czwartek, 24 grudnia 2015

Roz.9 Miłość rośnie wokół nas

Moi drodzy!
Specjalnie z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam spełnienia marzeń i super prezentów!
A teraz, specjalnie dla was, wyjątkowy rozdział, który wniesie coś nowego do życia młodego księcia. Miłego czytania!







Młoda, pomarańczowa lwiczka przeciągnęła się leniwie i spojrzała na Lego leżącego obok niej.

- Już się obudziłaś? - spytał spoglądając na nią.

- Chętnie bym sobie jeszcze pospała. - odparła.

- Nie ma na to czasu! Dzisiaj idziemy na pierwsze polowanie! - rzekł stanowczo.

- No dobra.

Oboje wstali i ruszyli ścieżką w nieznane im miejsca.
Co chwila dało się słyszeć szum wodospadów i szmer strumyków.
Jednym słowem, okolica była cudna!
Doszli do wyjścia nad wodospad, pomiędzy którym była głęboka przepaść, oddzielająca go od polany, na której się znajdowali.
Chyba każdy z was pamięta jak wyglądał ten przepiękny las, w którym później wychowywał się Simba. Ta okolica wyglądała identycznie. Luna i Lego doszli do właśnie tego miejsca, gdzie można było przejść przez rzekę pod wodospadem po dużych kamieniach wystających z wody. Potem dochodziło się do różnych źródeł i strumieni.

- Ale tu jest pięknie! - zachwyciła się Luna.

- Ćśśśś! - zgromił ją Lego i wskazał łapką na tłustą antylopę, skubiącą trawę.

- Dobra, ty idź od lewej, a ja pójdę od prawej. - zadyrygował.

Zaczęli się skradać i kiedy byli już wystarczająco blisko, jednocześnie skoczyli. Antylopa wyczuła niebezpieczeństwo i natychmiast skoczyła do przodu i zniknęła im z oczu. Zderzenie było nieuniknione i po chwili leżeli na ziemi obolali śmiejąc się z siebie nawzajem. W końcu Luna zepchnęła z siebie Lego, wstała, otrzepała się i powiedziała:

- Chodź! Bardzo chciałabym przejść po tych kamieniach i trochę popływać.

- Dobra! - odpowiedział roześmiany lew i ruszyli w dół, ścieżką wiodącą na kamienie wystające z wody i układające się w slalom prowadzący wokół strumieni wodospadu.

- Tu jest tak cudnie. Po prostu brak mi słów. - mówiła rozmarzona Luna, spoglądając co chwilę na Lego, który podążał za nią także zachwycony tym miejscem.

Wtem przemknął obok towarzyszki i zawołał rozbryzgując wodę na wszystkie strony:

- Kto pierwszy na górze!

- Takiś ty chytry?! - odpowiedziała i w mig go dogoniła, bo szybszy od niej nikt nie był.

Wspięła się po stromym zboczu na szczyt wodospadu i zaczekała na Lego. Ujrzała go po chwili zdyszanego i ledwo wdrapującego się na górę.

- Wygrałam! - zawołała zadowolona.

- Może być, ale założę się, że nie odważysz się skoczyć stąd do rzeki.

- Ale, że w sensie z tego miejsca gdzie wytryskuje wodospad i spada w dół, tak? - spojrzała z ciekawością, ale nie z przestrachem na wybrane miejsce. - No pewnie, że skoczę!

- Nie wierzę! Udowodnij! - powiedział lew.

- Dobra, jak chcesz.

Podeszła do urwiska i wpatrywała się jak rzeka obok niej spada z zawrotną prędkością w dół i rozbryzguje się w pewnym miejscu, tworząc cztery małe wodospady. Wypatrzyła zwisającą nieopodal lianę. Podeszła do niej, chwyciła ją zębami i skoczyła! Rozbujała się wystarczająco i wypuściła roślinę z zębów. Runęła jak kamień do wody. Po chwili się wynurzyła i spojrzała z satysfakcją na gapiącego się z góry Lego.

- No skacz, boidudku! - powiedziała zachęcająco.

Nie mógł otrząsnąć się z wrażenia jakie na nim zrobiła. Żeby nie wyjść na tchórza, a zarazem, aby pokazać, że też jest niczego sobie, podszedł do tej samej liany, uczepił się jej zębami i wykonał takie same akrobacje jak Luna. Musiała szybko odpłynąć w bok, bo inaczej lewek spadłby bezpośrednio na nią. Mimo wszystko została obryzgana wodą.

- Idę jeszcze raz. - rzekła bez zastanowienia i wyskoczyła z wody.

Lego spoglądał na nią z rzeki jak wdrapuje się na górę, potem na chwilę znikła mu z oczu, aby ukazać się na samym wierzchołku. Wyglądała jak anioł stojąc na górze oblana promieniami słońca.

,, Ależ ona piękna..." - przemknęło przez głowę Lego. - ,,Chwila, co? Przecież to Lili jest najpiękniejsza. Chociaż, z drugiej strony..." . Donośny plusk wody przerwał to zamyślenie i zarazem przerwał tę cudowną chwilę.

Luna spojrzała na niego i powiedziała:

- Idziemy dalej? Jestem ciekawa co jeszcze się tu kryje.

- Jasne. - wymamrotał i wygramolili się na brzeg.

Przez chwilę szli w milczeniu, ale potem Lego zaczął zachęcać Lunę do zabawy i zaczęli bawić się ze sobą jak wtedy, gdy byli jeszcze małymi lwiątkami. Nie zauważyli, że zbliżają się do stromego zbocza i nagle oboje potknęli się o wystającą gałąź, i runęli w duł. Stoczyli się na łąkę, która była otoczona lasem, a że trawa, która na niej rosła była bujna i wysoka to zamortyzowała upadek. Lego wylądował na Lunie. Ale tym razem nie odskoczył od niej zażenowany, bo zapatrzył się w jej oczy. Nie mógł od nich oderwać wzroku, tak samo jak i ona nie mogła przestać patrzeć na niego. Spoglądali na siebie przez dłuższą chwilę, nie chcąc przerywać tego cudownego stanu i zapewne by go nie przerywali, gdyby nie ptactwo, które nagle i hałaśliwie wyleciało z trawy niedaleko nich. Odskoczyli od siebie zmieszani.

- Spójrz! Całe stado zebr! - wykrzyknęła uradowana Luna.

Lego wciąż był w nią zapatrzony, więc nic nie odpowiedział, ale ona tego nie zauważyła i rzekła:

- Tym razem ty tutaj zaczekaj. Bez urazy, ale to w końcu lwice polują a nie lwy.

Ruszyła powoli w stronę zebr skradając się i kryjąc w gęstej trawie. Obudził się w niej instynkt łowiecki! Kiedy była wystarczająco blisko, zerwała się ziemi i rzuciła na najbliższe zwierzę. Mimo, że zebra miotała się jak szalona, to lwica ani myślała puścić. Wczepiła się w nią pazurami i zatopiła zęby w jej karku. Po minucie żadnych innych członkiń stada nie było, a ofiara leżała na ziemi martwa.

- Nieźle! - powiedział z podziwem Lego.

- Dzięki! Czuję się jak profesjonalna łowczyni! To jak? Jemy?

- Co za pytanie. Jasne, że tak! - odparł i rzucił się na jedzenie.

Luna wykonała podobny gest i po zaledwie paru minutach zebry już nie było.

- To co następne? Źródła czy rzeki? - spytała roześmiana towarzyszka.

- A co wolisz?

- Chyba rzeki i wodospady.

- No to chodźmy! Podszkolę się w pływaniu.

Ruszyli z powrotem nad wodospad i kontynuowali skoki do wody. Na koniec wyszli zmęczeni z rzeki i wdrapali się na górę wodospadu.





Lego wypatrzył pośród roślin przepiękny, soczyście różowy kwiat. Podszedł do niego, zerwał go, a następnie wręczył Lunie mówiąc, że jej do twarzy w różowym. Zarumieniona lwica faktycznie zrobiła się różowa, tak że Lego ledwo powstrzymał się od śmiechu. Nie wierzyła, że to się naprawdę dzieje.
Wkrótce zaczęło się ściemniać.

- Bardzo chciałabym poobserwować gwiazdy. Może wrócimy na tę+ polankę? Wydaje mi się, że tam najłatwiej będzie je zobaczyć.

- To świetny pomysł! - podchwycił Lego.

Ruszyli w stronę polany, ale zamiast zejść normalnie na dół ponownie się sturlali, bo bardzo im się spodobała ta zabawa. Biegali potem po łące ganiając się jak małe lwiątka. Pod koniec zmęczeni padli na ziemię i ułożyli się wygodnie na trawie. Zaczęli wpatrywać się w gwiazdy. Co chwila jedno z nich przerywało ciszę nocy, wykrzykując, że: ,, Hej, te gwiazdy ułożyły się w kształt króliczka!" i tym podobne teksty.

- Luna, czy ja cię kiedykolwiek zraniłem?- spytał po długim zamyśleniu lew.

- Co? Nie...skąd... - odparła zakłopotana.

Czuła się jakby w jednej chwili wybaczyła mu te wszystkie momenty kiedy zadawał jej tak duży ból.
Późną nocą wrócili do swojej kryjówki i ułożyli się wygodnie w środku. Każdy w oddzielnym kącie. Luna długo jeszcze nie mogła zasnąć, wspominając dzisiejszy, niezwykły dzień.
Jednak mimo wszystko i jej i Lego przewijały się w głowie scenki z dzieciństwa. Scenki, w których byli przyjaciele, rodzina i dom.

niedziela, 20 grudnia 2015

Roz.8 Taki sam, a jednak inny

Wedo leżał w jaskini skulony obok Harry'ego. Przez cały czas czuł tremę przed ceremonią ślubną, a zwłaszcza dlatego, że nawet nie wiedział jak wygląda jego wybranka.
A co do Shani to nie była już tą samą lwiczką co dawniej. Teraz zaczynała stawać się młodą lwicą. Podobnie jak u innych jej rówieśniczek.
Wróćmy może do Wedo.
Stres odczuwał okropny, gdy patrzył ukradkiem na przygotowania do święta. Tak naprawdę nie miał być to prawdziwy ślub, tylko takie oficjalne mianowanie na przyszłych króla i królową szczęśliwą parę. Prawdziwa ceremonia miała się odbyć dopiero wtedy, kiedy młode lwy skończą 5. rok swojego życia.
Mimo to Wedo nie mógł znieść tego całego zamieszania. Nigdy nie lubił być w centrum uwagi. Wolał raczej pozostawać w cieniu. Chciał żeby ten dzień minął jak najszybciej.
Przez cały czas obserwował króla i Rafikiego omawiających coś na końcu skały. Widać było, że Rafikiemu coś się wyraźnie nie podoba, ale gdy otrzymał od Thorina dawkę solidnego ryku od razu zmienił zdanie.
Wokół krzątało się wiele różnych lwów i lwic. Wszyscy wyraźnie się cieszyli na wieść, że już niedługo na Lwiej Skale będzie sprawować władzę nowa para królewska. Ale na to musieli jeszcze poczekać cztery lata, bo jak na razie młodzi będą musieli się jeszcze dużo nauczyć.
- Też bym kiedyś chciała być królową. - rozmarzyła się Viki, która razem z Kodą obserwowała przebieg wydarzeń w drugim końcu groty.
- Jak dla mnie już nią jesteś.- sypał komplementami Koda.
- Dzięki. Kochany jesteś! - odpowiedziała, po czym liznęła go w ucho, a on odwzajemnił to mruczeniem.
Jedynie Ivi i Liliana nie tryskały entuzjazmem. Dla nich wczorajszy dzień jeszcze nie minął, a ból po straceniu bliskich wciąż pozostał.
Po dwóch godzinach przygotowywań wszystko było gotowe. Lwice i lwy ustawili się po dwóch stronach skały i usiedli wyczekując nadejścia króla, a następnie młodej pary królewskiej. Rafiki czekał już dawno na samym jej końcu i również z niepokojem wypatrywał przyjścia Thorina. Wkrótce z groty wyłoniła się sylwetka króla i dostojnie ruszyła w kierunku szamana. Wszyscy po kolei zaczęli się kłaniać. Gdy król usiadł obok Rafikiego, zebrani ze zniecierpliwieniem wpatrywali się w wejście do pieczary. Wkrótce wyłonił się Wedo i z przestrachem spojrzał na mnóstwo par oczu wpatrujących się w niego, a na dodatek zwierzęta z dołu zaczęły powoli wiwatować i to tak głośno, że młodzieniec miał chęć odskoczyć w tył, gdyby nie ostry pazur opiekuna, który niespodziewanie dźgnął Wedo w tyłek, tak że odskoczył jak oparzony.





Szybkim krokiem przemknął przez tłum wlepiający w niego swe spojrzenia i spoczął naprzeciw władcy.  Mógł stąd widzieć całe swoje królestwo i najróżniejsze zwierzęta schylone w ukłonie. Był bardzo ciekawy jak wygląda ta Shani. Starał się jak najbardziej odwrócić w stronę, z której miała nadejść lwica.
Po kilku wyczerpujących minutach wyłoniła się z ciemności groty i wolno ruszyła w stronę księcia.
Młody książę, aż zaniemówił.  Cały poczerwieniał i natychmiast odwrócił głowę. Kiedy usiadła obok niego kompletnie zesztywniał. Nie mógł się nawet odezwać.
- Zebraliśmy się tu dzisiaj wszyscy, aby uczcić dzień, w którym nareszcie możemy poznać nową parę królewską.- zaczął Rafiki. - Młodego Lego i Shani. Oto nasi przyszli władcy.
Czy ślubujecie być dobrymi władcami i spełniać wymogi stada dla jego dobra?
- Ślubujemy! - powiedziała jedynie Shani, bo Wedo nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
Rafiki jednak tego nie usłyszał i ciągnął dalej:
- Czy ślubujecie zrobić wszystko co w waszej mocy, aby uczynić to stado szczęśliwym?
- Ślubujemy! - ponownie odpowiedziała tylko Shani.
Ale nikt tego nie zauważył.
Rafiki ciągnął tak jeszcze przez kilka minut, aż zakończył ceremonię tymi oto słowami:
- A teraz możecie zaryczeć na znak, że przyjmujecie wasze mianowanie na króla i królową.
Shani i Wedo zaryczeli, choć ryk Wedo zdawał się być cichszym niż ryk Shani.
Nie było ani jednego zwierzęcia, które nie zaczęło wydawać odgłosów wzruszenia i radości.
- Niechaj żyje nowa para królewska! - słychać było ze wszystkich stron.
Po tym obrzędzie lwy i lwice wrócili do groty, aby omówić wybór króla i zjeść uroczysty posiłek, który już wcześniej złowiły lwice, a młoda para ruszyła na samotny spacer po swoim królestwie.
Wedo spoglądał ukradkiem na Shani zastanawiając się czy istnieje piękniejsza lwica na tej ziemi, ale w końcu wywnioskował, że raczej nie.
- I co my teraz zrobimy? - powiedziała lwica bez odrobiny podejrzeń, że to nie jest Lego.
Wedo nic nie odpowiedział. Nie potrafił.
- Pewnie jesteś nieszczęśliwy. Dobrze wiem co czujesz do Lili i nie mam pojęcia co ci poradzić w tej sytuacji.
,, Kto to jest ten Lego? I kto to ta Lili? Ja coś do niej czuję? Jak tamten głupek mógł nie zauważyć, że to Shani jest istnym aniołem?"- myślał z oburzeniem Wedo.
- Tak. A propo tej Wini...to znaczy Lili, to my się rozstaliśmy. - wymyślił na odczepnego, bo nie miał zamiaru udawać, że jest zakochany w jakiejś Fini.
- Przykro mi. I to akurat przed tym wypadkiem. Pewnie za nią tęsknisz?
- Nie. To po prostu nie była ta jedyna.
- To dziwne. Jeszcze niedawno byłeś tak bardzo zakochany.
- Wydawało ci się. - kłamał.
- Nie martw się. Zawsze możesz na mnie liczyć jak na przyjaciółkę.
,, Co to miało znaczyć?" - przemknęło mu przez głowę.
- A ty jesteś w kimś zakochana?- spytał, ale natychmiast zdusił w sobie to pytanie i strasznie poczerwieniał, bo Shani spojrzała na niego podejrzliwie.
Po chwili jednak przerwała tą chwilę napięcia i zaczęła udawać, że nic nie zauważyła.
- Lego, a dlaczego nie masz już tej blizny na oku? - zapytała chytrze.
- Jakiej blizny? - odpowiedział pytaniem na pytanie, ale szybko zrozumiał, że jego poprzednik miał jakąś ranę na oku, więc dokończył:
- Ach tę bliznę? Zagoiła się, bo Rafiki dał mi na nią specjalną maść.
Shani powoli zaczynała nabierać podejrzeń co do tego nowego Lego, ale wkrótce poprzestała na pytaniach i rozmawiała z nim jakby żadnej zmiany nie było.
Po południu wrócili na Lwią Skałę i ułożyli się pod ścianą groty. Ani się obejrzeli, a już była noc. Całe stado smacznie spało i tylko Wedo siedział na wierzchołku skały i wpatrywał się w gwiazdy. Oczami widział tylko niebo z masą świecących punktów, ale duszą był razem z rodzicami. Tęsknił za nimi i zastanawiał się czy oni też go widzą?
Wtem jego zamyślenie przerwał głos nadchodzącego Rafikiego.
- Wypatrujesz rodziców Wedo? - spytał tajemniczo.
- Tak, ale ja jestem Lego. - powiedział z obawą w głosie.
- Mnie nie oszukasz. Dobrze wiem, że nie jesteś nim. Wiem także, że twoi rodzice zginęli dawno temu i od tamtego czasu wychowuje cię Harry. Jedyne co mnie zastanawia to to, czy prawdziwy książę jeszcze żyje? - dokończył smutno.
- Ja przysięgam, że nic mu nie zrobiłem! Nawet nie wiem czy dobrze robię, że się pod niego podszywam. Ale to oni mi kazali i w ogóle nikogo nie obchodzi czego ja bym chciał. - odrzekł zrozpaczony.
- Mój biedny, mały Wedo. Zbyt mało w tobie odwagi, aby się im sprzeciwić. Jesteś po prostu za słaby. Nadejdzie dzień, w którym będziesz musiał samodzielnie podjąć decyzję, czy wolisz postąpić z godnie z wolą opiekunów, czy może tak jak chcieliby twoi rodzice abyś postąpił.- podsumował szaman i udał się z powrotem do swojego domu. Wedo obserwował go z góry i po chwili sam także wrócił do groty i ułożył się obok Shani. Zastanawiał się o jaki wybór chodziło Rafikiemu i czy będzie miał dość sił, aby go dokonać?

sobota, 19 grudnia 2015

Roz.7 Sekrety, sekrety, sekrety

Thorin i Harry wracali do domu z zadowoleniem na pyszczkach.
- Przygotowałeś go? - spytał Thorin.
- Jasne! Wyjaśniłem mu dokładnie wszystko co będzie musiał robić.
- To idź i go przyprowadź! I przy okazji wymyśl jakąś bajeczkę co się stało z tymi dwiema lwiczkami. Potem odprawimy ceremonię żałobną.
Harry pognał w kierunku Złej Ziemi i wbiegł do starej jaskini. Na środku jej wnętrza siedział Wedo.
- Chodź mały! Nadszedł twój wielki dzień!
- Ale ja nie chcę, wujku.
- Jak to nie chcesz?!
- Nie dam rady! Ja się boję! - powiedział stremowany malec.
- Masz tam iść i pokazać wszystkim, że będziesz lepszym królem niż ten Lego, a jak już nim zostaniesz to zrobisz to co powierzyła ci do zrobienia twoja prababcia.
Mały niechętnie ruszył za opiekunem. Gdy dotarli do Lwiej Skały Harry wyszeptał:
- Udawaj przerażonego. Muszą uwierzyć, że byłeś świadkiem tragicznego wypadku i jako jedyny ocalałeś.
Wedo wcale nie musiał udawać. I tak był wystarczająco przestraszony. Lew wziął go do pyska i zaniósł do groty, gdzie zdążył już wrócić Thorin.
- Królu! Królu! Uratowałem twojego syna z pyska hieny. Mało brakowało, a byłaby z niego smaczna przegryzka.- próbował udawać Harry. - Były z nim jeszcze dwie lwiczki, ale było już za późno... Hieny brutalnie wczepiły zęby w ich małe szyjki i gdybym wtedy tamtędy nie przechodził, to i twój syn by już nie żył.
- Synku! Nic ci nie jest?! Co się stało?!
Biednego Wedo zjadał stres.
Wszyscy mieli w niego wlepione spojrzenia i nie miał pojęcia co odpowiedzieć.
- Biedaczek dostał szoku. Nie może wydusić z siebie ani słowa. - wyręczył go opiekun.
- A co to były za dwie lwiczki? - zawołały z przestrachem praktycznie wszystkie lwice.
- Wydaje mi się, że Lili i Luna.
Obie matki rozpłakały się i przytuliły do swoich drugich połówek. W grocie zapanował żałobny nastrój. Wszystkie inne lwice podchodziły do Ivi i Liliany i po kolei pocieszały ubolewające.
- A więc ze względu na takie okoliczności uroczystość ślubną możemy przełożyć na jutro, a dzisiaj będzie ceremonia żałobna. - ogłosił król.
Wszyscy byli pogrążeni w smutku. Shani płakała ukryta w łapach swojej mamy, a Viki wtulona w Kodę słuchała od niego słów otuchy.
Thorin stanął na środku pomieszczenia i zaczął mówić o dwóch małych lwiczkach. Strasznie go to nudziło i miał to gdzieś, ale musiał udawać, aby nie łudzić podejrzeń.

Za to Lili i Luna miały się całkiem dobrze. A dokładniej tylko Luna.
Tako przez cały czas wiernie czekał obok Lili kiedy się wreszcie obudzi, bo minęło już dobrych parę godzin. Mimo to nie zrażał się i wytrwale czekał. Zjadł w międzyczasie połowę kuropatwy, a pozostałą część zostawił dla towarzyszki. Zastanawiał się czasami po co to robi? Nie mógł zrozumieć dlaczego tak się o nią troszczy. Zamyślił się na chwilę, ale natychmiast przerwał swoje rozmyślenia, bo zauważył, że głowa lwiczki lekko drgnęła.
- Tako? To ty? - usłyszał słabe i ciche pytanie.
- Lili! Ty żyjesz! Nie martw się, jesteś w jaskini, którą znalazłem na tej wyspie, na której wylądowaliśmy i tutaj jest pięknie! Mamy blisko źródełko i łąkę, i mnóstwo kuropatw! - Tako ze szczęścia nawijał jak opętany.
W końcu przerwał na chwilę, żeby zaczerpnąć tchu i posumował:
- Tak mnie przestraszyłaś! Wstawaj! Pokażę ci co do tej pory odkryłem.
- Może później. Nie najlepiej się czuję.
Dopiero teraz zauważył, że podopieczna ma gorączkę i trudno jest jej oddychać. To by też tłumaczyło dlaczego nie zauważyła, że obok niej jest tylko Tako.
Lewek pognał jak strzała nad źródełko, chwycił w biegu dużego liścia i wymoczył go porządnie w chłodnej wodzie. Wrócił migiem do Lili i przyłożył jej listek do czoła, żeby choć trochę zmniejszyć jej temperaturę.
 Za każdym razem, gdy widział, że listek już wysechł, biegł z powrotem do źródła, by ponownie go w nim zamoczyć. Powtarzał tę czynność bezustannie zadając sobie w myślach pytanie: ,, Po co ja to robię?''. Nie wiedział, ale czuł, że tak trzeba. Po kilku minutach nieustannego ruchu przypomniał sobie o połowie kuropatwy, którą zostawił dla Lili. Podbiegł do jedzenia, wziął je w zęby i zaniósł małej pod sam nos.
- Zjedz chociaż trochę. Sam upolowałem.
- Nie jestem głodna. - odpowiedziała ledwo słyszalnym tonem.
- To nie była prośba. - odrzekł uparcie Tako, bo wiedział, że jeżeli lwiczka chce wyzdrowieć to musi zacząć jeść.
Lili posłusznie zjadła mięso i znów zapadła w głęboki sen. Tako był załamany. Gdyby był tutaj Rafiki, to wystarczyłoby kilka dni i Lili byłaby zdrowa, a tak nie wiedział dokładnie jak ma jej pomóc. I czy w ogóle zdoła...
- To może zrobię sobie posłanko. - powiedział sam do siebie i zaczął biegać po trawę, którą zrywał wytrwale na łące, a potem przynosił ją do pieczary i kładł na, jak na razie, niewielki stosik. Kiedy uzbierał jej wystarczająco dużo rozpoczął ugniatanie, by uzyskać podobny kształt jaki miało posłanie Lili. Na koniec zwinął się w kłębek i zasnął  twardym snem.
Tymczasem Luna i Lego właśnie się budzili. Lunę nadal bolała łapka, ale nie przywiązywała do tego większej uwagi. Była zafascynowana tą wolnością, którą teraz odczuwała i ogólnie bardzo jej przypadła do gustu ta przygoda.
Powoli zapadał zmrok, a ona odczuwała dotkliwy głód. Postanowiła, że jutro się za czymś rozejrzą, a jak na razie będzie musiała wytrzymać.
Na niebie stopniowo pojawiały się gwiazdy. Wpatrywała się w nie zachwycona. Ciekawiło ją czy ktoś jeszcze tam mieszka.
- Co robisz? - spytał senny Lego.
- Tak sobie patrzę. Jak myślisz, ktoś tam jeszcze mieszka?
- Pamiętam jak tata mi kiedyś opowiadał, że tam mieszkają wszyscy wielcy królowie i ci, którzy byli dla nas ważni. Mówił, że ja też tam kiedyś będę.
- Kiedy to było? Musiał cię najwidoczniej nabierać, bo przecież w ogóle ciebie nie kocha.
- Wtedy jeszcze mnie kochał, bo mama była z nami... - dokończył cicho, jakby coś go zabolało.
Luna oniemiała. Nie miała pojęcia ani o tym, że Lego miał mamę, ani o tym, że żył w szczęśliwej rodzinie.
- A co się później z nią stało? - spytała nieśmiało, bojąc się, że nie odpowie.
- Mama odeszła od nas jak miałem dwa trzy miesiące. Tata błagał ją, żeby została, ale nie chciała mieć nic wspólnego z synem Ziry. Później okazało się, że zginęła podczas burzy. Wpadła do rzeki wprost na ostre skały. Od tamtego czasu tata stał się przymulony i oschły w stosunku do mnie. Codziennie byłem zmuszany do ćwiczenia postawy i manier godnych króla. Mimo wszystko dobrze pamiętam, że kiedyś jeszcze mnie kochał, a ja kochałem jego... - urwał, bo głos zaczął mu się łamać, a z oczka pociekła łza.
Luna patrzyła na niego nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po prostu go przytuliła, żeby go choć trochę podnieść na duchu. Mimo, że było to tylko w formie pocieszenia, to czuła się cudownie wpatrując się w gwiazdy u boku przyjaciela.
- Dzięki Luna. Jesteś dobrą przyjaciółką.
- Sie wie. - odparła zrezygnowana.
Przez resztę nocy wpatrywali się w gwiazdy wspominając dawne czasy.
Tako też niedawno się obudził i patrzył w gwiezdną powłokę nieba, a zarazem spoglądał ukradkiem na Lili, czy aby się zaraz nie obudzi. Mała jednak leżała spokojnie i nie miała zamiaru przerywać sobie tej drzemki.
Tako wyszedł na łączkę i podszedł do źródła oblanego księżycowym blaskiem. Spojrzał na swoje odbicie i wpatrywał się w nie przez chwilę. Nagle uderzył łapką w wodę, która chlusnęła na wszystkie strony.


 

 Opadł bezsilnie na trawę i wpatrywał się w pyłki unoszące się w powietrzu i zmierzające w nieznanym mu kierunku
- Mamo... Tęsknię za wami. - wyszeptał i wkrótce zasnął.

Roz.6 Początek nowego życia

Luna leżała na mokrym piasku ciężko dysząc. Po tym jak wpadła do rzeki silny prąd zniósł ją na kamień, w który, całkiem mocno, uderzyła głową i zemdlała. Dopiero teraz się ocknęła. Zauważyła, że niedaleko niej leży Lego, jak na razie nieprzytomny. Rozejrzała się zapobiegawczo i ze zdumieniem stwierdziła, że znajdują się w miejscu przypominającym piękny, barwny las otoczony rzeką. W oddali było widać wielki wodospad, którym najwidoczniej musieli się tu dostać.
Spróbowała wstać i natychmiast syknęła z bólu. Spojrzała na tylne łapki i zobaczyła niewielkie rozcięcie na jednej z nich.
- Luna? To ty? - usłyszała ciche i niepewne pytanie lewka, który właśnie się obudził.
,,Dlaczego musiałam tu wylądować akurat z nim?'' - pomyślała z niezadowoleniem, ale po chwili przerwała to zamyślenie, bo faktycznie Lili ani Tako nigdzie w pobliżu nie było.
- Tak, to ja Lego. - odpowiedziała niechętnie.
Lewek przewrócił się na drugi bok i zobaczył jej ranę na łapce.
- Co ci się stało?
- Nic takiego. Tylko drobne rozcięcie. - odparła.
Lewek również się rozejrzał. Był tak samo zdziwiony, ale wyglądał na ucieszonego.
- A gdzie Lili?
,, Lili, Lili, liczy się tylko Lili!'' - przemknęło jej przez głowę.
- Nie wiem. Jak chcesz to idź i jej poszukaj. - powiedziała na odczepnego i ponownie spróbowała wstać. Poczuła jakby ktoś przebił jej łapkę ostrym gwoździem i od razu upadła na piasek.
- Uważaj. Może ci pomogę?
- Obejdzie się.
Ale Lego mimo wszystko podszedł do lwiczki i spróbował ją podnieść. Było to dosyć trudne, lecz po kilku żmudnych próbach udało się.
Luna pokuśtykała w stronę lasu.
- A ty dokąd?
- Chyba nie myślałeś, że będę tutaj bezczynnie leżeć! Nareszcie coś się dzieje! - zawołała i wypatrzyła dróżkę idącą wgłąb.
Lego podbiegł do niej i weszli do środka gąszczu.
Otaczały ich piękne drzewa rodzące nieznane im dotąd owoce i kwiaty. Ze względu na bogatą roślinność las ten nabierał niezliczenie dużo kolorów.
- Jak myślisz, gdzie my jesteśmy? - spytała zaciekawiona i podekscytowana Luna.
- Nie mam pojęcia. Jak dla mnie to najważniejsze, że nareszcie mam spokój od tego mordercy. Chciał nas zabić, a jednak mu się nie udało.
- CHYBA nie udało. - powiedziała cicho Luna i z przestrachem pomyślała, że właśnie to mogło spotkać Lili i Tako.
- Chciałbym, żeby teraz z nami była. - powiedział Lego.
Luna miała nieco inne zdanie na ten temat, ale wolała zachować to dla siebie.
Szli od dłuższej chwili w milczeniu, rozglądając się na wszystkie strony.
- Słuchaj, w domu to zawsze mieliśmy dużo jedzenia, nie? - zaczął Lego.
- No.
- I ten obiad zawsze łowiły nam lwice, tak? - powiedział już nieco ciszej.
- No. - odpowiedziała najpierw bez wahania, ale po chwili zrozumiała co Lego miał na myśli i łapki zrobiły jej się jak z waty.
- Czy to znaczy...? - zapytała łamiącym się głosem.
- Nie będzie tak źle. Potrenujemy trochę i w końcu się nauczymy jak się poluje. - pocieszał ją towarzysz.
- W każdym razie, nareszcie jakaś przygoda! Od dawna marzyłam, żeby się stamtąd wyrwać.
- Ja tak samo. Ale ja przynajmniej miałem powody, a ty miałaś wszystko to, czego ja tak bardzo pragnąłem, więc dlaczego chciałaś uciec?
- I tak tego nie zrozumiesz. Nawet rodzice tego nie rozumieją. Kiedyś spróbowałam porozmawiać o tym z mamą, ale bez skutku.
- Nie chcesz to nie mów. - powiedział wyrozumiale Lego i uśmiechnął się do lwiczki, która również się uśmiechnęła.




- Hej! Spójrz! To miejsce wygląda idealnie jak na szałas.- powiedziała Luna wskazując na krzaki splątane gęsto gałęziami i porośnięte bluszczem.
- Może jak na razie się trochę zdrzemniemy? - spytał Lego.
- Czemu nie? - odpowiedziała i weszła do środka.
Poczuła się przez chwilę jak w swoim dawnym domu. Lego ułożył się obok niej i oboje zasnęli, a Lunie śniły się naprawdę miłe sny
Po drugiej stronie wyspy ( która była naprawdę duża) znajdowali się Tako i Lili. Lewek już dawno się obudził i spoglądał ze zniecierpliwieniem na koleżankę. Lili jednak spokojnie spała. Podobnie jak Luna zemdlała po upadku z dużej wysokości.
Tako powoli zaczynał mieć obawy, że coś jej się stało. Po chwili postanowił się trochę rozejrzeć za jakimś schronieniem. Wymyślił, że na wszelki wypadek napisze na piasku, że gdyby się obudziła, to ma tu na niego zaczekać.
Nabazgrał coś pazurem na ziemi i jeszcze raz spojrzał na Lili. Następnie ruszył w stronę lasu i miał zamiar iść przez niego tak długo, aż nie znajdzie czegoś do jedzenia.
,, A może by tak i dla Lili coś upolować?'' - przemknęło mu przez głowę. - ,, Skąd ci w ogóle takie głupie pomysły przychodzą? Chociaż z drugiej strony jest dla mnie taka miła i dobra...'' - Tako bił się przez chwilę ze swoimi myślami, ale w końcu podjął decyzję, że i dla niej coś upoluje.
Szedł już tak od dłuższego czasu, gdy nagle las przed nim się skończył i wyszedł na cudowną polanę, na końcu której było źródełko, a obok niego znajdowała się niewielka grota, wielkością dorównująca zebrze.
Wszędzie rosła bujna, soczyście zielona trawa, z pomiędzy której wystawały różnego rodzaju kwiaty i rośliny.
Tako o mało co nie przysiadł z wrażenia. Postanowił, że jak na razie mogą zamieszkać w tej mini jaskini, a potem już jakoś będzie. Zaczął przeszukiwać wysokie trawy w poszukiwaniu ptactwa. Nie mylił się ani trochę, bo po paru sekundach dojrzał ukrytą w trawie tłuściutką kuropatwę. Przyczaił się i skoczył na przerażonego ptaka. Ten nie zdążył podfrunąć, gdy Tako błyskawicznie zatopił zęby w jego karku.
Wracał powoli do nadal nieprzytomnej przyjaciółki ze zdobyczą w pysku. Podszedł do niej i szturchnął ją łagodnie główką. Gdy to nie poskutkowało zarzucił małą na plecy i z wielkim trudem próbował zanieść ją do nowego domu. Nie było to łatwe, zwłaszcza, że oprócz Lili niósł jeszcze przepiórkę w pysku. Mimo to nie podawał się i po wielkim wysiłku osiągnął cel.
Obejrzał dokładnie wnętrze nowego mieszkania, wypluł ptaka i delikatnie ułożył Lili w takim miejscu, aby padało na nią jak najwięcej promieni słonecznych. Wpadł na pomysł, żeby zrobić tutaj małe, przyjemne legowisko, bo niewygodnie byłoby spać na zimnych kamieniach. Wybiegł na zewnątrz i zaczął rwać i przynosić na kupkę długie łodygi trawy. Kiedy uzbierał ich wystarczająco dużo, udeptał po środku wgłębienie, w którym można się było zwinąć w kłębek i smacznie spać. Całość przybrała wygląd dużego, ptasiego gniazdka. Tako cicho podszedł do lwiczki i zaniósł, a następnie ułożył ją na posłaniu. Czuł, że od teraz to on będzie za wszystko odpowiedzialny, a zwłaszcza za małą Lili.





No i jak? Zanudzam, czy może być?
Bardzo jestem ciekawa, czy się wam podoba i która postać jest waszą ulubioną, a może jest waszym uosobieniem? Piszcie w komentarzach. Plis :-)

Roz.5 Przebiegli bracia

Dzisiejszy dzień był szczególnym dniem dla Lego. Malec kończył dzisiaj dwa lata, czyli stawał się nastolatkiem. Powoli zaczynała mu rosnąć grzywa i jego pyszczek zaczynał przybierać wygląd pyszczka dorosłego lwa. Dzisiaj miał się odbyć jego ślub z Shani. Czuł się nieswojo i niezręcznie. Jak miał to wytłumaczyć Lili?
,, A może by tak pójść do Rafikiego i się poradzić?'' - pomyślał.
W końcu jednak uznał, że to głupi pomysł i lepiej będzie poradzić się Luny, bo z Lili byłoby niezręcznie.
Luna leżała na samej górze dużego głazu i korzystała ze słońca. Musiała jednak uważać, żeby nie spaść na ziemię, bo kamień był dosyć gładki bez żadnych wypukłości. Lego zauważył ją bez trudu, bo wierzchołek głazu zdecydowanie wystawał ponad wysokie trawy.
- Cześć Luna! Co tam u ciebie?
Luna z początku nie mogła rozpoznać kto do niej to powiedział, ale w końcu wychyliła się nieco dalej. Ujrzała sylwetkę Lego i właśnie w tym momencie jej łapka poślizgnęła się na śliskiej powierzchni i mała zleciała w dół. Po chwili spojrzała niemrawo na co upadła i poczuła zażenowanie większe niż kiedykolwiek. Leżała na biednym Lego omal stykając się z nim noskami. Natychmiast zsunęła się na ziemię i udała, że wylizuje futerko.
- Przepraszam. Łapka mi się osunęła i straciłam równowagę. - powiedziała cała się czerwieniąc.
- Nic nie szkodzi. - lewek otrzepał się nieco i powoli wstał. - Chciałbym, żebyś mi w czymś pomogła.
- A mianowicie?
- Chyba wiesz o tym, że dzisiaj jest mój ślub z Shani. Nie chcę tego! Ojciec mnie nie rozumie, a ja nie jestem w stanie się mu sprzeciwić. Po ostatnim takim numerze została mi ta blizna na oku.
- Nie wiem co mógłbyś zrobić. Może chodźmy do Lili. Ona na pewno będzie wiedziała co robić.
Lego z początku nie chciał przystać na taką propozycję, ale w końcu się poddał.
Lili wypatrywała Tako wśród zieleni. To była jej pierwsza lekcja polowania, a udzielał jej oczywiście lewek. Lwiczka nasłuchiwała uważnie, bo jej zadaniem było wytropienie przyjaciela. Po paru minutach zauważyła wystającą końcówkę ogona i ruszyła cicho w jej stronę. Gdy była już bardzo blisko, przywarła ciałem do ziemi i wybijając się wysoko przeleciała nad ofiarą, która schyliła się zapobiegawczo, bo od dawna słyszała odgłos skradającej się Lili.



Mała wleciała prosto w krzaki. Wygrzebała się z nich po chwili i rozbawiona podbiegła do Tako.
- No, i jak mi poszło?
- Strasznie ciężko dyszysz i za bardzo się spinasz. - rzekł z pogardą.
- No to zademonstruj poprawną wersję mistrzu. - odparła żartobliwie.
Lewek rozluźnił łapki, przywarł ciałem do ziemi i spojrzał dziwnie na napastniczkę.
- Tako? Co ty się tak dziwnie patrzysz?
Nie odpowiedział, tylko w jednej chwili odbił się od ziemi i przewrócił koleżankę.
- I leżysz. Tak to się robi.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - odrzekła z sarkazmem w głosie.
- Nareszcie cię znalazłam! A ten to kto? - zapytała zdziwiona Luna przedzierając się przez zarośla.
- To Tako.
- A skąd jest?
- Tyle razy już mówiłem, że nie mam zamiaru z nikim o tym rozmawiać! A ty nie jesteś jakąś wyjątkową lwiczką, paniusiu, więc po co miałbym ci to mówić! - wtrącił się Tako, ale to nie był najlepszy pomysł, bo Luna wyjątkowo nie lubiła, gdy ją ktoś obrażał.
- Że co, proszę? - wybuchnęła. - Jak śmiesz mnie nazywać paniusią ty ośle!
- A tak, oślico!
Oboje strasznie się najeżyli i stanęli w bojowych pozach.
- Spokojnie. Nie ma się o co tak kłócić. - Lili wbiegła pomiędzy nich, żeby załagodzić sytuację.
Lego patrzył na to przez chwilę ze zdumieniem i pomyślał: ,, Luna to potrafi zawalczyć o swoje. Zapamiętać: Nigdy nie wdawać się z nią w konflikt.''
Zachichotał cicho, bo bardzo go ta myśl rozbawiła. Nagle rozległ się potężny ryk.
- Oho, tatulek woła. Muszę iść. Zaraz wrócę. Cześć! - rzucił na pożegnanie i pobiegł do ojca.
Czekali przez chwilę, aż lewek wróci. Luna i Tako przez cały czas patrzyli na siebie spode łba. Lili przyglądała im się bacznie, czy aby nie zacznie się zaraz jakaś bójka. Wkrótce nadbiegł wyczekiwany Lego.
- Tata mówi, że mamy zaczekać na niego przy rzece, która płynie niedaleko stąd. Spokojnie, wyjaśnił mi jak tam dojść, bo podobno dopiero niedawno ją odkrył.
Ruszyli powoli w stronę, w którą kierował ich Lego.
- Według mnie to trochę dziwne. Dlaczego twój tata chce z nami porozmawiać akurat nad tą rzeką, a nie po prostu w grocie? I to jeszcze z dala od domu? - spytała podejrzliwie Luna. - I czy on naprawdę musi iść z nami?- wskazała łapką na Tako.
- A co? Masz z tym jakiś problem? - spytał podenerwowany malec.
O mało co, by doszło do bójki, gdyby nie widok rzeki, którą dopiero teraz zobaczyli. Podeszli do samej krawędzi urwiska, które otaczało dolinę rzeki i wychylili się ostrożnie.
- Rany! Ależ ta rzeka jest przerażająca! - powiedział z podziwem Tako.
- Co, strach obleciał? - usłyszał kpiący głos Luny.
- Ciesz się, że dziewczyn nie biję, chociaż dla ciebie zrobiłbym wyjątek! - przerwał jednak nagle, bo usłyszał trzask gałęzi w pobliskich krzakach.
- Hej, co to było? - zapytała Lili.
Lego wyczuł, że mała się boi i stanął odważnie przed lwiczką, by móc ją ochronić.
- Słuchaj, a twój tata to kiedy tutaj miał przyjść? - spytała przerażona.
- Jestem dokładnie o tej porze, o której zaplanowałem.- z krzaków powoli wyłoniła się grzywa, a potem już cała sylwetka króla.
Thorin wysunął pazury, ryknął donośnie i powoli zbliżał się do dzieci, które wciąż stały nad przepaścią.
- Lego, zrób coś! Błagam! - powiedziała blada Luna.
Bezradny lewek spróbował ryknąć. Marnie mu to jednak wyszło i zamiast ryku usłyszeli coś w rodzaju darcia się kota. Thorin tylko się zaśmiał i obnażył kły.
- Hej, przecież po lewej jest wyjście! - zawołał Tako i rzucił się w tamtą stronę.
Nie zdążył zrobić nawet dziesięciu kroków, gdy niespodziewanie zza drzew wyskoczył Harry i patrząc na uciekiniera powiedział:
- Do ciebie raczej nic nie mamy, ale rozumiesz, świadków nie potrzebujemy.
Biedny Tako natychmiast zawrócił i wbiegł za Lunę.
- No proszę, mój rycerz w lśniącej zbroi. - powiedziała kpiąco.
Przeciwnicy zbliżali się do nich coraz bardziej, a z tyłu powoli brakowało miejsca. Dzielił ich zaledwie krok od wpadnięcia do silnego nurtu rzeki.
- Lego, ja się boję! - krzyknęła Lili i w tejże chwili tylne łapki usunęły jej się z ziemi i biedna Lili zleciała do wody.
- Lili! - zawołała zrozpaczona Luna i rzuciła się za przyjaciółką.
Chwilę później skoczył Lego, a ostatni chlupnął Tako.
- No to załatwione. - powiedzieli z zadowoleniem bracia.

Roz.4 Smutki i radości

Był ciepły, piękny dzień. Słońce świeciło w najlepsze zalewając wszystko dookoła swoimi promyczkami.
- Głupie słońce! Przestań na chwilę świecić, bo mi przesłaniasz obiekt obserwowań! - powiedziała cicho Viki i odchyliła nieco głowę.
Tak naprawdę ,,obiektem obserwowań'' byli Koda i Dżulia. Lewek dawno wyczuł, że spoczywa na nim zazdrosne spojrzenie Viki. Toteż starał się jak mógł, by sympatia pozostała we wrażeniu, że on i Dżulia są parą. I udawało mu się to doskonale. Viki przez cały czas nie mogła znieść tego widoku i wprost kipiała zazdrością kiedy co chwila się tulili i udawali, że szepczą sobie coś do uszka, ale gdy Dżulia liznęła Kodę w policzek w Viki coś wybuchnęło. Wyskoczyła zza krzaków i z furią podbiegła do Kody.
- Dosyć!!! Dłużej tego nie zniosę! Ja cię rzucam, a ty od razu znajdujesz sobie tę dziewczynę! Głupi jesteś skoro nie widzisz, że ja jestem lepsza i ładniejsza od niej! Miarka się przebrała! Zobaczysz, pożałujesz! - po tej awanturze natychmiast uciekła. Schowała się za skałą i zaczęła płakać, ale nie ze smutku tylko ze złości.
Koda nie miał pojęcia, że uda mu się doprowadzić do takiego skutku. Teraz miał pewność, że Viki jednak go lubi, a przynajmniej lubiła. Żal mu się jej zrobiło, bo przecież nie chciał, żeby aż tak cierpiała. Musiał coś szybko wymyślić.
- Dżulia, udaj, że mnie rzucasz. - wyszeptał.
- No nareszcie! O mało co się nie porzygałam po tamtym buziaku. - odchrząknęła cicho i ustawiła ton na poddenerwowany. - Ja również mam tego dosyć! Nic mi nie mówiłeś o jakiejś Viki! Z nami koniec!
Koda ledwo co zdusił w sobie chęć do śmiechu. Dżulia z resztą podobnie.
- Dzięki. Kochana z ciebie siostra.
- Przestań słodzić, bo mi zęby wypadną. - odpowiedziała udając, że nic ją to nie obchodzi, ale rumieńców ukryć nie umiała.
Koda szybko pobiegł w kierunku skały, za którą siedziała ukryta lwiczka. Podszedł do niej i dosiadł się ostrożnie.
- Wszystko słyszałam. Dobrze ci tak! - powiedziała pociągając noskiem.
Koda zastanawiał się przez chwilę czy aby nie powiedzieć jak było na prawdę i w końcu postanowił, że tak będzie lepiej.
- To wszystko było na niby.
- Co? - zapytała cicho, myśląc, że się przesłyszała.
- Dżulia to moja siostra i udawaliśmy, bo chciałem się dowiedzieć czy tylko tak udajesz czy na prawdę mnie nie lubisz. - odrzekł jakby zawstydzony.
- Że co? To było naprawdę...naprawdę...chytre!- z podziwem odparła Viki, bo bardzo ceniła sobie spryt i przebiegłość.
Zaskoczony tym nieco Koda zapytał:
- To znaczy, że nie jesteś zła?
- Jeszcze trochę jestem. - powiedziała i dała mu solidnego kuksańca w ramię. - Teraz już ok.
- Dobra. Sam sobie na to zasłużyłem -wyjąkał rozcierając obolałe ramię. - W takim razie mogę ci zadać pewne pytanie?
- Dawaj.
- Będziesz moją dziewczyną?
- Jeśli już, to ty MOIM chłopakiem. I nie myśl sobie, nie będę się do ciebie przymilać jak tamta idiotka.
- Może być. - zadowolony tymi słowami Koda przytulił lwiczkę, która zamruczała cicho.



Tymczasem Luna leżała w cieniu traw wygrzewając się w słońcu. Zupełnie zapomniała o wszystkich problemach, tylko spała pomrukując cicho.
Niedaleko niej zaczaiła się Lili, bo postanowiła zrobić przyjaciółce niespodziankę. Przygotowała się, wymierzyła dokładnie długość lotu i skoczyła na Lunę. Ledwo przytomna lwiczka zerwała się z ziemi wystraszona i gdy tylko zobaczyła Lili wszystkie jej problemy i obawy powróciły.
- Cześć! Co tam porabiasz? - Spytała napastniczka wprost promieniejąc szczęściem. - Dokąd wczoraj zniknęłaś?
- Musiałam za potrzebą. - skłamała Luna, po czym zaczerwieniła się aż po uszy. Przecież na pewno nie opowie jej o tym jak Lego niechcący (a może chcący?) wziął ją za łapkę.
- Dlaczego jesteś taka czerwona? - zaciekawiła się przyjaciółka, ale po chwili zignorowała to i powiedziała:
- Chyba odwiedzę Lego. Pójdziesz ze mną?
,,Jeszcze tego brakowało!''- pomyślała Luna. Chyba by nie wytrzymała gdyby miała oglądać ich razem w pełnym szczęściu. To miało być jej szczęście! A tymczasem Lili była pierwsza. Co za niesprawiedliwość!
Kremowa lwiczka podreptała w kierunku domu, ale nagle sobie o czymś przypomniała. Przecież wczoraj poznała Tako. Ciekawe gdzie on jest, bo gdy nad ranem wychodziła z groty jego już tam nie było i może dlatego o nim zapomniała?

A w międzyczasie na Złej Ziemi już od dawna toczyła się dyskusja między dwoma braćmi. Wedo przez cały czas przysłuchiwał się im z zaciekawieniem, ale nie mógł do końca zrozumieć o co dokładnie chodzi. Nie zależało mu wcale na zdobyciu tronu. Robił tylko to co kazali mu robić opiekunowie. Odkąd jego rodzice zginęli z nieznanych mu przyczyn, stał się zagubiony i samotny. Nie miał żadnych przyjaciół, a to bolało go najbardziej. Kiedy mama i tata jeszcze byli przy nim zawsze powtarzali mu, że warto jest być dobrym i miłym dla innych. Zawsze uważnie ich słuchał i nigdy nie złamał danego im słowa. Nigdy nie przeciwstawiał się swoim nowym opiekunom. Może to dlatego, że był zbyt nieśmiały? Wedo przez cały czas nie mógł zapomnieć o kochających go rodzicach i czuł lekki wstyd, że niedługo zrobi coś okropnego (tak wnioskował z rozmowy).
- Słuchaj, dlaczego my tyle czekamy? Nie możesz sam wypełnić jego przeznaczenie? Przecież jesteś królem i nic nie stoi ci na przeszkodzie, żebyś sam to zrobił. - rozmyślenia Wedo  przerwał głos poirytowanego Harry'ego.
- Bo Zira chciała, żeby to on dokończył to co zaczęła, i to on ma być wtedy na tronie! - ryknął znudzony król. - Ale trzeba coś szybko wykombinować z tymi bachorami.
- A dokładniej?
- Warto było by się pozbyć tych dwóch lwiczek, no i oczywiście Lego.
- Chyba mam niezły pomysł. Niedaleko stąd odkryłem rzekę płynącą w głębokiej dolinie i z naprawdę silnym nurtem. Poszedłem, więc w stronę, w którą płynie rzeka i wiesz co odkryłem? Wielki wodospad. Wystarczy zepchnąć do rzeki dzieciarnię, a reszta już pójdzie gładko.
- No, nareszcie się na coś przydałeś.
Harry tylko pokręcił głową i spojrzał na malca. Nawet żal mu się go zrobiło. Sam przynajmniej miał brata, a Wedo już nikogo.

Lili od dawna próbowała odszukać Tako, ale nigdzie nie było ani śladu lewka. Usiadła, więc na chwile smutna, że poszukiwania się nie udały, gdy nagle coś wyskoczyło zza krzaków, a za nim coś większego i żółtego. Lili zerwała się natychmiast z ziemi i pomknęła za nimi. Pędzili dosyć szybko, więc musiała się postarać, żeby za nimi nadążyć. W końcu większy obiekt dopadł mniejszego, który okazał się być przepiórką i rozpoczęła się szamotanina. Lili obserwowała przez chwilę to zjawisko, aż w końcu przepiórka poddała się i walka ustała. Zadowolony Tako odwrócił się z ptakiem w pysku i spojrzał zdumiony na lwiczkę.
- To moje! Jak chcesz to sobie sama upoluj! - warknął i położył na ziemi zdobycz.
Zdziwiona Lili patrzyła jak Tako pałaszuje ze smakiem przepiórkę i jednocześnie spogląda na nią spod oka, czy aby nie chce mu jej zabrać.
- Ty umiesz polować?
- Jasne! A kto nie umie?
- Wszyscy w moim wieku na przykład.
- To jak wy zdobywacie pożywienie?
- Przeważnie lwice idą popołudniu na polowanie i przynoszą pyszną antylopę albo coś innego.
Tako popatrzył na nią jakby powiedziała coś niemożliwego.
- I wy się tym wszyscy dzielicie? Przecież to jest niemożliwe! Najważniejsza zasada jaką dotąd znałem brzmi tak: ,,Sam upolujesz, sam nie zginiesz''
- Ależ ty jesteś dziwny - powiedziała żartobliwie, ale widząc, że maluch bierze wszystko na poważnie, szybko dodała:
- To nawet lepiej. Jesteś wyjątkowy.
Najwidoczniej nie był też nauczony dobrych manier, bo nic nie odpowiedział tylko dalej pochłaniał jedzenie.
- Zostaniesz tu jeszcze trochę?
- Być może. Macie tu dużo pysznych przepiórek, więc pewnie jeszcze trochę zostanę.
- To super! A nauczyłbyś mnie polować?
- Nie wiem czy sobie poradzisz, ale zastanowię się.
- Naprawdę? Dzięki! To teraz chodźmy. Przedstawię cię moim przyjaciołom.
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Dlaczego? Będzie fajnie. Obiecuję. - powiedziała i ruszyli w stronę Lwiej Skały.
Lego siedział smutny pod skałą, a obok niego była Shani. Chyba o czymś rozmawiali, ale gdy zauważyli nadchodzące lwiątka od razu przestali. Lego na widok Lili natychmiast się rozchmurzył i podbiegł do niej, żeby się z nią przywitać.
- Cześć! Chciałam wam kogoś przedstawić. To jest Tako. Dopiero niedawno się tu pojawił, ale nie pytajcie go skąd pochodzi, bo i tak nie odpowie.
- Cześć! Jestem Lego. - podszedł nieco bliżej i wtedy Lili zauważyła jego bliznę na oku.
- Kto ci to zrobił?! - wykrzyknęła przerażona.
- Tatuś.
- Ale dlaczego?
- Bo wiesz...no...- cały się zarumienił, bo dobrze pamiętał jak powiedział, że zawsze będzie kochać Lili, a nie Shani. - Nieważne. Może się w coś pobawimy? - zmienił temat.
- Hej! A mnie to już nie pamiętacie? - zawołała Shani.
- Oczywiście, że tak. Tako poznaj Shani.
- Cześć! - powiedziała mierząc go od stóp do głów. - To w co się bawimy?
- Może w ,,Bitwę''? - zaproponował Tako.
- A co to za gra? - spytali ciekawi.
- Polega na tym, że dobieracie sobie partnera lub partnerkę i budujecie swój fort. Przeciwnicy muszą zdobyć fort przeciwnej pary i na odwrót. Którym pierwszym się to uda ci wygrywają. Proponuję aby zrobić dziewczyny przeciwko chłopakom.
- Jak dla mnie ok. - powiedział Lego, ale dziewczyny były nieco innego zdania.
Wyszło na to, że najpierw zagrają w chowanego, a potem w bitwę. W obu zabawach najlepszy był Tako. Potrafił się świetnie chować, perfekcyjnie skradać i nieźle biegać. Wszyscy byli zaskoczeni jego umiejętnościami. Po zabawie Shani wróciła do domu, Lili i Lego ruszyli razem nad wodopój, a Tako... Tako poszedł w swoją stronę spoglądając na parę podejrzliwie.
Szykował się piękny zachód słońca. Lili i Lego siedzieli nad brzegiem rzeki, patrząc na zachodzące słońce. Nagle lewek położył łapkę na łapce lwiczki. Zaskoczona tym Lili spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem i przytuliła się do lewka, a on ucieszony tym gestem powiedział:
- Wiesz Lili, ty jesteś jedyna na świecie!

Roz.3 Tak mało się dzieje, a tak wiele to zmienia

- I jak tam wczoraj? O której wróciliście?
Lili i Luna leżały sobie w cieniu niedaleko wodopoju.
- On jest taki miły i przyjacielski. Na pewno będzie z niego dobry przyjaciel. - powiedziała Lili jakby przez sen.
- Tak, całkowicie się zgadzam. - odpowiedziała podobnym głosem Luna.
- Luna, a nie wygadasz nikomu jak ci o czymś powiem?
- Możesz być spokojna, jeszcze mi się nie zdarzyło.
- Chyba podoba mi się Lego. I ja mu chyba też. Wczoraj dał mi bukiecik kwiatów. Cudownie! Prawda?
Pomarańczowa lwiczka poczuła nagle dotkliwe ukłucie w sercu.
- Coś się stało? Luna, jesteś tutaj w ogóle?
Nie mogła nic odpowiedzieć. Po prostu odebrało jej mowę. Miała ochotę płakać, choć nie do końca była pewna dlaczego?
- To super. Cieszę się twoim szczęściem. - powiedziała łamiącym się głosem.
Na szczęście Lili tego nie zauważyła. Była zbyt rozmarzona, żeby cokolwiek zauważyć.
- Już się nie mogę doczekać naszego następnego spotkania. Prawda, że on jest... Luna?! Gdzie ty jesteś?!
Luna już tego nie słyszała. Biegłą przed siebie ze łzami w oczach tak szybko, na ile jej pozwalały małe łapki. Nagle z traw wyłoniła się sylwetka Viki. Niestety Luna nie zdążyła wyhamować i wpadła prosto na przyjaciółkę, która nie była zbyt zadowolona z takiego powitania.
- Ała! Nie wystarczyłoby zwykłe cześć? - powiedziała z pretensją w głosie próbując podnieść się z ziemi.
Luna szybko wytarła łzy.
- A ty co tu robisz? - spytała wyrównując ton Luna.
- Wyobraź sobie, że poszłam na spacer i akurat przechodziłam niedaleko rzeki, i wiesz co zauważyłam?Kodę i tę jego głupią dziewczynę jak się tulili pod drzewem.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosna?
- Oczywiście, że nie! Przecież to głupek! No bo przecież ja jestem ładniejsza od tej idiotki i skoro on tego nie widzi, to tylko potwierdza, że jest głupi!
Luna nie chciała już nic mówić, bo wiedziała, że Viki tylko by zaprzeczyła. Widać było, że jest strasznie zazdrosna.
- Co ty? Płakałaś?
- Chyba ci się przewidziało. Po prostu jestem chora i to dlatego tak wyglądam.
- Nie nabierzesz mnie! Mów, o co chodzi?
- Okazuje się, że podoba mi się Lego.
- To wspaniale! Nie rozumiem czemu z tego powodu miałabyś płakać.
- Bo jemu podoba się Lili, a na mnie patrzy tylko jak na przyjaciółkę.
- Jesteś na niego zła?
- Trochę tak, ale wiem, że to było by nie w porządku gdybym się na niego gniewała za to, że jest szczęśliwy. Ma prawo zakochać się w tym, w kim zechce. Ja o tym nie decyduję.
- Łał! Masz do tego zupełnie inne podejście niż ja. Ja to bym frajerowi wygarnęła prosto z mostu co o nim myślę.
- Więc dlaczego nie zrobisz tak z Kodą?
- No bo...no... To co innego!
- Taaaaak, jasne! - powiedziała żartobliwie Luna i nie poruszała więcej tematu, tylko udała się pospiesznie w inną  stronę, bo nie miała ochoty na wysłuchiwanie o tym, jaki to głupi jest ten Koda.
Tymczasem na Lwiej Skale Lego zastanawiał się co robi Lili i czy aby jej nie odwiedzić? Wtem usłyszał za sobą głos ojca:
- Chodź ze mną. Muszę z tobą o czymś porozmawiać.
Lego posłusznie ruszył za ojcem i czekał na to, co mu ma do powiedzenia.
- Niedługo będziesz miał rok i dokładnie na ten dzień zaplanowałem twój ślub z Shani. Od teraz masz już wszędzie chodzić razem z nią.
- Że co?! Ale ja nie chcę! Ona zupełnie do mnie nie pasuje!
- Nie podnoś na mnie głosu!!! Masz od dzisiaj chodzić z nią wszędzie! To moje ostatnie słowa. - zaryczał potężnie i już się odwrócił, by iść z powrotem do domu, ale w pewnej chwili usłyszał:
- A co jeśli ja chcę być z Lili, a nie z Shani! I nigdy jej tak samo nie pokocham!
- Powiedziałem nie podnoś na mnie głosu!!! - w tej chwili wielka łapa uniosła się ponad małego Lego i z zamachem uderzyła pazurami w pyszczek lewka. Malec upadł na ziemię oszołomiony tym co się właśnie stało.
- Koniec rozmowy. - powiedział król i poszedł jakby nigdy nic się nie stało.
Z małego, krwawiącego oczka lwiątka wypłynęła łza. Biedny lewek leżał bezwładnie nie mogąc się otrząsnąć z tego co przed chwilą przeżył.
Luna przechodziła właśnie niedaleko miejsca gdzie zaszło do tego zdarzenia. Deszcz zaczynał powoli padać i tym samym niósł ulgę dla spragnionych upałem zwierząt.
- Lego?! Co ty tutaj robisz?! I co się stało z twoim okiem?! - zapytała przerażona widokiem krwawiącej rany.
Wszyscy wiedzieli o tym, że Luna panicznie bała się widoku krwi. Mimo to przemogła się  i podeszła do poszkodowanego, żeby lepiej przyjrzeć się ranie. Deszcz zaczął lać jak z cebra i dzięki temu przemył oczko Lego. Luna pomogła mu wstać i dojść do głazów pochylonych na siebie w taki sposób, że tworzyły pewnego rodzaju małą grotę. Weszli do środka przemoknięci do suchej nitki. Lego spojrzał na Lunę i chociaż nie do końca widział na jedno oczko to pomyślał, że ona wygląda całkiem ładnie w deszczu. Lwiczka również spojrzała na lewka. I znowu widziała jego piękne oczy mieniące się błękitem, ale tym razem nie czuła szczęścia tylko ból zazdrości, bo wiedziała, że on przecież kocha Lili, więc odwróciła szybko głowę i wsłuchiwała się w krople deszczu spadające na ziemię.
- No to teraz opowiadaj, kto ci to zrobił?
- Kochany ojczulek.
- Nie wierzę! Jak można zrobić coś takiego własnemu synowi?! - zawołała oburzona.
- Najwidoczniej dla niego to norma. - starał się zażartować, ale wcale m u nie było do śmiechu, bo strasznie go piekła krwawiąca rana. Mimo to tylko zacisnął zęby i postarał się to zignorować.
Luna myślała o tym, kiedy wreszcie przestanie padać i będzie mogła uciec jak najdalej od Lego. Przebywanie z nim, patrzenie na niego i wszystko co miało z nim jakikolwiek związek sprawiało jej ból. Miała ochotę wykopać tunel do ucieczki albo zapaść się pod ziemię. Skoro tak lubi Lili to dlaczego do niej nie pobiegnie?
Tymczasem przez głowę Lego przepływały zupełnie inne myśli. Teraz kiedy był tutaj z Luną czuł się zupełnie inaczej niż kiedy był z Lili. Zupełnie coś innego i wyjątkowego odczuwał gdy była przy nim Luna. Szkoda tylko, że nie miał pojęcia co by to mogło być? Potarł delikatnie oczko i postawił łapkę na ziemi, ale coś tu się nie zgadzało. Ta ziemia wydawała mu się miękka i miła w dotyku. Spojrzał w dół i zamarł na chwilę. Na jego pyszczku pojawiły się rumieńce. Luna również spojrzała w dół i jej serce przyspieszyło, bo na jej łapce była łapka Lego! Zażenowany malec szybko zabrał łapkę czerwieniąc się przy tym jak burak i odsunął się troszkę w bok.
Deszcz przestał padać, i lewek natychmiast wyszedł z kryjówki i pędząc jak najszybciej potrafił, pognał na Lwią Skałę. Luna już nie miała pojęcia co o tym wszystkim myśleć. To była taka cudowna chwila! Nie miała pojęcia co powie Lili, gdy ta ją zapyta dokąd tak nagle zwiała. Lili jednak ani trochę nie przejmowała się tym gdzie też się podziewa jej przyjaciółka. Była tak pochłonięta swoimi przemyśleniami, że nawet nie zwróciła uwagi na deszcz, który zalewał wszystko dookoła, a potem odfrunął jak wiosenny wietrzyk. Podeszła do rzeczki i już miała zacząć chłeptać z niej wodę, gdy nagle pochylając się zauważyła coś dziwnego po drugiej stronie. Wyglądało to trochę jak żółty kamień. Wspięła się na pobliskie drzewo i spróbowała przeskoczyć na drugi brzeg rzeki. O mały włos wpadłaby do wody, ale na szczęście żółty kamień wstał i Lili wylądowała dokładnie na nim! Błyskawicznie odskoczyła i spojrzała zdumiona na kamień, który okazał się niezbyt schludnym lewkiem. Nieznajomy uniósł się szybko z ziemi i spojrzał wystraszony na lwiczkę.


 Natychmiast przyjął pozę bojową i warknął groźnie na małą. Ona jednak nie wycofała się tylko także warknęła i to nawet troszkę głośniej od lewka. Cofnął się nieco, ale nie przestawał się jeżyć.
- Kim jesteś?! - spytał, choć zabrzmiało to raczej jak pytanie retoryczne, bo mało co go to obchodziło.
- Nie gadam z nieznajomymi!
- No proszę jaka wychowana panna. - powiedział kpiącym głosem.
- Że co proszę?! - krzyknęła oburzona - mądrala się znalazł!
Lewek jeszcze bardziej się najeżył licząc na to, że przestraszy brązowooką, ale Lili nawet nie drgnęła. Dopiero teraz rozejrzała się ostrożnie nie spuszczając wzroku z przybysza i zobaczyła, że dzieli ją zaledwie kilka kroków od granicy ze Złą Ziemią. Tym razem zapytała już z lekkim przestrachem:
- Skąd ty się tu wziąłeś?
- Nie musisz tego wiedzieć
Lili zaczynało już denerwować jego chamskie zachowanie. Ponadto była bardzo ciekawa skąd on pochodzi.
- A należysz do jakiegoś stada?
- Już mówiłem: Nie musisz tego wiedzieć.
- To dlaczego byłeś na połowie należącej do Złej Ziemi? To stamtąd pochodzisz?
- Nic ci do tego. Nie zamierzam z tobą o tym       rozmawiać.- lewek przestał się jeżyć, ale nie zbliżył się ani na krok do lwiczki.
- Ciemno już się robi, może chciałbyś u nas przenocować? - spytała, bo uznała, że lewek nie ma gdzie spędzić nocy.
- Nie trzeba. - powiedział twardo.
- No weź! Chodź ze mną. Chyba nie chcesz zamarznąć w nocy?
Lewek niechętnie podszedł do Lili, a ona uznała to za zgodę. Zaczęli iść w stronę Lwiej Skały.
- Tak w ogóle to mam na imię Lili.
- Mało mnie to obchodzi.
Kiedy doszli do celu mały zboczył na wypukłą skałę obok groty.
- Tako.
- Co?
- Tako jestem. - powiedział cicho i zwinął się w kłębek.

Roz.2 Prawdziwa twarz króla

Następnego dnia Luna wybiegła jak najwcześniej z groty i usiadła na końcu skały podziwiając piękny widok. To wszystko było dla niej tak znajome a jednocześnie nieznane. Siedziała tak zamyślona i nawet nie zauważyła, że od tyłu zbliża się jakaś lwica. Była coraz bliżej aż w końcu skoczyła i wylądowała wprost na Lunie. Ta nawet nie pisnęła tylko wykonała podskok i intruz zleciał na ziemię. Gdy się odwróciła zauważyła Shani leżącą do góry nogami.
- Zepsułaś mi polowanie!
- Że co proszę?
- Muszę teraz ćwiczyć różne rzeczy jeśli mam zostać dobrą królową. A ty co robisz?
- Tak sobie tylko siedzę. A tak w ogóle poznałaś już swojego wybranka?
- Nie, jeszcze nie, ale chyba nazywa się...
- Lego - dokończyła luna
- No właśnie. A skąd ty to wiesz? - spytała zaciekawiona.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Poznasz go dzisiaj, bo wczoraj go poznałam i obiecałam mu, że dzisiaj go wam przedstawię.
- Ty to masz szczęście. A ładny jest chociaż?
- To już sama ocenisz - powiedziała po czym zakradła się do groty i obudziła pozostałe koleżanki. Wszystkie powoli udały się nad wodopój. Viki szła ostatnia i rozglądała się z zaciekawieniem na wszystkie strony i wtem zobaczyła Kodę z jakąś dziwną lwiczką.
,,No proszę jak się szybko pozbierał po wczorajszym zajściu'' - pomyślała Viki i prychnęła z znacząco w stronę Dżulii. Koda zauważył ten gest i z zadowoleniem ruszył w inną stronę.
Viki choć się tego wypierała to tak naprawdę była trochę zazdrosna o Kodę, bo lubiła być adorowana.
Tymczasem Lego już od dawna na nie czekał. Po chwili zauważył nadchodzące dziewczyny i wybiegł im na powitanie.
- Cześć Luna! Przedstawisz mnie?
- Jasne! To jest Viki, Shani i Lili.
Shani i Viki jednocześnie powiedziały cześć, tylko Lili patrzyła jak zaczarowana na Lego. On również patrzył na nią podobnym wzrokiem. Luna nieco tym zaniepokojona szturchnęła lekko koleżankę, a ta wydusiła z siebie coś na kształt ,,siema''.
- Nie jest za bardzo w moim typie - szepnęła Shani do Luny.
- Pobawimy się w coś? - zaproponowała Viki.
- Oczywiście! - krzyknęli wszyscy chórem.
Po dłuższej negocjacji ustalili, że najpierw pobawią się w berka, a potem w chowanego. W pierwszej zabawie niemal cały czas wygrywała Luna, gdyż była naprawdę niezłą biegaczką, ale za to w drugiej konkurencji niezwyciężona była Viki, która zawsze umiała się tak ukryć, że mogła tam siedzieć nawet cały dzień, a nikt by jej nie znalazł.
Bawili się tak już dobre parę godzin
- Wiecie co? Ja już może lepiej pójdę. - powiedziała Shani.
- Ej! Shani! zaczekaj! Chyba pójdę razem z nią. Nie obrazicie się?
- Nie ma sprawy. Z resztą, ja też już muszę iść - powiedziała Luna.
- Ja tu chyba jeszcze troszkę zostanę - powiedziała bez namysłu Lili.
- Dobra, jak chcesz - odpowiedziała nieco zdziwiona Luna, bo zawsze wracały razem.
Kremowa lwiczka siedziała jeszcze chwilę obok Lego wpatrując się w mieniące się czerwienią słońce powoli zachodzące nad wodopojem.
Lego zauważył niedaleko kępkę różowych kwiatków. Podbiegł do nich i zerwał kilka. Następnie podszedł do lwiczki i położył je jej przed łapkami. Zarumieniła się nieco i wzięła bukiecik w ząbki.

 Proszę nie kopiować obrazków z napisem: ,,Nati 020''




Powoli zaczęli iść w kierunku Lwiej Skały, ale żadne z nich nie ośmieliło się powiedzieć ani słowa. Gdy weszli po kamiennych ,,schodkach'' na skałę Lili odłożyła bukiecik i delikatnie szturchnęła noskiem nosek Lego, a lewek aż się zaczerwienił. Wzięła z powrotem kwiatki w zęby i wróciła do swoich rodziców. Niestety to zdarzenie widział jeszcze ktoś, a mianowicie sam król...
Thorin od razu pobiegł na Złą Ziemię. Nikt o tym nie wiedział, ale jego prawdziwą matką była tak naprawdę Zira, której poprzysiągł, że kiedyś hieny i wygnane lwy znów zamieszkają na Lwiej Ziemi. Innymi słowy: dokończy to co ona kiedyś zaczęła.
Gdy dobiegł do starej jaskini zauważył lwa wyczekującego na jego przyjście. Był to ojciec Shiny i brat Thorina.
- Twój syn wszystko nam popsuje. - zaczął Harry. - Od początku było widać, że nic z niego nie będzie. Szczeniak jest zbyt miękki. Nie będzie z niego króla.
- Ty już lepiej zadbaj o to, żeby twoja córka się w nim zauroczyła, bo inaczej cały plan nam zniweczy.
- Nie czepiaj się mojej Shani! Obiecałem jej, że zostanie królową i królową zostanie!
- Nie zapominaj kto tu jest królem Harry!!! - Wydał z siebie głośny i przerażający ryk.
Drugi lew nieco uległ starszemu bratu, ale aż w nim kipiało, żeby skoczyć przeciwnikowi do gardła.
- Tak lepiej - powiedział król z satysfakcją.
- Musimy tylko coś zrobić z tą beżową lwiczką, bo jeszcze nam problemów narobi. Przyprowadziłeś go?
- Tak. Wedo! Możesz tu do mnie przyjść?! - zawołał.
Z jaskini wyszedł lewek wyglądem identyczny do Lego.
- To jest Wedo prawnuk Ziry. Tak bardzo chciała, żeby zasiadł kiedyś na tronie... - zamyślił się Harry.
Mały próbował złapać karalucha łażącego po ziemi. Insekt wspiął się w końcu na ogon jednego z lwów, a Wedo z zapałem wycelował w niego zęby. Po chwili dało się słyszeć obolały ryk Harry'ego. Thorin śmiał się w najlepsze.
- Widać, że chłopak ma potencjał. - powiedział rozbawiony i pogłaskał malca po głowie.
- Bez wątpienia. - wysyczał drugi przez zęby - A co zrobimy z tym twoim Lego?
- Nie wiem. Oddamy hienom, wrzucimy do rzeki, zrzucimy z urwiska. Coś się wymyśli. - podsumował.
Oboje zaczęli się przerażająco śmiać.
Lego niczego nie podejrzewając myślał o dzisiejszym dniu. Nie chciał się żenić z Shani chciał być już zawsze z Lili i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego sprawy jak bardzo mógł by zranić tymi myślami Lunę. Czuł się najszczęśliwszym lwem świata i nawet nie przypuszczał tego co miało go niedługo czekać.






Podoba się? Czy raczej was zanudzam? Piszcie w komentarzach. Następny rozdział za co najmniej 3 komentarze.

Roz.1 Dziecięce miłostki

-Jest śliczna, nie uważasz?
-Oczywiście kochanie i jest całkiem podobna do ciebie, ona też nie potrafi usiedzieć w miejscu przez choćby sekundę - lew uśmiechnął się przyjaźnie i przytulił ukochaną. Ivi odwzajemniła mu to głośnym  mruczeniem.

Od tego czasu minęły już prawie 3 miesiące, a Luna rosła jak na drożdżach. Zdążyła się też w międzyczasie zaprzyjaźnić z wieloma rówieśniczkami i rówieśnikami. Jednak jej jedyną i niezastąpioną przyjaciółką była Lili - jasna lwiczka z małą grzywką.
Dziś, jak zawsze z samego rana, Luna wymknęła się z Lwiej Skały i pobiegła w wyznaczone miejsce ich spotkań, czyli nad wodopój. Lili już tam na nią czekała.
- Hejka Lili!
- Cześć - odpowiedziała już z mniejszym entuzjazmem.
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona Luna - znowu coś z rodzicami?
- Dziwnie się ostatnio zachowują. Co chwila się kłócą albo nie odzywają do siebie. Trudno jest z nimi wytrzymać. Nie wiem ile jeszcze czasu dam radę to znosić.
- Nie martw się,  na pewno im przejdzie - pocieszała koleżankę. Nie chciała by ta była smutna.
- Apsiiik!- rozległo się zza zarośli.
- Dobra Viki możesz już wyjść - powiedziała Lili.
Z krzaków wyłoniła się czerwona lwiczka.
- Jakby co to wcale nie podsłuchiwałam. Pierwsza tu przyszłam- - zaczęła się tłumaczyć.
- Taaaaaa jasne. Teraz to nam tylko Shani brakuje. Wie może któraś gdzie ona jest? - Spytała Luna.
- Chyba ma teraz lekcję polowania z nianią, więc nie będzie jej przez jakiś czas - powiedziała Viki - może to i lepiej? Ostatnio stała się strasznie dumna i kapryśna. Podobno ma być przyszłą królową.
- Co ty gadasz?!!! - wykrzyknęły lwiczki zupełnie jednocześnie.
- Co wy, nic nie wiecie? Na serio? Ostatnio słyszałam jak ojciec Shani uzgadniał z królem Thorinem coś, że gdy Lego (syn Thorina) i Shani dorosną mają zostać nowymi władcami. No wiecie, to tak jakby ślub, tyle że ustalany przez rodzinę królewską. Ale jej się poszczęściło - rozmarzyła się na chwilę.
- Zaraz , zaraz... Skąd ty to w ogóle wiesz? - spytały obie.
- Słyszy się to i owo.
- A ty akurat słyszysz wszystko.
Każda z nich wiedziała, że Viki ma talent do podsłuchiwania. Po prostu była zawsze zbyt ciekawska. Może to dobrze? Dzięki niej zawsze pierwsze dowiadywały się o najnowszych wiadomościach, które innym były oznajmiane dopiero po jakimś czasie.
Tymczasem niedaleko w trawie ktoś ciągle je obserwował-lewek o brązowej sierści i małej nieco ciemniejszej grzywce. W ząbkach trzymał bukiecik kwiatków. Czekał tylko na stosowny moment aby się przyłączyć. Lwiczki były tak pochłonięte rozmową, że nawet nie zauważyły małego gościa wyłaniającego się z wysokich traw. Podszedł spokojnie do Viki i odchrząknął znacząco. Wystraszona nieco  odwróciła się gwałtownie stając dosłownie nos w nos z zielonookim. Po chwili lwiczka rozpoznała przybysza i poirytowana zaczęła mówić wkładając naprawdę wielki wysiłek w to aby nie zacząć krzyczeć:
- Koda! Czy nie mogę mieć chociaż chwili wolnej od ciebie i tych twoich głupich prezencików? Czy nie mógłbyś spędzić przynajmniej jeden dzień z dala ode mnie? Powtórzę ci po raz ostatni: nie masz u mnie czego szukać!!!
- Przepraszam. Myślałem, że miło ci będzie jeśli przyniosę dla ciebie kwiaty. Ale jak nie to nie.
Lewek odszedł w kierunku lwiej skały nieco zasmucony, ale nie zrezygnowany.
Luna i Lili cicho zachichotały, a Viki starała się nie spalić ze wstydu.
- Łazi tak za mną już parę tygodni i spokoju mi nie daje. Mam już tego serdecznie dosyć!
- Nie widzisz, że zrobiłby dla ciebie zupełnie wszystko? Na twoim miejscu chętnie bym z tego skorzystała - powiedziała po namyśle Luna - Ale nie lubisz go tak w ogóle czy tylko tak udajesz? - spytała.
- Oczywiście, że go nie lubię. Koleś jest nie do wytrzymania!
- Wiecie co? Ja już może lepiej pójdę, bo jeszcze się rodzice zorientują, że mnie nie ma. To cześć! - Rzuciła na pożegnanie Lili i pobiegła w stronę Lwiej Skały.
- Poznałaś go chociaż trochę albo jego rodzinę? - zaczęła Luna. - przecież praktycznie nic o nim nie wiesz! Powinnaś dać mu szansę nawet gdyby wyglądał na przemądrzałego głąba - podsumowała.
- Tak myślisz?
- Jasne raz antylopie śmierć, co nie?
- Może i masz rację? Później o tym pomyślę, jak na razie proponuję wyścigi. Kto pierwszy w domu?!

Koda już dawno był na Lwiej Skale i obmyślał plan jak by tu sprawić, żeby Viki stała się zazdrosna. I w końcu  wymyślił.
Jego siostra Dżulia przypatrywała mu się z zaciekawieniem.
- Co ty tam knujesz braciszku? - spytała
- Dżulia, zostaniesz moją dziewczyną? - Kompletnie ją zatkało.
- Co ci odwaliło?! Znów się wilczej jagody nażarłeś???
- Nie no, co ty. Chodzi tylko o to czy mogłabyś trochę poudawać. Zobaczymy jak Viki to zniesie.
- A ty znowu o niej! Daj już sobie z tym spokój! Chyba wyraźnie dała ci do zrozumienia, że ma ciebie dosyć! - odparła kochana siostra.
- Tylko kilka dni, a potem z tobą zerwę.
- Nie ma mowy! Jeśli ktoś tu z kimś zerwie to tylko ja z tobą, bo jesteś nie do zniesienia.
- To co? Wchodzisz w to?
- Dobra ale spróbuj tylko komuś o tym powiedzieć to koniec z tobą! - zagroziła.
Viki i Luna niczego nie podejrzewając weszły spokojnie do rodzinnej groty i wróciły do rodziców. Luna jednak nie miała zamiaru siedzieć w domu. Po cichu pobiegła w to samo miejsce i wspięła się na wysokie drzewo. Umościła się wygodnie i marzyła o tym jak to by było być wolną i niezależną od wszystkiego i wszystkich? Jak to jest móc odkrywać nowe miejsca i nie musieć nikogo pytać o zgodę. Nagle usłyszała czyjeś kroki i po chwili z trawy wyłonił się bardzo jasny lewek o czarnej grzywce. Podszedł do wody i zaczął wpatrywać się w swoje odbicie. Zaciekawiona  lwiczka zaczęła wspinać się po gałęzi coraz bliżej wody i w pewnej chwili zaczepiła o coś łapką, zachwiała się i chlupnęła do rzeki. To było dziwne ale jako jedyna ze wszystkich potrafiła pływać.
Lewek skoczył do wody i zaczął pomagać nieznajomej. Gdy wypłynęli na brzeg usiedli naprzeciw siebie i zapatrzeni nie mogli wydusić z siebie ani słowa.
- Kim ty jesteś? - zaczął lewek.
- Luna, a ty?
- Lego, chociaż nie do końca wiem czy chce nim być.
- Dziwny trochę jesteś - powiedziała nadal nieco onieśmielona nie mogą przestać patrzeć w jego niebieskie oczy.
- Skąd jesteś? - spytała zaciekawiona.
- Mieszkam na Lwiej Skale z moim ojcem Thorinem.
- Przepraszam Wasza wysokość, nie wiedziałam - ukłoniła się przed nim.



- Nie musisz mi się kłaniać. Chcę być traktowany jak pozostałe lwy - odpowiedział jakby był zawstydzony tym kim jest.
- Ok. Twój wybór. Często tu przychodzisz?
- Tylko jak mam zły dzień.
- A co się stało?
- Tata ma jakąś obsesję na temat władzy, a do tego wszystkie decyzje podejmuje za mnie. Na przykład ostatnio ustalił, że mam się w przyszłości ożenić z jakąś Shani.
- Ona jest moją przyjaciółką. Czyli ty jej w ogóle nie znasz?
- Tak to czasami bywa - odpowiedział zasmucony.
Nagle dało się słyszeć potężny ryk lwa.
- Oho, tata mnie wzywa.
- Jak chcesz to możemy jutro się spotkać. Przedstawię cię moim przyjaciółkom - zaproponowała.
- Dobra. To do jutra -powiedział i pobiegł do domu.
Luna stała jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu. Ciągle miała przed sobą jego oczy. W pewnej chwili się ocknęła i pobiegła czym prędzej do Lili, żeby jej o wszystkim opowiedzieć.






Komentujcie, bardzo mi na tym zależy. :-)



Prolog

Długo po Simbie i Nali nastąpiły czasy potężnego lwa Thorina. Jednak ta opowieść nie będzie o królewskim potomku (przynajmniej do pewnego czasu). Dotyczyć będzie raczej zwykłej lwicy, z tego właśnie stada, o niezwykłym życiu.
Zacznijmy może od początku:
Ivi była ciekawą świata, małą, białą lwiczką o nienagannych manierach i przyjaznym nastawieniu do wszystkiego co ją otacza. Natomiast Raffa był małym psotnikiem, który uwielbiał stroić innym żarty i nie za bardzo przejmował się o dobre maniery ale zawsze chętnie udzielał pomocy nawet gdy groziło to nie lada kłopotami.
Gdy pewnego dnia lewek przechadzał się niedaleko wodopoju zauważył Ivi próbującą wydostać się z wysokiego drzewa, na którym utknęła. Raffa nie wahał się ani chwili dłużej, podbiegł do drzewa i właśnie w tej samej chwili lwiczka spadła prosto na niego. Przez chwilę siedzieli na przeciwko siebie obolali ale potem zaczęli się śmiać w najlepsze.
I tak właśnie się poznali. Po dłuższym czasie swojej znajomości zostali dobrymi przyjaciółmi, a gdy lewki stały się już dorosłe przyjaźń przerodziła się w o wiele silniejsze uczucie. Po pewnym czasie Ivi zaczęła się skarżyć na ciągłe bóle brzucha, więc Raffa zabrał ją do Rafikiego. Okazało się, że już niedługo zostaną szczęśliwymi rodzicami z ukochanym potomkiem. Nie minął miesiąc, a narodziny nadeszły.
Po bólach i cierpieniach lwica wydała na świat śliczną córeczkę.

 I tak oto narodziła się Luna...

Drzewo genealogiczne Luny