niedziela, 3 kwietnia 2016

Roz.12 Za rokiem rok...

Od czasu, gdy Lili i Tako trafili na wyspę zleciał już rok (podobnie u reszty).
Lili powoli zdrowiała i zdawała się dostrzegać co się wokół niej dzieje. Jednak ciągle wydawało jej się, że są w jej rodzinnej grocie na Lwiej Skale, a Tako dbał o to, by jak najdłużej miała takie przekonanie.
Bał się, że kiedy pozna prawdę jej stan dodatkowo się pogorszy.
Za każdym razem, gdy lwica budziła się i pytała gdzie są Lego i Luna, Tako odpowiadał jej, że aktualnie poszli nad wodopój, a ją odwiedzili jak spała.
Zdawała się być wtedy bardzo przygnębiona. Lew widział to i nie chciał, żeby się smuciła, ale mimo to bał się jej wyznać prawdę. Pewnego dnia oszustwo wyszło na jaw.
Był pogodny i słoneczny dzień. Lili czuła się już na tyle silna, że nie bała się po raz pierwszy od dawna stanąć na własnych czterech łapach.
Tako nie miał o niczym pojęcia, bo wymknął się na polowanie. Tymczasem lwica powoli i ostrożnie opuściła posłanie i ruszyła w stronę wyjścia. Najpierw zdziwiła się, że sufit jest wyjątkowo niski. Potem zdumienie jej wzrosło, ponieważ na zewnątrz zamiast lwów i skały była tylko zielona trawa i gdzieniegdzie ptactwo.
Przeszła kawałek przez łąkę i dostrzegła niewielkie źródełko oddalone od niej o kilka kroków. Podbiegła do niego i zaczęła łapczywie chłeptać wodę. Wciąż nie pojmowała co się właśnie stało? Uniosła do góry pyszczek i zobaczyła przed sobą zesztywniałego lwa z kuropatwą w pysku.
- Tako, o co tutaj chodzi? - spytała podejrzliwie.
Biedny Tako miał ochotę zapaść się w tej chwili pod ziemię.
- Lili...bo wiesz...ten, no... Ja przepraszam. - więcej nie zdołał nic z siebie wyrzucić.
- Tako, gdzie my jesteśmy? I gdzie są wszyscy? I przestań się tak ciągle gapić tylko odpowiedz!
Zaskoczony lew nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.
Po pierwsze - ze wstydu. A po drugie - z radości, że Lili wreszcie wyzdrowiała.
Resztę dnia zajęło mu tłumaczenie się lwicy i zbieranie od niej różnego rodzaju nagan.
Po południu było po wszystkim. Lili wciąż spoglądała z zawodem na Tako. Jak mógł ją tak oszukać? Chciał dla niej jak najlepiej? Phi, po prostu ją okłamał.
Za to lew czuł już wielką ulgę, że dowiedziała się wreszcie jak jest naprawdę i nie musi już tego dalej ukrywać. Największą radość sprawiało mu to, że była już zdrowa (no, prawie zdrowa) i nie musiał już sam spędzać dni i nocy, podczas gdy towarzyszka zazwyczaj spała.
Wieczorem napięcie miedzy nimi spadło i było całkiem jak dawniej, gdyby nie to, że nikogo innego oprócz nich tu nie było.
Wyszli na zewnątrz i położyli się na miękkiej trawie obok źródełka. Wpatrywali się w gwiezdny nieboskłon nieba.


- Ładnie tu. - przerwała ciszę Lili.
- Szkoda, że nie widziałaś reszty wyspy w świetle gwiazd. To jest dopiero coś! - zawołał podniecony Tako. Często zwiedzał wyspę w nocy, kiedy miał pewność, że lwica śpi jak suseł.
- To na co czekasz? Pokaż mi! - wykrzyknęła podekscytowana.
- Czy ja wiem... Czujesz się na siłach? - wiedział, że zadał jej niemądre pytanie, bo lwica promieniała energią.
- Tako, ja już mam dość leżenia! Ja chcę się wybiegać, poskakać, pozwiedzać! - Tako zaśmiał się lekko na te słowa. - Co cię tak śmieszy?
- Nic. Po prostu stara Lili wróciła. - ponownie się zaśmiał tym razem dołączył do niego i jej śmiech.
Powoli wstał i zaczął się przedzierać przez trawę. Lwica natychmiast pognała za nim.
Szli przez cudowne polany otoczone drzewami i skąpane w blasku księżyca. Biegli przez nieznane nikomu leśne ścieżki, gdzie w pogoni towarzyszyły im jaskrawe motyle. Przeskakiwali z kamienia na kamień nad rwącą rzeką i podziwiali piękno wielkich wodospadów.
- Cudownie! Po prostu cudownie!- wykrzykiwała co chwilę Lili.
Tako szedł bez słowa. Napawał się dziewiczym pięknem tego miejsca.
Kiedy przechodzili obok jeziora znajdującego się pod wodospadem, Lili nieco oddaliła się od lwa, nabrała rozpędu i niespodziewanie Tako wylądował w wodzie.
Cały mokry podjął próbę wydostania się z lodowatej wody.
- Czekaj no, niech ja cię dorwę!- mamrotał żartobliwie.
Lwica puściła się pędem przed siebie, ale lew był szybszy. Podbiegł do niej, przywrócił ją na trawę i stanął nad nią zwycięsko.
- No dobra, wygrałeś. Pomóż mi teraz wstać. - wyciągnęła do niego łapę i gdy tylko ją chwycił upadł na glebę.
Obok siebie słyszał rozbawiony śmiech Lili.
- Tak łatwo dajesz się nabrać, dlaczego? - parsknęła.
Tako spojrzał na nią spode łba, ale po chwili też się zaśmiał.
Wstali po chwili i ruszyli dalej. Kiedy wyszli na następną polankę, księżyc był już w pełni.
- Ale szybko ten czas leci. - zagaił Tako.
Weszli w wysoką trawę i o mały włos nie wpadli do strumyka przepływającego tędy z ledwo słyszalnym szmerem.
Lili spojrzała na jego gładką taflę i ujrzała w niej kremową lwicę. Zatrzymała się i usiadła nad lustrem wody.
Jej pyszczek zmienił gwałtownie swój wyraz.
- Lili? - Tako z wolna podszedł do przyjaciółki.
- Ciekawe co się stało z resztą? Co jeśli nie mieli tyle szczęścia co my?
- Nie martw się. Na pewno nic im nie jest. - nie miał pojęcia jak ma się zachować. Przytulić ją? Czy może lepiej nie?
- Tęsknie za rodziną, za domem i za przyjaciółmi... - rzekła smutno. - A ty Tako?
Wnet zdała sobie sprawę, że poruszyła bolesny temat u towarzysza.
Tako zgarbił się nieco. Jego wzrok stał się jakiś taki osowiały.
- Wiesz... Wolałbym o tym nie mówić. - wyszeptał, jak gdyby bojąc, że ktoś ich usłyszy.
- Tako, powiedz. Lżej ci się zrobi. - zachęcała go nieśmiało Lili.
- Dobra, ale...proszę, nikomu nie o tym nie mów. To raczej nie jest jakaś niezwykła historia z masą akcji i różnymi dodatkami specjalnymi. To po prostu dzieciństwo  małego, zadziornego lwiątka zagubionego w tym całym świecie.
Jak wiesz, kiedy rodzice się rozchodzą zawsze najbardziej obrywa dziecko. Byłem mały i większości rzeczy nie rozumiałem - dlaczego mama i tata już się nie lubią, dlaczego się rozstają?
Jedyną osobą, która mnie wtedy wspierała była Elli - cudowna lwiczka. - oczy mu się lekko zaiskrzyły, a po chwili zgasły jak zdmuchnięta świeczka. -Zawsze mnie pocieszała, kiedy tego potrzebowałem. Była dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Lubiliśmy się.
Pewnego dnia coś zaciągnęło mnie na terytorium hien. Nie wiem jak to nazwać. Może po prostu przeczucie? Po paru krokach ujrzałem zwalone pod skalną ścianą wyschnięte pnie drzew. Obok nich coś leżało. Coś niewielkiego. Podbiegłem zaciekawiony i ogarnęło mnie przerażenie, bo to była Elli... - przerwał na chwilę, przełknął głośno ślinę i kontynuował. - Tak miało najwidoczniej być. Leżała tak sparaliżowana, zakrwawiona, a ja nie miałem pojęcia co mam robić. Dotknąłem lekko jej pyszczka. Słyszałem jej słaby oddech.I nagle usłyszałem od niej jej ostatnie zdanie skierowane właśnie do mnie. Po chwili zamyślenia Pobiegłem po pomoc, a kiedy wróciłem razem z jej ojcem, ona już nie żyła. - głos zaczął mu się łamać.
- A co to były za słowa? - spytała wsłuchana Lili.
- Właśnie to mnie najbardziej boli, że nie pamiętam... - po jego pyszczku powoli spłynęła łza. - Po tym zdarzeniu załamałem się. Sytuacja w rodzinie dodatkowo pogarszała mój stan. Pewnego dnia przyszła do nas wielka burza. Ja i mama mieliśmy się tego dnia wyprowadzić z domu. Błyskało i lało jak z cebra. Po porze suchej łatwo było o pożar. Wędrowaliśmy już z mamą dobrych parę godzin, gdy niespodziewanie nieopodal nas piorun strzelił w wielki baobab, iskry sypnęły na suchą trawę i wszystko się zapaliło. Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Po chwili byliśmy z mamą w pułapce. Nie było szans na jakikolwiek ratunek. Uciekliśmy kawałek i natychmiast ogień zagrodził nam drogę. Bezsilnie opadłem na trawę, bo zaczynało się robić duszno. Mama położyła się obok i ukryła mnie w swoich łapach. Chroniła swoje dziecko przed ogniem własnym ciałem. Potem chyba zemdlałem, bo nie pamiętam co się dalej działo.
Ocknąłem się już po wszystkim. Głowa mamy lekko mnie przygniatała. Wydostałem się z jej łap i spojrzałem na jej nieruchome ciało. Nie płakałem. Można by powiedzieć, że przywykłem. - urwał mu się głos.
- Resztę historii już znasz - biedne małe lwiątko zagubione w tym wielkim świecie. - wydusił w końcu.
- Przykro mi, Tako. - wyszepnęła Lili. - Pewnie najbardziej bolała cię strata Elli.
- Wiesz, ja już ją chyba odzyskałem. - spojrzał na lwicę, oblaną światłem tysiąca gwiazd. Z łatwością mogłaby do nich dołączyć.
Czuł, że chce jej coś wyznać. Tylko co? Była dla niego taka dobra i miła. Taka cudowna innymi słowy. Nie wiedział jak ma to powiedzieć. Nie rozumiał dlaczego tylko przy niej czuje się tak wyjątkowo.
Jego łapka z wolna zaczęła zmieszać w kierunku łapki Lili.
- Mogę się tobie z czegoś zwierzyć? - spytała niepewnie.
- Dawaj. Spokojnie, nie potrafię plotkować. - odpowiedział.
- Wbrew pozorom jest mi trudno, bo z mojego życia nagle zniknęła ważna dla mnie osoba. - przerwała na chwilę, po czym ciągnęła dalej. - Lego był dla mnie tak ważny, jak dla ciebie Elli i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, a tu taka niespodzianka. Brakuje mi go teraz... - zakończyła.
Nagłe i bolesne ukłucie w sercu. Tako cofnął odruchowo łapę i posmutniał.
Ale właściwie, dlaczego? Przecież ona jest tylko głupią lwicą. Takich jak ona jest wiele na tym świecie. Tylko czemu musieli trafić na tę przeklętą wyspę akurat we dwoje? On by sobie po prostu odszedł, a ona zostałaby ze swoim kretynem Lego na Lwiej Ziemi.
- Dobrze, że przynajmniej ty tu jesteś. - dodała i chciała przytulić w podzięce lwa, ale on się odsunął.
,,Przynajmniej? Co to miało znaczyć?" - pomyślał.
- Wracajmy już. - zaproponował i szybko ruszył w powrotną stronę.
Jego towarzyszkę bardzo zdumiała jego nagła zmiana zachowania, ale nie protestowała.
Gdy byli na miejscu Lili ułożyła się na swoim posłaniu i wyczekiwała aż Tako zrobi to samo, lecz on poszedł w stronę źródła i tam ułożył się do snu.
Tego dnia mimo, mimo że nieświadomie, Lili zraniła go najbardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz