się rozglądać dokoła. W pewnej chwili jego wzrok utkwił w wysokim głazie, na którym siedziała Shani. Nie wiedział czy go zauważyła, ale wyglądało na to, że raczej nie. Lwica myła sobie łapkę i była cała oświetlona promieniami wschodzącego słońca.
,,Jest cudowna!" - pomyślał i cały poczerwieniał.
Nagle Shani poruszyła się, wstała i znowu zanurzyła się w trawie. Wedo stał chwilę oniemiały i zastanawiał się co zrobić dalej. Niespodziewanie poczuł, że ktoś go przewraca i jest przyparty do ziemi.
- Dlaczego mnie śledzisz? - spytał znajomy głos.
Lew podniósł się powoli i otrząsnął z chwilowego szoku. Stała przed nim oczywiście ona z miną pełną oburzenia. Znów cały się zarumienił i nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
- No? Mów że prędzej! - ponaglała.
- Ja... ten no... - wybąkał.
Shani przeszła koło niego i machnęła mu przed nosem ogonem na znak kompletnej ignorancji.
- Ja idę na swoje pierwsze polowanie, więc lepiej nie wchodź mi w drogę. - rzekła z nutką pychy w głosie.
- To znaczy, że mnie tu zostawisz? - nie chciał ponownie szlajać się bez sensu w tym głupim otoczeniu.
- Przecież ty zawsze chodzisz własnymi drogami, Lego. - dodała z naciskiem.
,,Dziwne. Zachowuje się tak jakby już dawno zwęszyła podstęp." - pomyślał.
- Dzisiaj tak ogólnie nie mam ochoty na samotne wędrówki. - zaczął się wykręcać.
- Jak chcesz. Ale tylko pod warunkiem, że mnie złapiesz. Gonisz! - zawołała i puściła się pędem w zarośla. Lew pomknął za nią i po chwili znów zgubił jej ślad. Szedł powoli do przodu i bacznie się rozglądał. Nagle poczuł, że po raz kolejny jest przyparty do ziemi.
- Wygrałam! - wrzasnęła lwica.
- Zauważyłem. - wymamrotał pod nosem.
- No dobra. Chodź ciamajdo. -Wedo podniósł się z podłoża i pomaszerował u boku lwicy. - Jesteś jakiś inny niż dawniej.
- Co ty wygadujesz! Nie zmieniłem się ani trochę.
- Dobra, wolisz dowody. Więc, dawny Lego był szybszy ode mnie, dawny Lego nie dawał się tak przewracać i dawny Lego nigdy nie powiedziałby, że on i Lili to przeszłość.
,,Fajnie, że dowiaduje się o nim tyle nowych rzeczy. Szkoda tylko, że w tak niekorzystnej sytuacji." - pomyślał Wedo.
- Dobra, każdemu się kiedyś zmienia charakter, więc mnie o to nie posądzaj. - uciął.
Lwica spojrzała na niego wzrokiem pełnym rozdrażnienia, ale nie odezwała się więcej.
Po pewnym czasie natrafili na stado pasących się zebr, niedaleko wodopoju. Shani wyszła na przód i zaczęła się skradać. Wedo również podążył za nią i, dziwnym trafem, natrafił łapą na wyjątkowo ostry kamień. Ryknął z bólu i w tej samej chwili przerażone zebry ruszyły prosto na nich! Skamieniały lew dostrzegł, że Shani nie ma odwagi drgnąć z miejsca i natychmiast skoczył w jej stronę. Zebry były coraz bliżej, a biedna lwica przywarła futrem do ziemi. Wedo nie wahał się ani chwili dłużej, przyskoczył do niej i osłonił ją swoim ciałem, w samą porę, bo rozpędzone zwierzęta zaczęły przeskakiwać nad ich głowami. Wkrótce nie było po nich ani śladu.
Wedo pomógł lwicy wstać i zaczął lizać zadrapania na swoich plecach, które powstały na skutek uderzeń kopyt.
- Dzięki. - wykrztusiła Shani, ale nadal nie zmieniała do niego swojego nastawienia.
- Twoje ,,dzięki" brzmi trochę jak ,,obyś zdechł".
- To dar. - odparła ironicznie.
Lew odwrócił się i pomaszerował w kierunku Lwiej Skały.
,,Dziwny jakiś jest. To na pewno nie Lego. Nie cierpię tego, że chyba nas okłamuje, ale może zaczekam aż sam się do tego przyzna?" - przemknęło jej przez głowę.
- Hej, Lego! Czekaj! Może chciałbyś mi jeszcze potowarzyszyć? Tak jakby co.
- Chodzi ci o to, żebym cię ochronił tak jak przed tamtymi zebrami? - spytał, nie wierząc w to co do niego mówi.
Lwica nie odpowiedziała tylko zanurzyła się w gęstwinie roślinności. Lew puścił się pędem za nią i zaczął wypatrywać zwierzyny. Przez większość czasu się do siebie nie odzywali. Dopiero na Lwiej Skale powiedzieli sobie ,,cześć" i każdy z nich poszedł w swoją stronę. Przy wejściu do groty Wedo został zaczepiony przez Kodę z propozycją wypadu nad wodopój. Zgodził się, bo co niby innego miał do roboty?
( Wcześniej o tym nie wspominałam, ale Lego i Koda byli dobrymi przyjaciółmi.)
- Jak tam ci się układa? - zagaił Koda.
- Ok.
- Tylko tyle? Masz jakąś nową na oku?
- Co masz na myśli? - spytał Wedo, który był mniej wydoroślały niż kumpel. (Bo jedynie Koda jakoś przypadł mu do gustu i to był jego pierwszy jakikolwiek przyjaciel, więc starał się zachowywać jak najlepiej, aby go nie stracić.)
- No wiesz przecież. Ja na przykład swoją królewnę już znalazłem. - powiedział brązowy lew i lekko się zarumienił.
- Ja to chyba.
- Jak to, chyba?
- Tak to, bo ona, zdaje się, mnie nie cierpi.
- Niech zgadnę, mówisz o Shani?
- Taaaaa.
- No to wpadłeś. Najlepiej od razu odpuść, bo ta dziewczyna jest jak antylopa; myślisz, że już ją złapałeś, a ona ci nagle czmycha.
- Nic ująć, nic dodać. - przyznał Wedo. - Jednak czasami cuda się zdarzają.
- Taki cudotwórca nie istnieje. - zaśmiał się lew i rozejrzał się po okolicy. - Niedługo będziemy musieli wracać, bo już słońce zachodzi.
- Jasne. - przytaknął Wedo i podeszli do rzeki płynącej w szerokim korycie. Napili się i zawrócili w stronę domu.
- Cieszysz się, że za kilka lat będziesz już prawowitym władcą? - spytał Koda.
- Sam nie wiem. Nie rwę się do tego zbytnio.
- Ja tam bym nawet chciał. Bo wiesz, wszyscy ci się kłaniają i cię szanują. No i mógłbym uszczęśliwić moją Viki; marzy o tym, żeby być królową. - uśmiechnął się sam do siebie i skoczył przed towarzysza. - Dawaj pogramy w udawaną walkę! - zaproponował rozemocjonowany.
- Nie jestem zbyt chętny na tę zabawę. - Wedo cofnął się w tył.
- No co ty? Przecież to była nasza ulubiona gra.
- Serio? - na pyszczku lwa ukazał się wyraz kompletnej bezsilności. - A przypomnij mi kto zawsze wygrywał?
- No ty. - przyznał z niesmakiem.
,,Wpadłem. Przecież ja zupełnie nie umiem walczyć." - pomyślał zestresowany Wedo.
- A ty jesteś pewny, że chcesz?- dodał z resztką nadziei w głosie.
- Jasne! Kiedyś może przyjdzie nam z kimś walczyć na poważnie i co wtedy powiesz? Czy aby na pewno tego chce? Dawaj! Choć jeden raz! Plis!
- Dobra. - wykrztusił zrezygnowany i ustawił się w pozycji obronnej. Koda wykonał taki sam ruch i zaczęli chodzić wkoło na przeciwko siebie.
Nagle Koda skoczył na Wedo i zaczęła się walka. Po paru minutach brązowy lew stał zwycięsko na grzbiecie pokonanego i przewróconego przeciwnika.
- Po raz pierwszy wygrałem! - zawołał radośnie.
- Mógłbyś już ze mnie zejść? - wybełkotał skompromitowany ,,Lego".
Słońca nie było już widać na niebie, gdy pojawili się na Lwiej Skale. Kodę przywitała Viki czułym przytulasem




. Wedo patrzył na to zazdrośnie i po chwili wszedł za nimi do groty. Ułożył się niedaleko Shani i wkrótce zasnął.
Wydawałoby się, że w grocie nikogo nie brakuje, a jednak nie było w niej samego króla. Thorin wędrował po wyżynach sawanny, aż w końcu doszedł do skąpanej w świetle księżyca pustyni. Usiadł na piaszczystym pagórku i spojrzał tęsknie w gwiazdy.
- Dlaczego mnie opuściłaś? - powiedział i opuścił smutnie głowę. Z oczu polały mu się łzy. Niespodziewanie zerwał się wiatr, który uniósł ze sobą w powietrze mnóstwo piachu. Na chwilę Thorin nie widział nic oprócz nadciągających ze wschodu ogromnych chmur. Zaczęło mu się zdawać, że widzi przed sobą skrzącą się sylwetkę lwicy, lecz co chwilę widok ten przerywały mu dostające się do oczu małe ziarenka.
Wtem wszystko ucichło, pył opadł, a Thorin stał oszołomiony tym, co przed sobą ujrzał.
- Aria? - wykrztusił i otworzył usta ze zdziwienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz