wtorek, 19 kwietnia 2016

Roz.13 ,,Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie."

Chłód, dudniący deszcz i ciepłe futro ukochanej mamy.
,,Wszędzie dobrze, ale z rodziną najlepiej.'' - pomyślała senna Luna i otworzyła lekko oczy. - ,,Chwila, z rodziną? Ale to wcale nie jest nasza jaskinia. To znaczy, że to jest...'' - na jej pyszczek wlał się rumieniec i z przerażeniem zauważyła, że to miłe i ciepłe futro należy do Lego!
Odskoczyła jak oparzona od śpiącego lwa i poczuła na sobie lodowate krople deszczu. Otrząsnęła się i ponownie spróbowała zasnąć. Niestety niezbyt jej się to udawało. 
Tyle czasu już minęło, że oboje zdawali się zapominać o dawnym życiu, przyjaciołach i rodzinie.
Tylko czasami, jakby przez sen, zdawały im się przelatywać przez głowę wspomnienia z dawnych dni, o których po chwili i tak zapominali.
Lwica spoglądała sennie na spadające po zielonych liściach krople deszczu. 
,,Dzień jak co dzień.'' - oceniła w myślach.
Codziennie w południe witał ich zimny deszcz, przez co musieli go przeczekiwać w swojej kryjówce. Zazwyczaj w tym czasie rozmawiali, ale dzisiaj żadne z nich nie miało do tego nastroju.
Po chwili usłyszała obok siebie przeciągłe ziewnięcie i obserwowała jak młody lew przeciąga się leniwie.
- Głodna? - zagadnął.
- Trochę. - skłamała. Od dwóch godzin kuło ją w żołądku.
- Chodź na łąkę. Może jakaś kuropatwa chociażby się znajdzie.
- W deszcz? - spytała, niechętnie się podnosząc.
- Co ty jakaś taka inna dzisiaj? Przecież ty kochasz deszcz.
- Sorry, to przez ten sen... Śniło mi się, że jestem jeszcze lwiątkiem i spadam ze stromego zbocza do wartkiej rzeki. 
- Nie pękaj, to tylko sen. Przecież nic takiego nigdy się nie stało.
- Wiem. Ale czuję się tak, jakby ten sen był kiedyś jawą... - ciarki przeszły jej po ciele.
Lew spojrzał niepewnie na lwicę, podszedł do niej i spojrzał jej w oczy.
- Nie bój nic. Zawsze, kiedy będziesz w potrzebie twój przyjaciel ci pomoże. - rzucił jej pewne siebie spojrzenie. - A teraz chodźmy już na polowanie, bo deszcz przestaje padać i za chwilę na łące zaroi się od antylop.
Ruszył szybkim krokiem przed siebie, ciągnąc za sobą Lunę.

                                                                                ***

- I co? Mówiłem, że jak zwykle znajdzie się tu jakaś antylopa. - powiedział dumnie Lego, leżąc na trawie i zajadając swój obiad.
Luna przewróciła oczami, na znak ignorancji i zaczęła jeść swój kawałek.
- Hej, ciągle myślisz o tym śnie? - lew spojrzał podejrzliwie na towarzyszkę.
- Nie, tylko czułam się tak, jakby to było wspomnienie... Z dzieciństwa.
- Słuchaj, jak się będziesz ciągle tym przejmować to raczej spokojnie obiadu nie zjesz.
- Dobra, ok. Postaram się o tym nie myśleć. - powoli wstała i wolnym krokiem ruszyła w kierunku znanego im dobrze wodospadu.
- Czekaj! Jeszcze nie skończyłem obiadu!
Udała, że tego nie słyszy. Z rozbiegu chwyciła się zębami zwisającej nad wodą liany i wskoczyła do zimnej wody.
- Luna! Nie można pływać po jedzeniu! Luna? - podbiegł do lustra wody i zaczął wypatrywać lwicy, której nie było widać na powierzchni wody.
Niespodziewanie poczuł, że ktoś łapie go za skórę na karku i wciąga do wody.
Rozległ się donośny plusk wody i przenikliwy śmiech lwicy.
- Jeden zero dla mnie! - krzyknęła i wyskoczyła na brzeg.
Po chwili za nią wyskoczył również Lego.
- Bardzo śmieszne! - rzekł ironicznym głosem i spojrzał na przemoczoną przyjaciółkę.
Jej futro połyskiwało w słońcu. Wyglądała ślicznie.
,,Jest cudowna! Po prostu cudowna!'' - przemknęło przez głowę Lego.
- Co się tak zapatrzyłeś? - spytała roześmiana.
- A nic. - odparł, jakby wyrwany z transu.
- Ciekawe czy mnie złapiesz? - zawołała i rzuciła się do biegu. Lego też do niej dołączył.
Gnali przez łąki, zdobione w mokrą od deszczu trawę.
Wkrótce jednak postanowili wrócić z powrotem do kryjówki.
Luna ułożyła się wygodnie w rogu schronienia, w celu ucięcia sobie drzemki.
Lew spojrzał na nią opiekuńczym wzrokiem i postanowił się jeszcze przejść. Czasami robił sobie takie wypady do niedalekiego źródełka (w czasie kiedy lwica spała), żeby móc w spokoju wszystko przemyśleć. Z powodu braku jakichkolwiek innych przyjaciół, poza nią, był zmuszony rozmawiać ze swoim odbiciem na tafli wody.
- Ale ona się zmieniła. - zaczął rozmowę, gdy był już na miejscu. Biały lew wpatrywał się w niego uważnie. - Kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie taka śliczna! A teraz... Sam nie wiem... Za każdym razem, gdy stoi w słońcu lub jest cała mokra, jej futro tak pięknie błyszczy! Za to w nocy to jej oczy nabierają blasku i są tak niesamowicie głębokie... Nie znam lepszej przyjaciółki od niej. - towarzysz zrobił niepewną minę na te słowa. - Co się tak patrzysz? Nie, nie ma możliwości, że mi się podoba. Co? A niby skąd to wnioskujesz? Nie! Wcale nie! Chociaż...? Kogo ja oszukuję? Zachowuję się jak dzieciak zamiast po prostu przyznać, że chyba mi się podoba... - spojrzał na lustrzane odbicie. - Dobra, koniec z chowaniem głowy w piasek! Dzisiaj jej to powiem! O ile nie stchórzę... Ok, nie stchórzę! Obiecuję! - rzucił i biegiem pognał przez las, żeby znaleźć jakieś naprawdę niezwykłe miejsce.
- Mam najwyżej dwie godziny na powrót do kryjówki zanim księżniczka się obudzi, więc muszę się lepiej pospieszyć. Ale będzie miała niespodziankę! Tylko jak ja jej to powiem? Jak mam ująć w kilku słowach to, jak się przy niej czuję? Dobra tam! Idę na spontan! Co będzie to będzie!
Po kilku godzinach wrócił do Luny, która już od dawna nie spała i zastanawiała się, gdzie też się podziewa?
- Dlaczego cię tak długo nie było? I gdzie byłeś? I przecież wiesz, że trochę boję się zostawać tutaj sama, prawda?! - zasypała go pytaniami. Na chwilę zdało mu się, że traci pewność siebie, ale po chwili poczuł przypływ sił.
- Przepraszam, że cię zostawiłem, ale miałem swój powód. Z resztą tu i tak nie ma innych lwów. - kątem oka zerknął na zachodzące słońce. - Masz ochotę na przechadzkę?
- O tej porze? Nie jestem pewna...
- Oj no chodź! - nie odpuszczał. - Będzie fajnie. Pokażę ci jedno miejsce, którego na pewno nie widziałaś.
Zrezygnowana lwica po głośnym westchnieniu podążyła za lwem.
Kiedy doszli na miejsce, Lego kazał jej zamknąć oczy. 
Czuła pod łapami nieco wilgotną ściółkę. W końcu towarzysz pozwolił jej otworzyć oczy i ujrzała przepiękny widok.



Przed nią rozpościerał się podmokły teren, który zdobiły wysokie drzewa. Na gładkiej tafli wody lśniło odbicie księżyca. Pomimo, że była noc jego poświata sprawiała, że było jasno jak w dzień. 
- Łał... - wyszeptała zaskoczona Luna.
- Podoba ci się? - spytał zestresowany Lego. Bał się, że coś nie pójdzie po jego myśli i reszta planu się zawali.
- Tu jest cudownie! Zawsze udaje ci się zgadnąć, co lubię najbardziej. Weźmy na przykład to miejsce - po prostu niesamowite! - odrzekła jednym tchem.
Lew, w głębi duszy, skakał w tej chwili ze szczęścia.
- No to pierwszy punkt programu! Upolowałem dla nas sporą antylopę. - wyrecytował dumnie.
- Sam? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- A co?
- No nic, tylko zawsze polujemy jak zgrany zespół. Nie sądziłam, że samemu uda ci się coś upolować. - zakończyła niepewnie.
- No wiesz co! - zrobił smutną minkę, ale po chwili znów się uśmiechnął. - Najpierw spróbuj, czy jest z pierwszego sortu.
Zjedli kolację i okazała się przepyszna. Następnie Lego zaprosił lwicę, aby razem usiedli na skrawku lądu, najdalej wysuniętego nad taflą wody.
Na chwilę zapatrzył się na jak zwykle lśniącą w blasku księżyca sylwetkę Luny, a gdy tylko to spostrzegła, odwrócił wzrok.
Przez pewien czas rozmawiali, a potem umilkli. 
,,No dawaj, stary. Teraz albo nigdy!" - pomyślał stanowczo Lego, po czym zamarł w bezruchu.
Nie miał odwagi się nawet poruszyć.
Towarzyszka siedziała, wpatrzona w gwiazdy na granatowym płaszczu nieba, niczego się nie domyślając.
W końcu łapa lwa lekko drgnęła i z trudem ruszyła w kierunku pomarańczowej łapki. Po chwili niepewnie jej dotknęła.
Lunie serce gwałtownie przyspieszyło, gdy tylko zrozumiała powagę sytuacji.
- Luna... - zaczął, zacinając się Lego. - Czy ja...to znaczy, czy ty...Yyyyyy...w sensie, że czy my... - błądził przez chwilę wzrokiem, aż napotkał jej brązowe, pytające oczy. Wnet się nieco uspokoił. - Chciałem tylko spytać, czy nie chciałabyś zostać moją dziewczyną? - wypalił.
Na twarz lwiczki wlał się rumieniec.
- Wiesz, Lego ja... - umilkła na chwilę. Już chciała powiedzieć tak, ale coś ją przed tym przestrzegało. Jakby jakaś trauma z dzieciństwa? - Jeszcze to przemyślę. Potrzebuję czasu do namysłu. - dokończyła.
- Znaczy, że nie chcesz... - zwiesił smutno głowę.
- Nie to, że nie chcę. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa... - spojrzała na zasmuconego przyjaciela.
Po chwili namysłu przytuliła go. Odpowiedziało jej ciche mruczenie.
- Tak mnie szantarzujesz tą swoją smutną minką, że chyba muszę powiedzieć: tak. Ale załóżmy, że jak na razie, będzie to takie połowiczne ,,tak".
- Dobra. - wymamrotał.
Niespodziewanie przewróciła go i spojrzała mu w oczy.
- Nie mamrocz, bo wiesz, że tego nie lubię.
- Ok. - oboje wybuchli śmiechem i potarli się pyszczkami, na znak, że od dzisiaj są parą.
Późną nocą wrócili di schronienia i ułożyli się blisko siebie.
Luna wtuliła się w ciepłe futro drugiej połówki.
- Wiesz, teraz jest o wiele lepiej. - wyszeptała.
- Tak? A dlaczego? - spojrzał na nią i polizał czule po głowie.
- Bo będzie przynajmniej ciepło w nocy. - zażartowała i wkrótce zasnęła.
,,Nie wyobrażam sobie swojego życia, gdyby los nie postawił jej na mojej drodze..." - pomyślał i również zapadł w głęboki sen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz