sobota, 17 września 2016

Roz.21 Przyjaźń i miłość - dlaczego zawsze jedno wyklucza drugie?

Luna

No i super! Odkąd pamiętam ja i Lili byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Takimi od serca. Tyle, że to serce coś chyba popsuło. 
No cóż. Tak czy siak w końcu jakoś by się dowiedziała. 
- Mogłem z nią pogadać. Albo chociażby uprzedzić. Albo w ogóle nigdzie z tobą nie wychodzić. - patrzyłam na drepczącego w kółko Lego.
- Przepraszam, czy ty sugerujesz, że to wszystko moja wina?! - wybuchnęłam i odwróciłam gniewny wzrok.
- Tak! To znaczy, nie! To znaczy... No... Gdybym dzisiaj z tobą nie wyszedł to nigdy by się nie wydarzyło. - powiedział, nie patrząc na mnie. 
- Że co?! - poczułam przypływ wściekłości. - Czyli to wszystko przeze mnie?! To ty chciałeś mi zrobić niespodziankę!
Stanął nagle w miejscu i podszedł do mnie z najeżoną sierścią. Nie wstałam jednak z miejsca tylko wpatrywałam się twardo w jego pełne gniewu oczy.
- Czyli, że niby ja zawiniłem?! - syknął wściekle. Wytrzymałam przeszywające mnie spojrzenie i odwróciłam się od niego, waląc go końcówką ogona w pyszczek. 
Prychnął oburzony i zawołał za mną:
- A ty niby dokąd?!
- Gdziekolwiek, byleby jak najdalej od głupich chłopaków! Skoro tak kochasz Lili, to może idź sobie do niej!!! - wrzasnęłam z furią i usłyszałam w odpowiedzi pełen złości ryk.
- Kretyn! - prychnęłam pod nosem i zaczęłam biec co sił w łapach, byleby pozbyć się z siebie furii.
Chłopaki to idioci! Po co mi to było? Zawsze kiedy byłam lwiątkiem marzyłam o wielkiej miłości, a teraz miałam ochotę przejechać pazurami po pysku Lego.
- Wredny, tępy, głupi... - syczałam pod nosem, ale w pewnym momencie urwałam, bo usłyszałam pojedynczy trzask gałązek gdzieś w pobliżu. Odruchowo przypadłam do ziemi i wskoczyłam za pobliskie drzewo, wyglądając ostrożnie zza szerokiego pnia. Przez chwilę czekałam w ciszy aż w końcu dostrzegłam drobną sylwetkę Lili wyłaniającą się zza zakrętu ścieżki.
Przez moment wahałam się, czy aby nie zmyć się jak najszybciej z miejsca, ale... Szczerze mówiąc czułam się jakbym miała łapy z kamienia. Nie potrafiłam się nawet poruszyć, a Lili zbliżała się z każdą sekundą. Wlepiałam w nią wzrok, uważnie jej się przyglądając.
I muszę powiedzieć, że w pewnej chwili poczułam się jak... Kretynka. Dokładnie! Jak największa kretynka.
Żal ścisnął moje serce, gdy lwica przechodziła dosłownie parę centymetrów obok mnie, nawet nie wyczuwając mojej obecności. Wzrok miała jakiś taki nieobecny, łapy jak z cienkich patyczków, które w każdej chwili miałyby się pod nią załamać. a jej ogon ciągnął się za nią po nasiąkniętej wodą ściółce.
Oderwałam od niej wzrok, dopiero kiedy znikła za kolejnym zakrętem. Głupio się poczułam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka ta miłość jest bezsensowna. Przez tego głąba obie mogłyśmy na zawsze utracić naszą odwieczną, wspólną więź, którą przez tyle lat umacniałyśmy. Zawsze wołali za nami: ,,Nierozłączki!'', albo: ,,Wasza przyjaźń naprawdę nigdy nie zginie.''.
I ja na serio chciałam ją stracić? Moją kochaną, najdroższą Lili? Która była przy mnie w każdym momencie mojego życia. Która razem ze mną śmiała się, płakała. Która nigdy mnie nie opuściła... A ja już chciałam.
Zwiesiłam uszy i wbiłam zawstydzony wzrok w łapy.
- Oj, ty głupia kretynko. No to co? Lecimy za nią. - mruknęłam sama do siebie i pognałam, zachowując pewien dystans od celu, świeżym tropem Lili.
Minęłam strumień, łączkę i w końcu, kiedy mrok zapadł dokoła, dotarłam do, naprawdę cudnego, miejsca. Znajdował się tu średnich rozmiarów wodospad i krystalicznie czyste jezioro pod nim, w którym odbijała się tarcza księżyca.
Nagle usłyszałam głośny plusk wody i natychmiast skoczyłam w pobliskie krzaki. Bez trudu dostrzegłam kremowe futro Lili, znikające pod taflą wody. Przez parę minut nie wynurzała się i to mnie trochę przeraziło. Niepewnie wyłoniłam się z kryjówki i powoli zbliżyłam się do brzegu jeziora. Wiedziałam, że już tutaj głębokość osiąga co najmniej 3m wgłąb, więc ostrożnie wyciągnęłam jak najdalej się dało do przodu szyję i usiłowałam dojrzeć coś pod ciekłą granicą. Niestety za dnia może i byłoby to możliwe, ale w nocy już nie za bardzo, mimo że i tak jest nadzwyczaj jasno.
Przerażona poczułam przyspieszone bicie serca. A co jeśli coś jej się stało? A właściwie, od kiedy ona w ogóle umie pływać?!
- Lili! - krzyknęłam. Odpowiedziała mi cisza. Jeszcze bardziej nachyliłam się nad wodą i niespodziewanie coś lub ktoś wyskoczył dynamicznie z głębi jeziora tuż pode mną, chwycił mnie za kark i pociągnął za sobą w błękitną przestrzeń.
Przekoziołkowałam do jeziora i automatycznie otworzyłam pod wodą oczy, w poszukiwaniu sprawcy. Przede mną unosiła się Lili z gniewną, ale zarazem rozbawioną miną. Patrzyłam się przez chwilę na nią jak ogłupiała aż w końcu podpłynęła do mnie, odepchnęła mnie z całej siły (chyba złośliwie) łapą i wyskoczyła zgrabnie na powierzchnię.
Zdezorientowana zaczęłam machać łapami, żeby również wydostać się już z wody i po chwili ujrzałam końcówkę ogona znikającą z linii brzegu.
- Lili, czekaj! - zawołałam, plując wodą. Otrzepałam się pospiesznie i szybko ją dogoniłam. - Czekaj!
Usiadła spokojnie i zaczęła myć sobie łapę, jakby mnie ignorując.
Teraz albo nigdy - pomyślałam i wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się nieco uspokoić.
Nie lubię przepraszać. Zawsze z trudem mi to wychodzi, ale chyba tym razem muszę się postarać. Nie chcę jej stracić. Chłopak się znudzi, złamie ci serce i ''asta la vista'' kochana. Za to prawdziwa przyjaciółka zdarza się raz na tysiąc fałszywych i nie warto jest zamieniać ją na takiego kretyna.
- Lili... - zaczęłam, sadowiąc się naprzeciw niej. - Ja... Nie chcę, żeby jacyś chłopcy decydowali o naszej przyjaźni. Nie chcę, żeby przez Lego nasza przyjaźń runęła. Ja... ja... - głos zaczął mi się łamać, bo ona wciąż nie raczyła nawet na mnie spojrzeć. To zabolało. Po chwili mówiłam już bardziej zrozpaczonym tonem. Nie potrafiłam tego pohamować. - Tak wiem, jestem kretynką. Debilką, kretynką. Ale dlaczego akurat przez chłopaka mamy kończyć naszą znajomość? Jeśli chcesz to ja... ja... ja z nim zerwę. - przełknęłam z trudem ślinę, bo już poczułam ostry ścisk w gardle. - Ja... przepraszam.
I rozpłakałam się. Jak ostatni mazgaj, Nie cierpię mieć świadomość, że ktoś widzi jak płaczę. Jednak tym razem nie umiałam się powstrzymać. Całe życie z nią przeżyłam. No może oprócz tych kilku lat. Ale teraz, kiedy wreszcie byłyśmy razem... Ja zrobiłabym wszystko, żeby tylko znów mieć miejsce w jej sercu.
Zamknęłam oczy i zwiesiłam zrezygnowana głowę. Nie chciała mnie znać. A przynajmniej udawała, że mnie już nie zna.
Ale w pewnej chwili poczułam, że ktoś mnie przytulił. Ciepło zaczęło powoli na nowo ogrzewać moje serce.



- Wiesz, moja kochana kretynko, ja ci już chyba wybaczyłam. - szepnęła mi do ucha, kojącym tonem.- Mnie, jak się okazuje, kocha ktoś zupełnie inny, więc chyba nie mam się już o co obrażać. Z resztą... - odsunęła się i podniosła mi łapą głowę. Zobaczyłam jej uśmiechnięty delikatnie pyszczek i z wolna przestałam płakać. Łzy zastąpił stopniowo uśmiech szczęścia. - Chyba nie widziałam jak dobrą byłaś dla mnie przyjaciółką. Luna, czy... czy tobie podobał się Lego? No wiesz, kiedy byłyśmy małe, - spytała niepewnie, z zapeszoną miną.
Zarumieniłam się strasznie. Skąd to wiedziała? Zgadła, domyśliła się? A może Viki jej dawniej wypaplała?
Unikałam przez chwilę zażenowana jej wzroku i w końcu wymamrotałam:
- No..no tak.
- Więc w takim razie, ja też przepraszam. - powiedziała, ponownie mnie przytulając.
- Za co? - spytałam zdziwiona, choć tak naprawdę troszeczkę bym chciała usłyszeć przeprosiny za wszystkie dni tego ich głupiego randkowania.
- Za to, że byłam taka ślepa. - zaśmiała się.
Jak dobrze było usłyszeć wreszcie jej śmiech. Po tylu latach. I od razu przypomniało mi się dzieciństwo. Nasze najlepsze wybryki. Głupawka całymi dniami... Wiele bym dała, żeby cofnąć się jeszcze do tamtych czasów, ale niestety, niektóre rzeczy pozostaną jedynie w naszej pamięci. Tak samo mam nadzieję kłótnie między mną a Lili.
- Kocham cię, wiesz? Jesteś jedyną tak wspaniałą przyjaciółką. I błagam, nie kłóćmy się już więcej z powodu głupich chłopców, okey? - powiedziałam, a z mojego gardła wyrwało się ciche mruczenie.


Lego

- Czasem mam wrażenie, że kompletnie nie rozumiem dziewczyn, - burknąłem do siedzącego na moim grzbiecie Kiru.
- Widzisz, mam to samo. - zaskrzeczał. - Myślisz, że już je skumałeś, a one tak czy siak jeszcze nie raz cię zaskoczą.
- Dokładnie. - mruknąłem pod nosem. Wzrok miałem wbity w przemieszczającą się pod moimi łapami ściółkę. Tak naprawdę tylko na wpół słuchałem co do mnie mówił Kufikuri. Raczej bardziej obchodziła mnie moja pierwsza kłótnia z Luną.
Przecież zawsze doskonale się rozumieliśmy. Nie było powodów do kłótni, za nim zostaliśmy parą. A tu nagle takie spięcie. Sam nie wiem... Może to jakiś znak? Może to po prostu nie ma sensu...?
Co ja bredzę?! Przecież ją kocham i tego nic nie zmieni, ale teraz raczej nie miałbym ochoty ponownie ją spotkać.
- Halo, słuchasz mnie w ogóle?! - wyrwał mnie z zamyślenia głos Kufikuriego.
- Tak, tak. - wybełkotałem pospiesznie i dodałem zapobiegawczo: - mógłbyś powtórzyć?
W odpowiedzi ptak napuszył się i odkręcił grzbietem do mojej głowy.
- Dobra, jak chcesz to się obrażaj jak mały, rozpieszczony pisklak, ale w takim razie wypad z moich pleców! - fuknąłem i usiłowałem strząchnąć go z siebie, ale wczepił się mocno pazurami w moją skórę i przez to ledwo powstrzymałem się od skulenia pod wpływem ostrego bólu. Po krótkim namyśle przestałem wierzgać, pytając jak najspokojniejszym tonem:
- Gadać nie chcesz, zleźć nie chcesz, więc co tu jeszcze robisz?
W środku czułem wściekłość, którą naprawdę chciałem na kimś wyładować, ale starałem się powstrzymać.
- Nie mam zamiaru zostawić cię tu samego. Jeszcze zrobisz jakieś głupstwo, głąbie. - powiedział w końcu.
- Niby skąd takie podejrzenia? - burknąłem.
- Bo znam cię nie od dzisiaj.
- Ale i tak za krótko. - pokwitowałem zdenerwowany i podskoczyłem wysoko w powietrze, zrzucając zaskoczoną papugę ze swoich pleców.
Usłyszałem jedynie z zadowoleniem głośny skrzek i odgłos szybkiego łopotania skrzydeł.
- Dobra! Taki jesteś?! To sobie idź dokąd tylko chcesz, ale jak coś ci się stanie, nie licz na moją pomoc. - usłyszałem jego pełen oburzenia głos i po chwili już go nie było.
Odetchnąłem z ulgą. Wreszcie cisza i spokój, chociaż w pewnym sensie już po paru minutach zapragnąłem, by Kiru znów zaszczycił mnie swoją nieznośną obecnością. Nie miałem pojęcia czym zająć myśli, więc odwieczne tematy automatycznie same wciskały się uporczywie na miejsce miłych myśli i dosyć szybko z nimi wygrywały. W głowie zaczynał rysować się krajobraz sawanny. Przed oczami pogodna twarz matki. Roześmiana, kochająca i troskliwa... A przynajmniej taką ją zapamiętałem. Ale szybko jej pyszczek zmienił kontury, wygląd i przybrał postać surowej miny ojca. Zawsze liczyła się tylko władza. Władza, władza, władza... A kiedy syn? Ech... Gdyby mama żyła... Może niektóre sprawy potoczyłyby się inaczej. Ale nie da się cofnąć czasu i to chyba zawsze najbardziej boli. A już próba zabicia mnie przez jedyną bliską mi osobę, to było jak ostry kołek wbity prosto w serce. Jestem już dorosły. Nie mam wciąż czterech lat, a mimo to wciąż czuję ból, tę samą urazę do własnego ojca, której już nic nie naprawi. Czasami zastanawiam się co by się stało gdybyśmy się jeszcze kiedyś spotkali. Czy rzuciłby się na mnie z pazurami, czy raczej to ja pierwszy bym to zrobił? Nie wiem, ale jeśli już to wolałbym tę pierwszą opcję, dlatego że nie chciałbym być taki jak on.
Przemierzałem tak wyspę krok po kroku aż w końcu dotarłem do jej końca. Musiałem naprawdę długo iść skoro udało mi się dotrzeć aż tutaj.
Podszedłem powoli do brzegu. Łapy z każdym krokiem zanurzały się głęboko w miękkim, mokrym piasku, a następnie wyrzucały fontanny złocistego pyłu w powietrze. Po chwili piach zaczął niknąć pod powierzchnią wody, przeobrażając się raczej w błoto. Woda tu była równie zimna co wgłębi wyspy. Dzięki temu dawała miłe orzeźwienie i pozwalała pozbyć się z siebie nadmiaru złości, więc bez wahania zanurzyłem się w niej aż po grzbiet. Westchnąłem z zadowolenia i zacząłem z wolna przebierać łapami, pokonując opór wody i płynąc coraz dalej od lądu. Zamknąłem oczy i położyłem się wygodnie na błękitnej tafli. Chłodny dreszcz co chwila przeszywał przyjemnie moje futro. Nade mną jaskrawe niebo, po łapami chłodna woda, a później nagrzany głaz na wyspie. I tak całymi dniami.
Inny lew zapewne zazdrościłby mi takiego życia, ale ja mam już serdecznie dosyć! Chciałbym móc zmyć się wreszcie z tej głupiej wyspy. Wrócić do domu, do przyjaciół...
- Chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć znajomą Lwią Skałę. - szepnąłem sam do siebie i w pewnym momencie poczułem mocne uderzenie w głowę. Natychmiast ustawiłem się w pozycji pionowej i rozejrzałem bacznie dokoła, rozcierając jedną łapą obolałe miejsce.
Szybko i z niemałym zaskoczeniem dostrzegłem sporych wielkości pień drzewa, unoszący się na wodzie. Ale nie to mnie zdziwiło. Spowodował to fakt, że na nim leżała (a raczej prawie już osunęła się do wody) młoda lwica. Jej futro było ostro czerwone, prawie jak mieniący się ogień. Zdawała mi się skądś znajoma, ale niby skąd? I jak się tu znalazła? Po jej stanie można było wywnioskować, że podobną drogą co my. Ale czy to możliwe...? Czy to możliwe, że też pochodzi z Lwiej Ziemi? Czy to możliwe, że kiedyś się znaliśmy?
Nie miałem pojęcia co robić. Wlepiałem tylko zdumiony i ciekawski wzrok w jej pyszczek. Nagle jej oczy otworzyły się, ukazując błyszczące zielenią szparki. Nie przestraszyła się na mój widok. Raczej patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, który w każdej chwili miałby zgasnąć z wyczerpania.
- Pomóż mi... - wychrypiała ledwo słyszalnym głosem i przymknęła opuchnięte powieki.
Nie zastanawiając się od razu zbliżyłem się do lwicy, ustawiłem obok niej i zacząłem pchać przednimi łapami pień, tylnymi wiosłując w kierunku brzegu. Z trudem dotarłem do piaszczystego lądu, ująłem delikatnie zębami skórę na karku lwicy i wyciągnąłem ją z wody na bardziej suche miejsce. Z ulgą dostrzegłem, że jej klatka piersiowa, zaczyna coraz spokojniej i regularniej unosić się i opadać. Ale oprócz tego zauważyłem sporych wielkości brzuch.
,,Będzie mieć młode." - oceniłem w myślach i ponownie przyjrzałem się pyszczku lwicy.
- Nie martw się, Lego. Może i jestem w niezbyt dobrym stanie, ale maluchom nie powinno to zaszkodzić. - odezwała się, ledwo unosząc głowę w moim kierunku. Zesztywniałem z ogłupienia i wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Skąd ty...
- Znasz moje imię? Nie mów, że masz taką krótką pamięć. - sapnęła, śmiejąc się ochryple.
Wytężyłem umysł i starałem się sobie coś przypomnieć.
- Jakaś podpowiedź? - mruknąłem zmieszany.
- Ciekawa jestem czy zdołasz wymienić wszystkich swoich przyjaciół z dzieciństwa. - odpowiedziała krótko.
Obrzuciłem ją głupawym spojrzeniem, ale postanowiłem podjąć wyzwanie.
- Tako, Luna Lili... - zacząłem śmiało, ale dalej nie było tak łatwo. - Shani... eee... Koda i... Viki.
Dokończyłem i spojrzałem na nią zwycięskim wzrokiem. Patrzyła na mnie wyczekująco aż w końcu zrozumiałem. Jak mogłem jej od razu nie poznać?!
- Viki? Viki! - wykrzyknąłem rozemocjonowany i obdarzyłem ją błyskawicznie przyjacielskim uściskiem.
- Słabą masz pamięć, księciuniu. - mruknęła rozbawiona.
- Jak mógłbym zapomnieć o lwiczce, o której bez przerwy nawijał mi mój kumpel. - uśmiechnąłem się łagodnie i odsunąłem pospiesznie. - Chwila, znaczy że to jego małe?
- Tak, ale on jeszcze nie ma o nich pojęcia. - powiedziała, spoglądając czule na swój brzuch.
- Gratuluję. - uśmiechnąłem się pod nosem i od razu pomyślałem o Lunie.
Dziwne. Nawet, kiedy jesteśmy skłóceni nie mogę przestać o niej myśleć.
- No nieważne. Będę miała okazję mu powiedzieć, kiedy wrócimy na Lwią Ziemię.
- Jak to "wrócimy"? - spytałem, ledwo opanowując nutkę kpiny w głosie. - I tak w ogóle jakim cudem się tu znalazłaś? I skąd wiedziałaś, że żyję?
Zasypywałem ją milionem pytań, a ona tymczasem tylko patrzyła na mnie z wyrozumiałym uśmiechem.
- Wszystko w swoim czasie, a jak na razie muszę trochę odpocząć, ale gdzieś dalej od wody. Już nigdy więcej nie zamierzam nawet zanurzyć w niej łapy! - wzdrygnęła się z obrzydzeniem i usiłowała wstać. Odruchowo podparłem  ją natychmiast ramieniem i pomogłem iść w kierunku lasu.
- Na pewno dasz radę? - spytałem, zerkając co chwila z troską na jej brzuch.
Zaśmiała się ochryple pod nosem i odparła krótko:
- Przeżyłam walkę z prądem wodnym, skałami i olbrzymim wodospadem. Zwykły spacer raczej mi nie zaszkodzi.

  -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Naprawdę przepraszam za tak długą przerwę. Najpierw po prostu nie miałam weny, a potem zaczęła się szkoła... No wiecie, kartkówki, sprawdziany itp. Ale wreszcie kolejny rozdział napisany :D I mam nadzieję, że się spodobał :) A teraz kilka pytanek:

a) Jak zareagują pozostali na widok starej znajomej?
b) (Jeśli wrócą na Lwią Ziemię) Jak zareaguje Viki na wieść o odejściu Kody?
c) Jak wyobrażacie sobie dzieci Viki? :) Niestety mam już zaplanowany ich wygląd i płeć XD Ale chciałabym przeczytać również wasze pomysły :-)

niedziela, 7 sierpnia 2016

Roz.20 Czyli przyjaźń...?

Lili

Jak ona mogła?! Jak mogła?! Przecież dobrze wiedziała, że mi się podoba! Wiedziała ile dla mnie znaczy!
Biegłam przed siebie przemierzając kilometr za kilometrem wielkiej wyspy, która przez tyle lat stała się dla mnie zwykłą klatką.
Tyle lat tkwiłam tu razem z jedynym przyjacielem jaki mi pozostał, myśląc, że najważniejsze osoby w moim życiu nie żyją, a tu taka niespodzianka!
Tak się cieszyłam, że wreszcie nie jesteśmy sami, a teraz... Teraz chciałabym, żebyśmy się nigdy nie odnaleźli. Tak byłoby dla wszystkich lepiej.
Albo najłatwiej byłoby, gdybyśmy nigdy się tu nie znaleźli. Mam dosyć!
Pędziłam przed siebie czując już mrowienie w łapach od ciągłego biegu. Wyskoczyłam na polankę usianą wysoką zieloną soczyście trawą. Gdy byłam w jej połowie potknęłam się o wystający kamień, rozcięłam sobie tylną łapę i o mały włos bym się przewróciła, kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie w locie.
- Lili? - usłyszałam zdziwiony głos Tako i otworzyłam oczy.
Tak w sumie to wisiałam w powietrzu, dotykając tylko tylnymi łapami do ziemi pod dziwnym kątem. Tako stał nade mną i podtrzymywał łapami moje plecy.
Odepchnęłam go z furią i walnęłam o ziemię.
- Co jest? - spytał zaskoczony. - Ty... płaczesz? Lili, co się...
,,Jeszcze nie!'' - fuknęłam w myślach.
- Nie twoja sprawa! - wrzasnęłam. Miałam ochotę się na kimś wyżyć, a piekąca łapa tylko zaostrzała mój gniew. - W ogóle to wszystko twoja wina!
Darłam się na niego i nie potrafiłam przestać, a wszystko przez to, że gdybym przestała to natychmiast łzy pociekłyby po moim pyszczku.
- O co ci chodzi? - rzucił oburzony, a ja byłam jeszcze bardziej wkurzona.
- O co mi chodzi? O co mi chodzi?! Ty... Ty zawsze... - próbowałam coś wymyślić, ale nie umiałam znaleźć jakiegoś sensownego obwinienia.
Już dłużej nie mogłam powstrzymywać płaczu. Wpadłam w histerię.
Poczułam jak Tako tuli mnie do siebie.
- Zostaw mnie. - jęknęłam i spróbowałam go odepchnąć, ale miał mocny uścisk.
Przestałam się szarpać i ukryłam mokry od łez pyszczek w jego grzywie. Mimo wszystko ten przytulas trochę mnie pocieszył.
- Nie płacz już. - usłyszałam jego uspakajający szept. - To przez Lego?
- T-tak, ale... sko-kąd to wiesz? - drgawki po płaczu wciąż jeszcze utrudniały mi wysławianie się.
- Bo ja zachowywałem się identycznie, kiedy wciąż o nim nawijałaś. No, może nieco spokojniej. -struchlałam.
Czy on się ze mnie nabija? Czy to ja zawsze byłam taka głupia, że nie zauważyłam, że naprawdę mnie lubi?
- Co...? - wykrztusiłam. Odsunęłam głowę, żeby móc spojrzeć na jego pyszczek. Miał zmieszany wyraz twarzy.
- Ja... - bąknął. - Wiem, że tego być może pożałuję, ale nie chcę już się dłużej bać. - wymruczał pod nosem i niespodziewanie liznął mnie w policzek.
Odsunął się jednak szybko i strasznie się zaczerwienił.
- Nieważne. Zapomnij o tym jeśli chcesz. - burknął zażenowany.
Czyli jednak byłam głupia. Przypomniałam sobie tamtą noc, kiedy zwierzał mi się na temat swojego dawnego życia i Elli, a ja debilka nie załapałam, bo w głowie miałam oczywiście tylko Lego, który i tak znalazł sobie inną miłość. A Tako przez tyle lat dbał o mnie, polował dla mnie, kochał mnie...
Zawsze traktowałam go jak przyjaciela, ale w sumie... Nawet jest zabawny. Ale też jest zupełnym przeciwieństwem Lego.
Jakby dopasować mnie i Lego do jakiejś historycznej pary to przypominalibyśmy pewnie Mufasę i Sarabi. Oni zawsze się ze sobą zgadzali i mieli ze sobą wiele wspólnego.
A z kolei ja i Tako bylibyśmy jak Kovu i Kiara. Oni bardzo się od siebie różnili i czasem nawet ze sobą kłócili.
Nie wiem czy tego chcę, ale chyba wolę jeszcze przemyśleć tę sytuację i się zastanowić. Z resztą, nie mam ochoty na kolejne romanse po bolesnej stracie Lego. W każdym razie miło, że mimo wszystko próbował mnie pocieszyć.
- Eeee... Tako, ja...
- Przepraszam, jeśli zrobiłem to wbrew twojej woli. - odwrócił się i usiadł plecami do mnie.
- Tako, ja po prostu nie chcę tak szybko, zrozum! Dopiero co straciłam bardzo ważną dla mnie osobę i potrzebuję trochę więcej czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć. - tłumaczyłam jak jakiemuś małemu dziecku. Ale w sumie przypominał mi właśnie takie małe lwiątko, któremu wszystko trzeba dokładnie tłumaczyć i pokazywać.
- Jasne. - mruknął wciąż odwrócony.
- Hej - powiedziałam łagodnie, kładąc łapę na jego ramieniu. Odwrócił się i spojrzał na mnie niechętnie. - Proszę, a jak na razie zostańmy przyjaciółmi. Powiem ci, kiedy będę gotowa.

Tako

,,Przyjaciółmi'' - prychnąłem w myślach, ale rozumiałem jej sytuację. Ja też po stracie Elki nie miałem ochoty na jakiekolwiek miłostki. Dam jej trochę czasu, ale nie sądzę, żeby zmieniła zdanie. Dziewczyny zawsze tak mówią, a potem ot tak zapominają jak gdyby nic się nie stało.
- Okey. - wydusiłem z trudem.
Unikałem zręcznie jej spojrzenia, które teraz przypominało mi o tej żenującej sytuacji.
- Muszę pobyć sama. - poprosiła z naciskiem.
- Jeśli pójdziesz w stronę niedalekiego wodospadu znajdziesz wysoką skalną półkę, w której jest ukryte wejście na kamienne schodki prowadzące na wysoko położoną, skarpę. Jest osłonięta przez wysokie drzewa i widać stamtąd księżyc. Idealne miejsce do przemyśleń.
- Ale... skąd ty to wiesz? - spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Bo ja... ten, no... Czasami sobie tam przesiaduję. - odparłem zmieszany.
To było moje własne miejsce. Właściwie nie wiem dlaczego jej o nim powiedziałem.
- Nie mów o nim nikomu. - dodałem pospiesznie, a ona skinęła z wdzięcznością głową.
Odprowadzałem ją wzrokiem dopóki nie zniknęła za zasłoną drzew.
- A mogłeś się debilu nie zbliżać do granicy z Lwią Ziemią! - mruknąłem sam do siebie i opadłem bezsilnie na ziemię. Słońce dawno udało się na swoją nocną drzemkę i ustąpiło miejsca księżycowi.
- Nic mi się nigdy nie układa, a już zwłaszcza w dzień moich urodzin. - dodałem i zamknąłem oczy.

Lili

Zaprzestałam biegu i postanowiłam się nieco uspokoić. Wolnym krokiem zmierzałam we wskazanym przez Tako kierunku. Również ze względu na obolałą kończynę.
Tyle rzeczy zdarzyło się w tym dniu, że nie miałam pojęcia od czego zacząć. Mijałam wysokie drzewa i barwne, egzotyczne rośliny. Wzrok wbiłam w przemieszczający się pode mną grunt. Słyszałam w oddali szum wielkiego wodospadu, który nasilał się z każdym krokiem.
Mam wybaczyć Lego i Lunie? Niby to moi przyjaciele, ale zranili mnie tak bardzo. Nie jestem pewna. A teraz to z kolei ja zrobiłam komuś przykrość.
Z delikatnym uśmiechem odtwarzałam w pamięci pierwsze spotkanie z Tako. Był taki dziwny i nieufny. A zarazem nawet zabawny.
Przeszłam do chwili, kiedy wylądowaliśmy na wyspie. Pamiętam jak się o mnie troszczył, gdy wreszcie przebudziłam się ze śpiączki. Ale też okłamywał mnie przez cały czas. No ale przecież dla mojego dobra!
Dotarłam w końcu na miejsce, odszukałam wejście w skalnej półce i zanurzyłam się w ciemnościach przejścia. Potykałam się co chwila o jakiś wystający kamień albo waliłam głową w zakręcającą w prawo ścianę. W końcu obolała wynurzyłam się z mroku, żeby przejść na wysuniętą wgłąb lądu skałę. Tako miał rację. Tu było cicho, spokojnie i pięknie. Idealne miejsce do przemyśleń.
Przeszłam na koniec skały i usiadłam na jej czubku. Zadarłam wysoko głowę i spojrzałam w gwiazdy. Tak cudownie się iskrzyły. Zastanawiałam się czy moi rodzice też się w nie teraz wpatrują. Czy za mną tęsknią. Zawsze się ze sobą kłócili. Ciekawe jak jest teraz?
Odwróciłam się plecami do krajobrazu, usiadłam i spuściłam smutno głowę.


Ciągle miałam w głowie scenkę zakochanych. Wybaczyć? Czy może nie?
Nie mam pojęcia...
Musiałam się trochę ochłodzić. Zbiegłam na dół i wypatrzyłam przejście po sporych kamieniach pod strumieniami wody wodospadu. Wskoczyłam zgrabnie na pierwszy kamień, a z niego na kolejny. Księżyc prześwitywał przez lustra cieknącej wody tworząc w nich rozmyte odbicie jego poświaty. Kiedy byłam już mniej więcej na środku jeziora wysunęłam się jak najdalej do przodu, żeby zbliżyć się do jednego ze spadających strumieni i najpierw zanurzyłam w nim język, a następnie wybiłam się tylnymi łapami i przeskoczyłam przez niego czując nacisk spadającej wody na całym ciele. Chlupnęłam do głębokiego jeziorka i z przyjemnością przeszłam w stan nieważkości. Wcześniej nienawidziłam wody, ale przez te wszystkie lata spędzone tu nawet polubiłam kąpiele wodne. Czułam się tak jakbym latała. Z resztą, woda w okolicach wyspy była niesamowicie czysta i głęboka, a w naszym wodopoju zawsze zmieszana była z błotem, który szczypał w oczy i tam nie dało się tak zanurzyć jak tutaj. Wynurzyłam się na powierzchnię i z przyjemnością zaczerpnęłam haust świeżego powietrza. Zerwał się nagły wiatr i szarpał moim krótkim futrem. Położyłam się na wodzie i skrzyżowałam łapy na piersi.
Dobrze, że Tako jest wobec mnie taki wyrozumiały i dał mi trochę czasu do przemyśleń, ale wiem, że jego dalszy los będzie zależał wyłącznie od mojej decyzji. I chyba to jest największym problemem. Bo przecież nie chcę go zranić. Ale to moje życie i moje wybory, więc pozwolę, żeby to serce zadecydowało.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I trochę pytanek na koniec :-)   (zapewne spodziewaliście się, że Lili od razu odpowie mu, że tak, ale potrzymam was trochę w niepewności HA HA HA!)
a)Czy Lili przebaczy zakochanym?
b)Czy zdecyduje się na związek z Tako?
c)Jak zareaguje Tako jeśli Lili jednak się nie zgodzi?

środa, 3 sierpnia 2016

Roz.19 Kłamstwo i prawda

Koda

- Czy zechcesz... nie to głupie. Czy uczynisz mnie... zbyt oficjalne. - burczałem wciąż pod nosem. W łapie miętoliłem drobne zawiniątko. 
- Zamkniesz się wreszcie? Przez ciebie Kama i Kesho zaraz się obudzą. - usłyszałem zrzędliwy głos Dżulii. Siedziała na swoim ulubionym miejscu w naszej odludnej jaskini.
Może powinienem nieco wyjaśnić. Pół roku temu moja siostra poznała lwa imieniem Wavivu. Nie polubiłem gościa, ale to nie była moja decyzja. W każdym razie 3 miesiące później pobrali się i urodziły im się bliźniaki - Kama i Kesho. Urocze maluchy.



Spoglądałem przez chwilę czułym wzrokiem jak Kama otwiera lekko oczka i ziewa przeciągle. Słodki widok. Też chciałbym kiedyś móc patrzeć jak moje małe budzi się ze snu i mocniej wtula w futro Viki. 
Westchnąłem rozmarzenie i po chwili powróciłem na ziemię.
- A tobie jak oświadczył się Vivu? - spytałem i zobaczyłem jak się rumieni.
- Nie twoja sprawa. - prychnęła. Dalej zachowywała się jak dziecko chociaż była już pawie dorosła.
Przewróciłem oczami i dalej mruczałem coś pod nosem.
- Myślisz, że Viki się ucieszy? - zagaiłem w końcu.
- Taaaaaaaaaa, bardzo. - rzuciła na odczepnego. - Po co tyle myślisz zamiast pójść na spontana?
- No przecież nie będę miał szansy sto razy pierwszy raz się jej oświadczyć! - wybuchnąłem. I tak nie przejęła się tym zbytnio. Zaczęła czule lizać śpiącego jeszcze Kesho po głowie, Kama ponownie zapadła w sen, przed tym lustrując uważnie wzrokiem otoczenie.
- Wrzuć na luz. - oceniła z pogardą w głosie i położyła głowę na zimnej skale.
Wbiłem wzrok w podłogę i zatopiłem się w swoich myślach. Przedstawiałem sobie scenkę, w której oświadczam się Viki. Skacze na mnie z radości, przygniata do ziemi i ociera się swoim miłym, delikatnym i miękkim pyszczkiem o mój pyszczek. Rok później rodzi nam się syn, któremu daję na imię Chaka i po paru miesiącach uczę go jak polować. 
Ponownie wydałem z siebie głośne westchnienie i uśmiech wstąpił na mój pyszczek.
Nagle jakieś hałasy dobiegające z zewnątrz przerwały moje rozmyślenia. Spojrzałem wyczekująco na Dżulię. 
- Idź, ja muszę zostać z małymi. Nie chcę ich niepotrzebnie budzić. - powiedziała, a ja natychmiast pognałem pędem na Lwią Skałę.
Pierwsze co zobaczyłem to przerażoną minę nadbiegającego Harry'ego i tłum zgromadzonych na samym dole przed Lwią Skałą.
- Tato? - sylwetka Shani wynurzyła się ze zbiorowiska. Za nią wyłonił się nieśmiało Wedo. - Czy coś...
- Ona, ona-nie-żyje! - wyjąkał i upadł zadyszany na ziemię. Na jego ciele widniały liczne ślady po walce. Ale z kim?
- Kto? Kto nie żyje? I jak to się stało? - odezwał się ktoś ze zgromadzonych.
- Viki! - krzyknął.
Serce zamarło mi na chwilę. Oczy przesłoniła mgła. Dalsze rozmowy docierały do mnie jakby ktoś mówił je przez grubą ścianę.
- Viki? 
- Król! On ją zabił... Walczyłem i udało mi się wygrać. Żałuję, że nie zdołałem jej już pomóc. - wyszeptał i zwiesił smutno łeb.
Lwice otoczyły go dużym kręgiem i rozpoczęła się pięcio-godzinna, żałobna cisza.
Odwróciłem się szybko i pognałem w kierunku niedalekiego lasu galeriowego. Tam znajdowała się nasza wspólna kryjówka. Tam po raz pierwszy mnie pocałowała. Tam patrzyliśmy w gwiazdy i rozmawialiśmy o naszym przyszłym życiu. Teraz nie ma to już najmniejszego sensu...
Zatrzymałem się dopiero na miejscu. Łapy piekły od wielu świeżych zadrapań i ciągłego biegu.
Opadłem bezsilnie na miękkie runo i łzy pociekły strumieniami z moich zamglonych smutkiem oczu. Wciąż miałem ze sobą małe zawiniątko, które chciałem dać Viki podczas oświadczyn. Obracałem je przez chwilę w łapach i w końcu postanowiłem zakopać je właśnie w tym miejscu na pamiątkę naszego dotychczasowego życia.
Wygrzebałem głęboki dołek w nasiąkniętej wodą ziemi i włożyłem tam ostrożnie pudełeczko. Z ostatnim głośnym westchnieniem przysypałem je resztkami wykopanego gruntu.
W końcu położyłem głowę na łapach i przymknąłem powieki.
Odtwarzałem w myślach każdą chwilę naszej znajomości. Pamiętam jak mnie odtrącała, ale się nie poddawałem. Pamiętam jak się kłóciliśmy, ale zawsze również godziliśmy. Pamiętam każdej nocy napawałem się jej słodkim zapachem. I pamiętam jak ostatni raz kiedy się widzieliśmy mówiła mi, że idzie tylko na chwilę coś omówić z Thorinem i zaraz wraca. 
,,Thorin!'' - iskra nienawiści zapłonęła w moich oczach. Zacisnąłem zęby i podniosłem się z ziemi. Przypływ energii jaki dała mi nienawiść wystarczająco mnie zmotywował do pomszczenia ukochanej. Postawiłem sobie jeden cel: zabić Thorina! 
Gdziekolwiek był zamierzałem go odnaleźć i skopać mu porządnie tyłek! Ostatni raz nabrałem w nozdrza słodki zapach lwicy unoszący się jeszcze w powietrzu. 
Słońce zbliżało się ku zachodowi, gdy gnałem przed siebie kierowany żądzą zemsty. Zatrzymałem się jednak gwałtownie i zwróciłem głowę w stronę odległej już Lwiej Skały.
- Żegnaj, Dżulia. Zawsze będziesz moją siostrą, ale już mnie nie potrzebujesz. Vivu się tobą zaopiekuje. - westchnąłem i odwróciłem się z powrotem w stronę zachodzącego słońca. 

Wedo

Latka lecą. Od kiedy poznałem Shani i ogólnie to nowe życie pod przykrywką kogoś innego, wszystko się zmieniło. Nie jestem już tym samym trzęsiportkiem co kiedyś, ale i tak jestem najbardziej tchórzliwym lwem w królestwie. Co do Shani to chyba nawet trochę mnie polubiła, ale wciąż przeczuwa, że coś ukrywam. I to jest nie do zniesienia. Że zawsze muszę udawać przed nią kogoś innego. A może, gdybym jej powiedział prawdę przekonałaby się do mnie? Nie wiem, ale mam dosyć udawania, że jestem Lego.
Miałem zamiar jej dzisiaj o tym powiedzieć, ale akurat w tym momencie Harry nadbiegł nie wiadomo skąd i przyniósł nam straszną nowinę o śmierci Viki. Potem mieliśmy 5 godzin żałobnej ciszy i w końcu się ściemniło. Przez cały czas szukałem w pobliżu Lwiej Skały Kody. Mimo, że nie byłem jego prawdziwym przyjacielem to i tak lubiłem go jak brata i nie zamierzałem zostawić go w tej chwili samego. Dobrze pamiętam jak zawsze zazdrośnie patrzyłem jak przechadza się z Viki po sawannie i nawet czasem przy niej wygłupia. Nie mogłem zrozumieć jak on może tak łatwo wyrażać swoje uczucia co do niej.
Obszedłem Lwią Skałę, przeczesałem każdą ukrytą jaskinię i nawet całe nasze terytorium, ale jego nigdzie nie było. Czyżby... odszedł?
Poczułem bolesny ucisk w klatce piersiowej. Teraz z bliskich mi osób zostali tylko Shani i Harry. Właśnie, Shani. Ciekawe gdzie teraz jest? Postanowiłem to sprawdzić i wróciłem z powrotem do znajomej jaskini. Nie było jej tam.
,,Pomyślmy, jej ulubione miejsce to... polanka obok wodopoju!'' - odgadnąłem w myślach i wolnym krokiem ruszyłem w tę stronę, by po drodze przemyśleć swoje tłumaczenia. Nie zamierzałem spontanicznie powiedzie: ,,Hej, Shani, wiesz co? Przez cały czas żyłaś w towarzystwie kłamcy!''.
To by było śmiechu warte. Wolałem najpierw dokładnie rozważyć każdą opcję.
Gdy tak przemierzałem kilometr za kilometrem gwiazdy zaczęły pojawiać się nade mną zdobiąc nocny podszyt nieba.
Zadarłem do góry głowę i wpatrywałem się w nie. Wiedziałem, że tam są teraz moi rodzice. Że przez cały czas są ze mną. Że dadzą mi odwagę do wyznania prawdy.
Tak się zapatrzyłem, że nie zauważyłem całkiem dużej gałęzi leżącej na środku polany. Potknąłem się i łupnąłem pyszczkiem o ziemię.
- Lego? - usłyszałem dobiegający z oddali znajomy głos.
- Tak. - odpowiedziałem szybko i podniosłem się niezgrabnie na cztery łapy. Otrząsnąłem się z kurzu i piachu i rozpoznałem wśród ciemności sylwetkę lwicy.
Zbliżyłem się do niej i usadowiłem obok. Wciąż nie spuściła na mnie wzroku, tylko wpatrywała się w niebo.
- Na co tak patrzysz? - zagaiłem w końcu.
- Szukam.
- Czego?
- Moich rodziców. - wytrzeszczyłem na nią oczy szukając na jej pyszczku jakiejkolwiek wyjaśniającej odpowiedzi. Spojrzała na mnie kątem oka, westchnęła i kontynuowała. - Zostałam adoptowana. Nigdy nie byłam córką Harry'ego. Ale właściwie czemu ci to mówię? I tak nie zrozumiesz. - spuściła łeb, przeszła kawałek dalej ode mnie i usadowiła się ponownie na miękkiej trawie.
,,Teraz, stary.'' - oceniłem w duchu i znów zbliżyłem się do lwicy.
- Rozumiem o wiele więcej niż myślisz. - szepnąłem. Zawiesiła na mnie pytające spojrzenie. - I... nie zasłużyłem na to, żeby kiedykolwiek poznać kogoś tak cudownego jak ty i... ja... jestem... Tak mi wstyd! Przez całe swoje życie byłem marionetką króla i jego brata! - dopiero teraz to do mnie dotarło. Poczułem jak pieką mnie policzki.
- Lego...?
- Nie. Nie jestem Lego. Jestem Wedo. - wydusiłem i czekałem przez chwilę na jej reakcję, która okazała się być tak gwałtowna, że serce zamarło mi ze strachu.
Shani skoczyła na mnie, przygniotła łapami do ziemi i wyszczerzyła kły.


Struchlałem z przerażenia i zamknąłem oczy. Nagłe, mocne ukłucie jej pazurów tworzących krwawiącą ranę na uchu strasznie mnie przeraziło, ale to co się stało potem kompletnie zbiło mnie z tropu.
Poczułem jak jej usta delikatnie stykają się z moimi. Oddychaliśmy tym samym powietrzem. Przyjemne ciepło wypełniło moją pustkę w sercu. Jednak tylko na chwilę, bo szybko się odsunęła.
Zdezorientowany dźwignąłem się na łapy i spojrzałem na śmiejącą się głośno Shani.
- Ty myślisz, że się nie domyśliłam? - parsknęła. - Mnie nie da się oszukać, ale dałam ci szansę. Gdybym to ja zmusiła cię do wyznania mi prawdy TO zakończyłoby się inaczej. Nie tylko naderwanym uchem. Słaby jesteś jak na chłopaka. - oceniła i dodała: - poza tym nawet cię lubię, ale zapamiętaj: nie znoszę kłamców!
Ulga na sercu była tak wielka, że sam zacząłem się śmiać. Ale jedno wciąż mnie zastanawiało.
- Dlaczego nie wydałaś mnie pozostałym? - spoważniałem i zawiesiłem na niej spojrzenie.
- Bo Lwia Ziemia potrzebuje króla, a nikogo oprócz ciebie i mojego ojca już nie ma. Znam Harry'ego już od dawna i wiem, że nie byłby dobrym królem. Ty jesteś inny. Jedyny w swoim rodzaju; miły i empatyczny. I jak się okazuje również uczciwy. Dlatego cię lubię. I mam nadzieję, że twój charakter nie był ściemniany.
- Nie. - bąknąłem znów zażenowany.
- To dobrze i w tym miejscu zakończmy ten temat. - mimo, że miałem jeszcze mnóstwo pytań kiwnąłem zgodnie głową. - Więc... skąd jesteś? Lego to twój bliźniak?
- A skąd! - pokręciłem energicznie głową. - Moi rodzice zginęli, kiedy jeszcze byłem mały. Thorin tak jakby mnie adoptował, ale wychowywał w ukryciu na Złej Ziemi w starej jaskini.
Popatrzyła na mnie ze współczuciem.
- Podczas, gdy ja wiodłam miłe i zabawne życie na Lwiej Ziemi, ty jadłeś ledwie jedną mysz dziennie na wyschniętych i ponurych terenach. - wbiła wzrok w ziemię jakby była winna za moje dzieciństwo.
- Cieszę się, że wreszcie znalazłem kogoś kto wie jak to jest być niczyim. - przerwałem jej rozmyślenia i dotknąłem jej łapki. Była miękka i puszysta w dotyku.
Skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia i uśmiechnąłem się do niej czule czerwieniąc się przy tym.
Wreszcie mogłem być sobą. I czułem, że to rodzice dali mi odwagę do wyznania jej prawdy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I kilka pytanek ;-)
a) Czy Koda jeszcze kiedyś zawita na Lwiej Ziemi?
b) Czy Kama i Kesho będą ważnymi bohaterami opowiadania w przyszłości?
c) Jak myślicie, jak wygląda Wavivu? Chętnie zobaczę wasze przedstawienia tej postaci w base lub własnoręcznie :) Albo zwykły opis wyglądu.

piątek, 22 lipca 2016

Roz.18 Od Thorina.

Thorin

Czuję mocny ból w barku. Przeszkadza mi to w poruszaniu się, ale mimo wszystko idę dalej. Przez pustynię. Do syna.
Dokoła nie ma nic. Na początku przekroczyłem tereny galeriowego lasu, który oddzielał Lwią Ziemię od pustyni, potem oprócz suchego piachu i ziemi niczego już nie było. Mam nadzieję, że jeśli los pozwoli to jeszcze kiedyś będę mógł zobaczyć Lego i przeprosić go za jego całe życie ze mną. 
W myślach przez cały czas przeklinam kochanego brata za to, co zrobił. Myślę też o Arii. O jej cudownym uśmiechu. O jej pięknej, mieniącej się sierści. Pamiętam jak pierwszy raz ją zobaczyłem...
Byłem młody. Taki jak Lego. Przechadzałem się po granicy Złej Ziemi spoglądając w kierunku Lwiej Skały. Przeniosłem wzrok na pobliskiego źródełko (znajdujące się poza naszą granicą.). I wtedy ją zobaczyłem. 
Siedziała na skale i wpatrywała się we mnie zaciekawionym wzrokiem. Jej sierść była cała mokra i lśniła w promieniach słońca. Była piękna...


Tak się wszystko zaczęło. 
Nie owijaliśmy w bawełnę. Od razu wiedzieliśmy, że będziemy razem. W naszym przypadku różniliśmy się tak bardzo, że właśnie to nas łączyło. Zawsze była śmielsza ode mnie i to ona pewnego razu mnie pocałowała.
Spotykaliśmy się potajemnie. W końcu Harry poznał naszą tajemnicę i wszystko wypaplał matce, która oczywiście miała już obmyślony złowieszczy plan. Ale dzięki temu mogłem odejść na Lwią Skałę razem z Arią. I niestety również z bratem. On też się zakochał w jakiejś lwicy i nawet stał się ojcem, ale nie miał własnych maluchów. Przygarnęli porzucone lwiątko i dali jej na imię: Shani. Chciał dla niej jak najlepiej. Robił wszystko tylko dla niej i żony. Jednym słowem: zmienił się, ale wciąż zazdrościł mi królewskiego stołka.
W końcu my też postanowiliśmy, że przecież musimy mieć następcę tronu. No i po kilku miesiącach oczekiwań urodził nam się synek, którego nazwaliśmy: Lego. Był taki podobny do niej. Taki jasny. I te jego oczy... Wyglądały tak, jakby po prostu skopiował je od matki. To samo spojrzenie, ten sam uśmiech, ta sama radość z życia. 
Byliśmy jedną szczęśliwą rodziną. 
Nie minął miesiąc, a Aria ponownie zaszła w ciążę. Mieliśmy mieć córeczkę. Jednak jedno wydarzenie przerwało nasze cudowne chwile: Aria w końcu odkryła mój cel i wściekła się na mnie. Przez to... poroniła. 
Załamała się i pewnej burzowej nocy uciekła z groty. Miała zamiar wrócić, ale... nie udało jej się. To przez szalejący deszcz i pioruny, które przesłaniały widoczność nie zauważyła, że coraz bardziej zbliża się do pobliskiej głębokiej, wyschniętej doliny rzeki. 
Od tego wydarzenia wszystko się zmieniło. Przestał mnie obchodzić mój jedyny syn. Może dlatego, że tak bardzo przypominał mi Arię? 
Chciałem jedynie dokończyć dzieło matki. 
Dalszą historię chyba znacie. 

Rany krwawią, łapa piecze, a końca pustyni nie widać. Dłużej już chyba nie wytrzymam. Proszę, jeśli to możliwe chce jeszcze kiedyś zobaczyć się z synem. A jak na razie chyba trochę sobie tu poleżę...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No macie w końcu co nieco od ojca Lego :-D. Wiem, że krótkie, ale większość historii już znacie. I jeśli ktoś myślał, że Shani jest spokrewniona z Lego to tylko w papierach XD.

sobota, 2 lipca 2016

Roz.17 Cudowny dzień, ale czy dla wszystkich?

Patrzyłam przez chwilę jak moja najlepsza przyjaciółka i mój (już chyba były :-( ) chłopak skaczą wokół siebie. Nie przejmowałam się licznymi ranami na ciele. Chociaż piekło jak cholera. Ale nie wiem do końca czy moje rany, czy raczej serce? Nie wiem.
Nie wiem też czy mam się cieszyć, bo odzyskałam przyjaciółkę, ale razem z nią nie tylko te dobre wspomnienia.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
- Lili! To ty! To naprawdę ty! - wreszcie oboje nieco ochłonęli i usiedli na ziemi. Przez chwilę stykali się czołami, jakby kompletnie zapomnieli, że ja i Tako w ogóle tu jesteśmy.
- Najgorsze urodziny w życiu. I nie mówię tego po raz pierwszy. - usłyszałam cichy szept towarzysza.
Nagle Lego zerknął kątem oka w moją stronę i chyba zrozumiał jak kretyńsko się zachował, bo cały się zaczerwienił i odskoczył natychmiast od kremowej lwicy.
- Luna, ja...
Wpatrywałam się przez chwilę niepewnym wzrokiem w jego głębokie, błękitne oczy.
Zauważyłam wściekły wzrok Tako. Przez cały czas patrzył z pode łba na Lili i Lego. Czyżby on też się nie cieszył się z danej sytuacji?
Ruszyłam w stronę Lili, żeby ukrócić tę chwilę narastającej ciszy. Zauważyłam, że Kufikuri przez cały czas siedzi na pobliskiej gałęzi i przygląda się z zaciekawieniem całej akcji.
Przeszłam obok Lego i walnęłam go lekko końcówką ogona w pyszczek.
- To wy żyjecie?
- To ja powinnam zadać to pytanie. - zaśmiała się i posłała mi ciepły uśmiech.
Przytuliłam ją mocno i szepnęłam jej do ucha:
- Cieszę się, że znów jesteśmy wszyscy razem.
Ale czy powiedziałam to szczerze?
- Też się cieszę. - odpowiedziała. - Musisz mi dzisiaj o wszystkim opowiedzieć.
Delikatny dreszcz przeszedł mi po grzbiecie.
,,O wszystkim??? Nie ma mowy!'' - przemknęło mi przez głowę.
- Oczywiście! Nawet z najdrobniejszymi szczegółami. - skłamałam. Nie mam zamiaru opowiadać jej o tym jak kradnę jej chłopaka.
- Hm. - przerwał nam Lego. - Jeśli mogę się wtrącić, to dzisiaj Luna ma co innego do roboty.
- O czym ty mówisz? - wytrzeszczyłam na niego oczy. Zapewne to on chce sobie gdzieś pójść z Lili.- A, no tak. Rozumiem. Nie będę wam przeszkadzać.
- Luna, ale miałem na myśli, że chcę ci dać prezent z okazji twoich urodzin.
Urodzin?! Kompletnie zapomniałam! No tak! Przecież dzisiaj są moje urodziny! I Lego dzisiejszy dzień spędzić ze mną, a nie z nią?
Rumieniec wlał mi się na twarz.
- Nie wolisz pobyć sobie z Lili? - zerknął na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Dopiero po chwili załapał o co mi chodzi.
Zbliżył się do mnie i powiedział ściszonym głosem:
- Najpierw ustalimy z nimi miejsce pobytu, a potem będę mógł ci pokazać niespodziankę, okey? No weź, księżniczko. - potarł lekko swoim łbem o mój. - Myślisz, że tak po prostu się od ciebie odwrócę, tylko dlatego, że odnalazłem swoją dawną miłość.
Lubię jak się tak ze mną droczy, więc nie dam mu jak na razie tej satysfakcji.
Odsunęłam pyszczek i udałam w dalszym ciągu obrażoną.
Lili przyglądała się temu nieco niepewnie i po chwili do nas podeszła.
- To co? U kogo mieszkamy? - zaśmiała się głośno.

Ustaliliśmy, że zamieszkamy w kryjówce u Tako i Lili i właśnie tam teraz jesteśmy. Przedstawiliśmy im też naszego najnowszego przyjaciela: Kiru.
- Musimy was przeprosić, ale mnie i Luny nie będzie przez jakiś czas. - oświadczył Lego i pociągnął mnie w stronę leśnej ścieżki.
- Sorki, nic na niego nie poradzę! - rzuciłam na odchodne i podążyłam za przewodnikiem. - To dokąd idziemy? - nie odpowiedział. Za to uśmiechnął się tajemniczo.
Dopiero po pewnym czasie się odezwał:
- Na pierwszym miejscu mamy romantyczny spacer. Chyba już zauważyłaś?
- Jasne, a dalsze punkty?
- Dowiesz się w swoim czasie.
Nawet lubię, kiedy jest taki tajemniczy. W ogóle lubię romantyków.
Zbliżyłam się do niego i wtuliłam pyszczek w jego miękką, czarną grzywę. Polizał mnie czule w czoło. Wkrótce doszliśmy do niewielkiego wzniesienia, z którego idealnie było widać zachód słońca.


- Łał. - westchnęłam.
- Podoba ci się?
- Jasne. Chociaż... nie!
- Ile razy jeszcze będę cię musiał przepraszać za tamto?
Odwróciłam dumnie głowę i zarazem ukryłam lekki uśmieszek zadowolenia.
Poczułam jak delikatnie dotyka łapą mojego podbródka i zwraca moją głowę w swoją stronę. Spojrzałam w jego cudne oczy i na chwilę jakby odpłynęłam zanurzając się w ich głębi.
- Pora na niespodziankę nr.2. - przerwał tę chwilę.
Czekałam przez moment niecierpliwie, ale nic się nie działo. Moje rozmyślenia przerwał łagodny i czysty śpiew Lego:



There's a calm surrender

To the rush of day
When the heat of a rolling world
Can be turned away


- Lego...? Co ty...? - wybąkałam, ale on śpiewał dalej:


An enchanted moment
And it sees me through
It's enough for this restless warrior
Just to be with you



Łzy szczęścia zaczęły napływać mi do oczu. Kocham go! Kocham całym sercem! I mogłabym przy nim zostać do końca życia.


And can you feel the love tonight?
It is where we are
It's enough for this wide-eyed wanderer
That we got this far



And can you feel the love tonight?
How it's laid to rest
It's enough to make kings and vagabonds
Believe the very best



There's a time for everyone
If they only learn
That the twisting kaleidoscope
Moves us all in turn



There's a rhyme and reason
To the wild outdoors
When the heart of this star-crossed voyager
Beats in time with yours



And can you feel the love tonight?
It is where we are
It's enough for this wide-eyed wanderer
That we got this far



And can you feel the love tonight,
How it's laid to rest
It's enough to make kings and vagabonds
Believe the very best



It's enough to make kings and vagabonds
Believe the very best

Ostatnią zwrotkę prawie wyszeptał. Serce zaczęło mi bić mocniej, kiedy zbliżył do mnie swój pyszczek. 
Nie. Po prostu nie wierzę! Czy on zamierza mnie... pocałować? Czy to jest właśnie ten najszczęśliwszy dzień w moim życiu?
Dotknął nieśmiało swoim pyszczkiem mojego pyszczka. I... To jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu!!!
Czułam motylki w brzuchu. To tak, jakby wokół nas nie było niczego i nikogo. Chwila. Czy aby na pewno nikogo? Dlaczego przez cały czas czuję na sobie czyjeś spojrzenie?
Otworzyłam oczy i wtedy ją zobaczyłam. Stała za pobliskimi krzakami i wpatrywała się w nas ze łzami w oczach.

Lili.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hejka! Mogę wam zadawać kilka pytanek odnośnie postów? Wasze odpowiedzi zawsze są mile widziane. To tak na próbę:

a) Jak zareaguje Lili na miłość Lego i Luny?
b) Czy Tako wreszcie odważy się wyznać lwicy swoje uczucia?
c) Jak zareaguje Tako na zaistniałą sytuację? 

czwartek, 30 czerwca 2016

xdddddddddd

Macie jakieś pomysły na dalszy ciąg historii? Z chęcią je przeczytam :-) Piszcie w kom.
Kolejny rozdział za co najmniej jedną odpowiedź XD

wtorek, 28 czerwca 2016

Roz.16 Zysk a zarazem strata

-Aaaaaaaał!!!- poniosło się echem po całym lesie. - Lili! Ostrożniej! To boli.
- Księżniczka. - burknęła pod nosem Lili.
Tako leżał w ich jaskini i darł się w niebo głosy. Z nosa obficie kapała mu krew.
Chcecie wyjaśnień? Bardzo proszę.
Otóż chyba każdy z was ma taki dzień w roku, którego wprost nie cierpi i ma w tym dniu ogromnego pecha.
Dla Tako takim dniem były jego urodziny. Zawsze przytrafiały mu się wtedy najgorsze rzeczy.
Dzisiaj zaliczył już: rąbnięcie w drzewo głową, zanurkowanie w lodowatej wodzie i najnowsze nieszczęście - rozcięcie sobie nosa podczas polowania.
- Niech ja ją tylko dorwę! - mruczał pod nosem. - Pozna mnie tedy, chwastożer jeden!
- Tako, nie ruszaj się!A wiesz co jest jeszcze dziwne? Że ty i Luna macie w tym samym dniu urodziny.
- Tyle, że ona zapewne ma szczęście, skoro ja mam pecha.
Obok pacjenta leżała miseczka z kory z czystą wodą ze źródełka, w którą Lili co chwila maczała liść z drzewa bananowego i przemywała (a przynajmniej się starała) ranę poszkodowanego.
- Może lepiej sama dzisiaj pójdę coś upolować? - zaproponowała nieśmiało.
- Nie ma różnicy czy tam mi się coś stanie, czy tu. Tak czy siak mogę się założyć, że jeszcze nieraz dzisiaj oberwę.
- Jak sobie chcesz, ale wiesz, pamiętaj, że cię nie zmuszałam. - przewróciła oczami i zanurzyła liść w zimnej wodzie.
Już prawie udało jej się przemyć do końca ranę, kiedy Tako znów przekręcił nieostrożnie łbem i ponownie trafiła, zamiast w ranę, to w oko lwa.
- Mam dosyć! - ryknął na całe gardło. - Przez ciebie mam wyjątkowo nawodnione oko!
- Basta!!! Jak taki jesteś, to sam sobie przemywaj tę głupią ranę! - wrzasnęła, chyba po raz pierwszy w życiu.
Chwyciła w zęby miskę i wylała niespodziewanie na pyszczek zaskoczonego lwa.
- Lili, czekaj! - zawołał speszony, ale lwica już zniknęła za liściastą zasłoną drzew. - Lepiej za nią pójdę. - powiedział sam do siebie ruszył po śladach towarzyszki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- To mówisz, że to jest Kiru?
- Tak i jestem papugą, jakbyś nie zauważyła. Nie obiadem. - wykrztusił przyciśnięty moją łapą do ziemi Kufikuri.
Tak właśnie wyglądało przedstawienie mi nowego towarzysza.
- Luna, mogłabyś go już zostawić? - spytał, śmiejąc się Lego.
- A, no tak. Jasne. - zaczerwieniłam się po uszy i odskoczyłam od papugi.
- Zaczynam żałować, że tu z tobą przyleciałem. - wyskrzeczał do Lego, starając się złapać oddech.
Śmieliśmy się jeszcze przez chwilę, a potem wróciliśmy do codzienności, czyli drzemki, nudy i polowania.
To znaczy, z tym polowaniem, to miałam ochotę chociaż raz móc zapolować sama i sprawdzić swoje umiejętności. Kiedy Lego spał wymknęłam się cichcem z naszej kryjówki i podążyłam znaną mi dobrze ścieżką.
- Dokąd to?! - usłyszałam nad sobą głos papugi i wzdrygnęłam się wystraszona.
- Cicho! Bo się jeszcze obudzi.
- Chyba raczej nie chciałby, żebyś się sama włóczyła po lesie.
- Jestem głodna i mam ochotę na tłustą antylopę, więc wracaj tam i pilnuj, żeby się nie obudził! - ta papuga zaczynała mnie powoli wnerwiać.
- Nie ma mowy! Jeśli już, to w razie niebezpieczeństwa polecę po pomoc, a teraz idę z tobą!
- Jak ty mnie wnerwiasz. - wyburczałam.
- Słyszałem i wzajemnie.
- Gumowe ucho.
- To też słyszałem.
Burknęłam coś jeszcze pod nosem i ruszyłam przed siebie. Kufikuri przez cały czas dotrzymywał mi towarzystwa i na dodatek co chwila skrzeczał w niebo głosy.
- Jeszcze trochę, a cała zwierzyna zwieje z tego lasu. - mówiłam sama do siebie. - Zamkniesz się wreszcie?! Chcę coś zjeść!
Oczywiście nie zaprzestał swojego darcia. Najwidoczniej lubi mi robić na złość.
Dosyć długo jeszcze szłam przed siebie. Doszłam do miejsc, w których jeszcze nigdy nie byłam. Mijałam nieznane mi dotąd łąki i wodospady.
- Dosyć duża jest ta nasza wyspa. I na dodatek chyba nie jestem tu sama... - ciarki przeszły mi po plecach, bo usłyszałam czyjeś odległe, przyspieszone kroki.
Stałam przez chwilę jak słup soli na środku ścieżki, kiedy z naprzeciwka wyłoniła się kremowa lwica z rozczochraną grzywką na czole. Najeżyłam sierść i stanęłam w pozycji bojowej, ona zrobiła po chwili to samo.
- Kim jesteś?! - warknęłam.
- Ty się najpierw przedstaw. - zasugerowała głosem niewiniątka.
Wyszczerzyłam zęby i rozejrzałam się w poszukiwaniu papugi. Jednak zamiast niej zobaczyłam oszołomionego widokiem złotego lwa stojącego obok nas.
Z mojej strony sytuacja wyglądała fatalnie. Nic nie wskazywało na to, że obcy chciałby mi pomóc. Wręcz przeciwnie: zaszedł mnie od tyłu, blokując drogę ucieczki.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe i nic nie mogłam poradzić na drętwiejące z wolna łapy.
Zauważyłam drwiący uśmiech na pysku przeciwniczki.
,,No dawaj, Lego. Pospiesz się!" - huczało w mojej głowie.
Poczułam jak ktoś mnie przewraca i przyciska mocno do ziemi. Leżałam tak przez chwilę, oczekując najgorszego, ale w pewnej chwili usłyszałam ryk i zza krzaków wyskoczył jasny lew. Odepchnął znacznie mniej rozbudowanego lwa z całą siłą, tak że poleciał daleko ode mnie.
Lego stanął nade mną i obnażył wszystkie kły.
Zamknęłam oczy. Wolałam na to nie patrzeć.
W końcu krzyk przyjaciela wyrwał mnie z odrętwienia. Skoczyłam na równe łapy i rozejrzałam się. Nieopodal zraniony obrońca próbował wstać z ziemi, ale nie za bardzo mu się to udawało.
Kremowa lwica przycisnęła go łapą do wilgotnego gruntu i złoty lew już miał zamiar dokończyć co zaczął, gdy nagle poczułam przypływ sił i z największym impetem na jaki tylko mogłam się zdobyć skoczyłam na stojącą bliżej mnie lwicę. Nie wiem ile przeszło czasu zanim wreszcie udało mi się powalić ją na ziemię. Uczucie wielkiej satysfakcji przepełniało mnie aż do szpiku kości. 
- I co teraz, co? - szydziłam. - Lego, dajesz radę?!
- Jasne! - odpowiedział i w tym samym momencie mniejszy lew rąbnął go z całej siły w pysk. 
Poleciał na ziemię. Był w pułapce. Oboje walczyli w konarach wielkiego drzewa, więc z dwóch stron otaczały ich jego potężne korzenie.
- Chwila. - usłyszałam pod sobą nieco mniej agresywny głos przeciwniczki. - Lego? To w ogóle możliwe? Znaczy, że ty mogłabyś być...
Wpatrywałyśmy się w siebie przez chwilę. Nie miałam pojęcia o co jej może chodzić. 
- Luna...? - wypowiedziała to słowo ostrożnie i powoli.



Wytrzeszczyłam na nią oczy. Nadal nie wiedziałam kim jest, ale mimo wszystko cofnęłam się, pozwalając jej wstać.
- A ty to niby...? -   ode mnie wzroki rzuciła się w stronę towarzysza. Zagrodziła mu drogę do Lego i wyszczerzyła zęby.
- Lili, co ty robisz?
,,Lili" - znajome imię. Coś, co przez wiele lat chyba znałam i pamiętałam.
,,No dawaj! Przypomnij sobie!" - mówiłam, w myślach przeszukiwałam każdy kawałek wspomnień. Coś powoli przejaśniało mi pamięć. 
Dwie małe lwiczki bawiące się na sawannie, dotyk pyszczka matki w przytulnej grocie.
- Lili. - wyszeptałam i łzy radości pojawiły się w moich oczach. 
Odwróciła w moją stroonę głowę i uśmiechnęła się niepewnie.
- Luna? - kiwnęłam łbem i obydwie zaczęłyśmy płakać.
Podbiegła do mnie, a ja przytuliłam ją mocno.
- Lili, c-co się dzieje??? - spytał nieco zmieszany.
- Nie widzisz?! Przecież to oni... - odwróciła się w stronę Lego i powoli do niego podeszła.
- Lego...? To ty? To naprawdę ty? - uśmiechnęła się delikatnie i rozpoznała tego małego lewka, który zawsze się o nią troszczył.
Razem ze wspomnieniami z dzieciństwa wróciły też te gorsze chwile. Te, w których oni byli razem.
Kremowy lew wpatrywał się przez chwilę w jej oczy.
- Lili... - wyszeptał. - Lili! To...to ty! - nie wytrzymał ze szczęścia.
Podniósł się z trudem i przytulił lwicę.
Patrzyliśmy na to przez chwilę, ja i Tako, i chyba nie tylko mnie walił się świat przed oczami.
- No to klapa. - oceniliśmy jednocześnie.


piątek, 17 czerwca 2016

Uwaga!

Od następnego posta zmieniam styl pisania. Cała opowieść będzie zapisywana przez Lunę, a następnie jej córkę (no i masz, zdradziłam kawałek dalszych wydarzeń z jej życia XD). Tak trudno napisać choćby jeden komentarz? Pliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiis. Strasznie już bym chciała się z wami podzielić nowym postem :-) Czekam i ostrzegam: jestem uparta i zaczekam ile będzie trzeba na ten kom. . (wiem, wiem: ,,Jaka ona jest wredna'' XD)


sobota, 14 maja 2016

Roz.15 Kufikuri

Lego powoli otworzył oczy i przeciągnął się leniwie.
Zaczynało się robić duszno - znak, że niedługo znów lunie deszcz.
Wiedział, że w takim wypadku, lepiej nie opuszczać schronienia, ale co zrobić, kiedy pragnienie nie daje ci spokoju?
Ostrożnie wymknął się z ich kryjówki i ruszył leśną ścieżką w poszukiwaniu jakiegoś źródła.
Stawiał ostrożnie kroki, bo zdarzyło mu się już raz natknąć na węża i nie było to dosyć miłe spotkanie.
W pewnym momencie poczuł jednak mocny uścisk na tylnych łapach i runął na ziemię.
Otrząsnął się zaskoczony i zlustrował gniewnym wzrokiem tylne łapy. Okazało się, że zaplątał się w okoliczne liany.
Prychnął wściekle pod nosem i zaczął się szarpać. Niestety pętla pułapki zaciskała się coraz mocniej z każdą próbą uwolnienia się z niej.
Lego co chwila przewracał się na ziemię i mamrotał pod nosem niezbyt miłe słowa.
Szarpnął jeszcze mocniej i aż ryknął z bólu i zarazem wściekłości.
- Co się tak szarpiesz?! - zaskrzeczało coś z pobliskiego drzewa.
- Kto tu jest?! - lew zaczął przeszukiwać wzrokiem korony drzew, bo stamtąd dochodził głos.
- Tu jestem, głąbie. - coś zielonego śmignęło mu przed oczami.
- To pokaż się, tchórzu! - zrezygnowany Lego oparł głowę o łapy i wpatrywał się w niebo.
Chmury zaczynały się gromadzić. To znak, że lepiej znaleźć sobie jakąś kryjówkę.
Tylko jak się uwolnić z tej przeklętej pułapki?!
- Ale z ciebie ciamajda! - odezwał się skrzeczący głos. - Nawet z takiej prostej pułapki nie umiesz się uwolnić.
Do lwa dotarł przenikliwy rechot.
- Może byś mi pomógł zamiast się ze mnie nabijać?! - wrzasnął rozdrażniony Lego.
- Pooglądam sobie jeszcze jak śmiesznie się wkurzasz. - znów wybuchnął śmiechem i usłyszał w odpowiedzi ciche prychnięcie.
Lew poczuł lodowate krople deszczu na pyszczku. Otrząsnął się i zaczął myśleć o Lunie. Jedynie to nieco pokrzepiło go na duchu.
- Ciekawe, czy zastanawia się gdzie jestem? - mruknął sam do siebie.
Jego łapy zaczynały powoli grzęznąć w rozmokniętym podłożu.
Natychmiast podniósł się z ziemi i z przerażeniem patrzył, jak grunt pod nim staje się coraz mniej stabilny.
- Hej! Pomóż mi! - zaczął rozpaczliwie wołać.
- Ani mi się śni! - dobiegła go odpowiedź.
- Pomóż, proszę! Zrobię co zechcesz! - sam już nie wiedział co mówi. Pragnął jedynie się stąd wydostać.
- Co zechcę? - tym razem lew dostrzegł w głosie nutkę zastanowienia.
- Tak! Tylko pomóż mi. - jego łapy stopniowo zanurzały się w rozmokłym błocie.
- Dobra... - zaczął powoli. - Ale weźmiesz mnie ze sobą.
- Nie ma mowy. - wyburczał Lego pod nosem.
- Słyszałem! Więc, do zobaczenia!
- Nie!!! Zabiorę cię! Obiecuję!
- Ok. - coś podleciało do tylnych łap lwa i jednym ruchem przecięło liany.
Lew skoczył z przyjemnością na WSZYSTKIE łapy i pognał w stronę kryjówki. Po chwili biegu zatrzymał się, żeby odpocząć i otrząsnąć się po dzisiejszej przygodzie.
- Chyba go zgubiłem... - powiedział i poczuł, że coś przez cały czas siedzi mu na grzbiecie.
- Ładnie to tak? - usłyszał i podskoczył zaskoczony.
Obejrzał się i zobaczył wielką papugę cały czas na nim przesiadującą.
- To ty mi pomogłeś? - spytał niepewnie.



- Jasne, że ja! A widzisz tu kogoś innego?! - odparł z oburzeniem. - I w dodatku jeszcze tak mi się odpłacasz! Chciałeś złamać obietnicę i się mnie pozbyć!
- Nie...to znaczy....tak - bąkał się zmieszany i zawstydzony dłużnik.
Cały się zaczerwienił.
- Ja...ten..no... Przepraszam. - wykrztusił w końcu.
- Przyjmuję przeprosiny. A tak w ogóle mam na imię Kufikuri, ale możesz mi mówić Kiru.
- Jak chcesz. Ja jestem Lego. - odparł już nieco oswojony z nową sytuacją.
- To zapoznasz mnie ze swoją towarzyszką?
- Skąd ty...?
- Mam dobry słuch. - rzekł dumnie. - Słyszałem jak tam sobie mamroczesz.
- Jak chcesz to mogę was poznać, ale być może pomyli cię z obiadem. - powoli zaczynał lubić nowego towarzysza.
- Dla mnie spoko. - zaskrzeczał Kiru.
Ruszyli w stronę schronienia Lego, zajęci ciągłą rozmową.
Lego w głębi duszy cieszył się, że wreszcie będzie miał z kim gadać, bo Lunie z niektórych rzeczy nie wypadało się zwierzać.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następna notka za co najmniej jeden kom. XD

Więc nowy blog utworzony!

Więc nowy blog utworzony!
Zainteresowanych serdecznie zapraszam i podaję adres:
http://simba-i-spolka.blogspot.com/

A to adres do strony bloga na Facebooku:
https://www.facebook.com/Simba-i-Sp%C3%B3%C5%82ka-279296749070184/

Nie martwcie się, o tym blogu nie zapomniałam i być może, że jutro ukaże się nowy rozdział :-)


czwartek, 12 maja 2016

Mam pytanko :-/

Co tam u was?
Tak się zastanawiałam, czy aby nie stworzyć jeszcze jednego bloga (też na temat Króla Lwa), w którym opisywałabym najróżniejsze przygody paczki Simby, bo, jak wiecie, oprócz Nali i Simby w ich pokoleniu były jeszcze inne mało niektórym znane lwiątka, jak np. Chumvi czy Tama.
Mogłabym wstawiać na niego popularne angielskie komiksy o nich (przetłumaczone na jęz. polski) i wymyślać własną historię dotyczącą ich dzieciństwa.
Proszę was o możliwie szybką odpowiedź, bo mam już całkiem sporo pomysłów ;-)
Nie wstydźcie się pisać. Każdy wasz kom. jest dla mnie cenniejszy od złota :-D.
Po prawej stronie w gadżetach umieszczam na ten temat ankietę. Głosujcie.

A to taka fotka do, być może, przyszłego bloga :-)
P.S. I być może, że zmienię tło bloga :-)



niedziela, 8 maja 2016

Roz.14 Katastrofa

2 lata minęły, jak okiem mrugnął.
Shani wyładniała, Wedo nieco wydoroślał, a Thorin coraz dokładniej obmyślał plan odnalezienia syna.
Wszystko miał już zaplanowane, tylko jeden szczegół umknął mu wcześniej z głowy, a mianowicie, kto będzie jego wysłannikiem?
Myślał też jak powiedzieć swojej bratanicy i całemu stadu, że przez cały czas ich okłamywał.
,,Jak ma być, tak będzie, a jak na razie powiem o tym tylko Shani." - myślał.
Jednak pewnego dnia cały plan potoczył się nie po jego myśli...
- Lego, nie garb się! Grzbiet ma być wyprostowany gdy idziesz! Musisz roztaczać wokół siebie aurę królewskości. - Wrzeszczał Harry na potykającego się Wedo.
Shani leżała niedaleko nich na jednej ze skarp Lwiej Skały i przypatrywała się temu znudzona.
- Starczy już na dzisiaj! - przerwał męczarnie młodego lwa Thorin. - Daj chłopakowi na dzisiaj spokój.
Podszedł do Harry'ego i wyszczerzył zęby.
- Dzięki wuj... To znaczy tato. - wykrztusił zasapany, biały lew.
- Idźcie się przejść, a my musimy co nieco spraw omówić. - rzucił król w stronę przyszłej królewskiej pary.
Wedo i Shani pospiesznie zbiegli na dół i udali się w kierunku lasu galeriowego*.
- Stałeś się ostatnio bardzo miły dla naszego Wedo. - zaczął podejrzliwie Harry.
- Słuchaj, musimy o czymś pogadać. - odparł niepewnie i rozejrzał się wkoło. - Ale nie tutaj... Mam wrażenie, że ktoś nas podsłuchuje.
I nie mylił się. Jak zawsze ciekawska Viki stała przyczajona w cieniu groty i przysłuchiwała się dokładnie ich rozmowie.
- Tak szybko znudziło wam się to miejsce na pogaduszki? - szepnęła sama do siebie i cichcem podążyła za nimi.
Szli dosyć długo, a kiedy doszli do miejsca, gdzie przepływała tamta pamiętna rzeka, która sprawiła, że życie czterech lwiątek na zawsze się zmieniło, zatrzymali się i rozpoczęli dłuuuuuuuuuuugą rozmowę.
Viki przez cały czas siedziała w niedalekich krzakach i nie mogła się nadziwić jej treści, a brzmiała ona mniej więcej tak:
- A więc...? W jakiej sprawie mnie tu przywlekłeś? - zaczął ojciec Shani.
- Harry, ja już mam tego dosyć. Nie chcę już dłużej wykorzystywać Wedo. Przecież to tylko młody, zagubiony chłopak. Chcę odzyskać syna. - Harry na te słowa lekko nastroszył sierść.
- Czy ty się na słońcu przegrzałeś?! A może się w ten łeb za mocno czymś uderzyłeś?! Nie mam zamiaru z naszego planu zrezygnować! I jeśli będzie trzeba, sam doprowadzę go do końca! - wysunął ostre pazury. - Po za tym, twój głupawy syn i tak już dawno nie żyje!!!
- Nie waż się tak mówić!!! - wrzasnął Thorin i ustawił się w pozycji bojowej. - W takim razie, skoro nie chcesz ustąpić, będziesz musiał jeszcze sobie poczekać, bo dopóki ja żyję nie masz prawa sprzeciwić się królowi.
- To się da załatwić... - spojrzał na brata dziwnym wzrokiem i niespodziewanie wbił pazury w jego kark.
Rozległ się pełny gniewu i oburzenia ryk i oba lwy skoczyły sobie do gardeł.
Przerażona lwica nie miała pojęcia co ma robić. Ze strachem wpatrywała się w przebieg akcji.
W końcu Thorin wykonał skok i przyparł Harry'ego do ziemi.



Już miał zadać ostateczny cios, gdy nagle się wstrzymał.
- Nie zabiję cię, bo jesteś moim bratem, ale skazuję cię na wygnanie! Masz się tu nigdy nie pokazywać! Nie chcę cię widzieć!!! - wrzasnął i wbił pazury w jego pyszczek.
Zestresowana Viki cofnęła się w tył z zamiarem ucieczki i niespodziewanie nadepnęła na suchą gałąź. Do obu lwów dobiegł donośny trzask dochodzący zza krzaków.
- Kto tu jest?! - krzyknął przestraszony król.
Zobaczył jak z kryjówki wychodzi zawstydzona Viki.
- Co ty tu...skąd...jak??? Od kiedy tutaj jesteś?! - sypał pytaniami kompletnie zdezorientowany.
- Wybacz, panie. Jestem zbyt ciekawska.
- Cóż, tego niestety nie zmienię, ale przynajmniej mam już wysłannika.
- Hę??? - wykrztusiła zdziwiona.
- O tym co prawda nie rozmawialiśmy, ale pozwól, że wyjaśnię ci to w skrócie. Proszę, znajdź mojego syna i przyprowadź do domu jak najszyb... - uciął, bo coś ścisnęło go za gardło.
- Jesteś bardzo szlachetny mój bracie, ale nie pozwolę ci sknocić całą naszą robotę.
Biedny lew zaczął rozpaczliwie próbować uwolnić się z mocnego uścisku. Niestety Harry nie miał zamiaru na tym skończyć.
Przewrócił lwa na twardą ziemię i wbił pazury w jego łapę.
- To ja skazuję cię na wygnanie i nie chcę cię tu więcej widzieć! - rozkazał władczym tonem. Jednym ostrym ruchem wyrwał broń z kończyny byłego króla.
Thorin z trudem usiłował się podnieść, ale natychmiast upadł na ziemię. Jego łapa nie była już do niczego zdolna.
- Teraz zajmę się tobą. - Harry zaczął powoli iść w stronę Viki.
Przerażona lwica zaczęła się cofać. Niestety grunt za nią nagle się urwał. Ze strachem spostrzegła, że za nią jest jedynie głębokie koryto rzeki.
- Umiesz pływać? - zadrwił nowy król i po chwili obserwował spokojnie jak biedna lwica spada do lodowatej wody. - No to załatwione.
- Nie ujdzie ci to na sucho... - wydusił Thorin.
- Już mi uszło. - zaśmiał się pod nosem. - A teraz wybacz, ale muszę wszystkim wyjaśnić, że na Lwiej Skale to ja od dzisiaj przejmuję władzę.






las galeriowy*-  las występujący w strefie sawanny wzdłuż rzek, w dolinach zalewowych, czerpiący wodę z płytko położonych wód gruntowych. Gdy rzeka jest wąska, korony drzew stykają się nad nią tworząc zacienioną galerię.

piątek, 6 maja 2016

Hello, it's me... XD

No normalnie chyba się popłaczę ze śmiechu XD
Tyle wejść dziennie na bloga mi nabijacie, a w komentarzach nikt nie chce się zdradzić i panuje tam partyzancka cisza.
Co do następnego rozdziału to powinien się pojawić już niedługo.
Zostało jedynie kilka rozdziałów dzielących was od wielu niespodzianek zarówno tych smutnych, jak i tych wesołych. Rozdziały zazwyczaj wstawiam w weekendy, bo mama się uwzięła i odcina mi neta w dni szkoły i nie mam szansy pisać, a na telefonie jest strasznie niewygodnie.
A dla tych, którzy chcieliby się przekonać jakby to było pożyć nieco na Lwiej lub Złej Ziemi, stworzyłam na stronie samequizy.pl quiz w formie opowiadania, w którym możecie przeżyć przygodę w tym niezwykłym świecie.
Zapraszam i podaję link:
http://samequizy.pl/lwie-serce-1-twoja-przygoda-w-swiecie-krola-lwa/
Są też dalsze części. Wszystko znajdziecie w moim profilu na tamtej stronie.



P.S. Cieszę się, że czytacie mój blog :-).

wtorek, 19 kwietnia 2016

Roz.13 ,,Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie."

Chłód, dudniący deszcz i ciepłe futro ukochanej mamy.
,,Wszędzie dobrze, ale z rodziną najlepiej.'' - pomyślała senna Luna i otworzyła lekko oczy. - ,,Chwila, z rodziną? Ale to wcale nie jest nasza jaskinia. To znaczy, że to jest...'' - na jej pyszczek wlał się rumieniec i z przerażeniem zauważyła, że to miłe i ciepłe futro należy do Lego!
Odskoczyła jak oparzona od śpiącego lwa i poczuła na sobie lodowate krople deszczu. Otrząsnęła się i ponownie spróbowała zasnąć. Niestety niezbyt jej się to udawało. 
Tyle czasu już minęło, że oboje zdawali się zapominać o dawnym życiu, przyjaciołach i rodzinie.
Tylko czasami, jakby przez sen, zdawały im się przelatywać przez głowę wspomnienia z dawnych dni, o których po chwili i tak zapominali.
Lwica spoglądała sennie na spadające po zielonych liściach krople deszczu. 
,,Dzień jak co dzień.'' - oceniła w myślach.
Codziennie w południe witał ich zimny deszcz, przez co musieli go przeczekiwać w swojej kryjówce. Zazwyczaj w tym czasie rozmawiali, ale dzisiaj żadne z nich nie miało do tego nastroju.
Po chwili usłyszała obok siebie przeciągłe ziewnięcie i obserwowała jak młody lew przeciąga się leniwie.
- Głodna? - zagadnął.
- Trochę. - skłamała. Od dwóch godzin kuło ją w żołądku.
- Chodź na łąkę. Może jakaś kuropatwa chociażby się znajdzie.
- W deszcz? - spytała, niechętnie się podnosząc.
- Co ty jakaś taka inna dzisiaj? Przecież ty kochasz deszcz.
- Sorry, to przez ten sen... Śniło mi się, że jestem jeszcze lwiątkiem i spadam ze stromego zbocza do wartkiej rzeki. 
- Nie pękaj, to tylko sen. Przecież nic takiego nigdy się nie stało.
- Wiem. Ale czuję się tak, jakby ten sen był kiedyś jawą... - ciarki przeszły jej po ciele.
Lew spojrzał niepewnie na lwicę, podszedł do niej i spojrzał jej w oczy.
- Nie bój nic. Zawsze, kiedy będziesz w potrzebie twój przyjaciel ci pomoże. - rzucił jej pewne siebie spojrzenie. - A teraz chodźmy już na polowanie, bo deszcz przestaje padać i za chwilę na łące zaroi się od antylop.
Ruszył szybkim krokiem przed siebie, ciągnąc za sobą Lunę.

                                                                                ***

- I co? Mówiłem, że jak zwykle znajdzie się tu jakaś antylopa. - powiedział dumnie Lego, leżąc na trawie i zajadając swój obiad.
Luna przewróciła oczami, na znak ignorancji i zaczęła jeść swój kawałek.
- Hej, ciągle myślisz o tym śnie? - lew spojrzał podejrzliwie na towarzyszkę.
- Nie, tylko czułam się tak, jakby to było wspomnienie... Z dzieciństwa.
- Słuchaj, jak się będziesz ciągle tym przejmować to raczej spokojnie obiadu nie zjesz.
- Dobra, ok. Postaram się o tym nie myśleć. - powoli wstała i wolnym krokiem ruszyła w kierunku znanego im dobrze wodospadu.
- Czekaj! Jeszcze nie skończyłem obiadu!
Udała, że tego nie słyszy. Z rozbiegu chwyciła się zębami zwisającej nad wodą liany i wskoczyła do zimnej wody.
- Luna! Nie można pływać po jedzeniu! Luna? - podbiegł do lustra wody i zaczął wypatrywać lwicy, której nie było widać na powierzchni wody.
Niespodziewanie poczuł, że ktoś łapie go za skórę na karku i wciąga do wody.
Rozległ się donośny plusk wody i przenikliwy śmiech lwicy.
- Jeden zero dla mnie! - krzyknęła i wyskoczyła na brzeg.
Po chwili za nią wyskoczył również Lego.
- Bardzo śmieszne! - rzekł ironicznym głosem i spojrzał na przemoczoną przyjaciółkę.
Jej futro połyskiwało w słońcu. Wyglądała ślicznie.
,,Jest cudowna! Po prostu cudowna!'' - przemknęło przez głowę Lego.
- Co się tak zapatrzyłeś? - spytała roześmiana.
- A nic. - odparł, jakby wyrwany z transu.
- Ciekawe czy mnie złapiesz? - zawołała i rzuciła się do biegu. Lego też do niej dołączył.
Gnali przez łąki, zdobione w mokrą od deszczu trawę.
Wkrótce jednak postanowili wrócić z powrotem do kryjówki.
Luna ułożyła się wygodnie w rogu schronienia, w celu ucięcia sobie drzemki.
Lew spojrzał na nią opiekuńczym wzrokiem i postanowił się jeszcze przejść. Czasami robił sobie takie wypady do niedalekiego źródełka (w czasie kiedy lwica spała), żeby móc w spokoju wszystko przemyśleć. Z powodu braku jakichkolwiek innych przyjaciół, poza nią, był zmuszony rozmawiać ze swoim odbiciem na tafli wody.
- Ale ona się zmieniła. - zaczął rozmowę, gdy był już na miejscu. Biały lew wpatrywał się w niego uważnie. - Kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie taka śliczna! A teraz... Sam nie wiem... Za każdym razem, gdy stoi w słońcu lub jest cała mokra, jej futro tak pięknie błyszczy! Za to w nocy to jej oczy nabierają blasku i są tak niesamowicie głębokie... Nie znam lepszej przyjaciółki od niej. - towarzysz zrobił niepewną minę na te słowa. - Co się tak patrzysz? Nie, nie ma możliwości, że mi się podoba. Co? A niby skąd to wnioskujesz? Nie! Wcale nie! Chociaż...? Kogo ja oszukuję? Zachowuję się jak dzieciak zamiast po prostu przyznać, że chyba mi się podoba... - spojrzał na lustrzane odbicie. - Dobra, koniec z chowaniem głowy w piasek! Dzisiaj jej to powiem! O ile nie stchórzę... Ok, nie stchórzę! Obiecuję! - rzucił i biegiem pognał przez las, żeby znaleźć jakieś naprawdę niezwykłe miejsce.
- Mam najwyżej dwie godziny na powrót do kryjówki zanim księżniczka się obudzi, więc muszę się lepiej pospieszyć. Ale będzie miała niespodziankę! Tylko jak ja jej to powiem? Jak mam ująć w kilku słowach to, jak się przy niej czuję? Dobra tam! Idę na spontan! Co będzie to będzie!
Po kilku godzinach wrócił do Luny, która już od dawna nie spała i zastanawiała się, gdzie też się podziewa?
- Dlaczego cię tak długo nie było? I gdzie byłeś? I przecież wiesz, że trochę boję się zostawać tutaj sama, prawda?! - zasypała go pytaniami. Na chwilę zdało mu się, że traci pewność siebie, ale po chwili poczuł przypływ sił.
- Przepraszam, że cię zostawiłem, ale miałem swój powód. Z resztą tu i tak nie ma innych lwów. - kątem oka zerknął na zachodzące słońce. - Masz ochotę na przechadzkę?
- O tej porze? Nie jestem pewna...
- Oj no chodź! - nie odpuszczał. - Będzie fajnie. Pokażę ci jedno miejsce, którego na pewno nie widziałaś.
Zrezygnowana lwica po głośnym westchnieniu podążyła za lwem.
Kiedy doszli na miejsce, Lego kazał jej zamknąć oczy. 
Czuła pod łapami nieco wilgotną ściółkę. W końcu towarzysz pozwolił jej otworzyć oczy i ujrzała przepiękny widok.



Przed nią rozpościerał się podmokły teren, który zdobiły wysokie drzewa. Na gładkiej tafli wody lśniło odbicie księżyca. Pomimo, że była noc jego poświata sprawiała, że było jasno jak w dzień. 
- Łał... - wyszeptała zaskoczona Luna.
- Podoba ci się? - spytał zestresowany Lego. Bał się, że coś nie pójdzie po jego myśli i reszta planu się zawali.
- Tu jest cudownie! Zawsze udaje ci się zgadnąć, co lubię najbardziej. Weźmy na przykład to miejsce - po prostu niesamowite! - odrzekła jednym tchem.
Lew, w głębi duszy, skakał w tej chwili ze szczęścia.
- No to pierwszy punkt programu! Upolowałem dla nas sporą antylopę. - wyrecytował dumnie.
- Sam? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- A co?
- No nic, tylko zawsze polujemy jak zgrany zespół. Nie sądziłam, że samemu uda ci się coś upolować. - zakończyła niepewnie.
- No wiesz co! - zrobił smutną minkę, ale po chwili znów się uśmiechnął. - Najpierw spróbuj, czy jest z pierwszego sortu.
Zjedli kolację i okazała się przepyszna. Następnie Lego zaprosił lwicę, aby razem usiedli na skrawku lądu, najdalej wysuniętego nad taflą wody.
Na chwilę zapatrzył się na jak zwykle lśniącą w blasku księżyca sylwetkę Luny, a gdy tylko to spostrzegła, odwrócił wzrok.
Przez pewien czas rozmawiali, a potem umilkli. 
,,No dawaj, stary. Teraz albo nigdy!" - pomyślał stanowczo Lego, po czym zamarł w bezruchu.
Nie miał odwagi się nawet poruszyć.
Towarzyszka siedziała, wpatrzona w gwiazdy na granatowym płaszczu nieba, niczego się nie domyślając.
W końcu łapa lwa lekko drgnęła i z trudem ruszyła w kierunku pomarańczowej łapki. Po chwili niepewnie jej dotknęła.
Lunie serce gwałtownie przyspieszyło, gdy tylko zrozumiała powagę sytuacji.
- Luna... - zaczął, zacinając się Lego. - Czy ja...to znaczy, czy ty...Yyyyyy...w sensie, że czy my... - błądził przez chwilę wzrokiem, aż napotkał jej brązowe, pytające oczy. Wnet się nieco uspokoił. - Chciałem tylko spytać, czy nie chciałabyś zostać moją dziewczyną? - wypalił.
Na twarz lwiczki wlał się rumieniec.
- Wiesz, Lego ja... - umilkła na chwilę. Już chciała powiedzieć tak, ale coś ją przed tym przestrzegało. Jakby jakaś trauma z dzieciństwa? - Jeszcze to przemyślę. Potrzebuję czasu do namysłu. - dokończyła.
- Znaczy, że nie chcesz... - zwiesił smutno głowę.
- Nie to, że nie chcę. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa... - spojrzała na zasmuconego przyjaciela.
Po chwili namysłu przytuliła go. Odpowiedziało jej ciche mruczenie.
- Tak mnie szantarzujesz tą swoją smutną minką, że chyba muszę powiedzieć: tak. Ale załóżmy, że jak na razie, będzie to takie połowiczne ,,tak".
- Dobra. - wymamrotał.
Niespodziewanie przewróciła go i spojrzała mu w oczy.
- Nie mamrocz, bo wiesz, że tego nie lubię.
- Ok. - oboje wybuchli śmiechem i potarli się pyszczkami, na znak, że od dzisiaj są parą.
Późną nocą wrócili di schronienia i ułożyli się blisko siebie.
Luna wtuliła się w ciepłe futro drugiej połówki.
- Wiesz, teraz jest o wiele lepiej. - wyszeptała.
- Tak? A dlaczego? - spojrzał na nią i polizał czule po głowie.
- Bo będzie przynajmniej ciepło w nocy. - zażartowała i wkrótce zasnęła.
,,Nie wyobrażam sobie swojego życia, gdyby los nie postawił jej na mojej drodze..." - pomyślał i również zapadł w głęboki sen.