czwartek, 24 grudnia 2015

Roz.9 Miłość rośnie wokół nas

Moi drodzy!
Specjalnie z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam spełnienia marzeń i super prezentów!
A teraz, specjalnie dla was, wyjątkowy rozdział, który wniesie coś nowego do życia młodego księcia. Miłego czytania!







Młoda, pomarańczowa lwiczka przeciągnęła się leniwie i spojrzała na Lego leżącego obok niej.

- Już się obudziłaś? - spytał spoglądając na nią.

- Chętnie bym sobie jeszcze pospała. - odparła.

- Nie ma na to czasu! Dzisiaj idziemy na pierwsze polowanie! - rzekł stanowczo.

- No dobra.

Oboje wstali i ruszyli ścieżką w nieznane im miejsca.
Co chwila dało się słyszeć szum wodospadów i szmer strumyków.
Jednym słowem, okolica była cudna!
Doszli do wyjścia nad wodospad, pomiędzy którym była głęboka przepaść, oddzielająca go od polany, na której się znajdowali.
Chyba każdy z was pamięta jak wyglądał ten przepiękny las, w którym później wychowywał się Simba. Ta okolica wyglądała identycznie. Luna i Lego doszli do właśnie tego miejsca, gdzie można było przejść przez rzekę pod wodospadem po dużych kamieniach wystających z wody. Potem dochodziło się do różnych źródeł i strumieni.

- Ale tu jest pięknie! - zachwyciła się Luna.

- Ćśśśś! - zgromił ją Lego i wskazał łapką na tłustą antylopę, skubiącą trawę.

- Dobra, ty idź od lewej, a ja pójdę od prawej. - zadyrygował.

Zaczęli się skradać i kiedy byli już wystarczająco blisko, jednocześnie skoczyli. Antylopa wyczuła niebezpieczeństwo i natychmiast skoczyła do przodu i zniknęła im z oczu. Zderzenie było nieuniknione i po chwili leżeli na ziemi obolali śmiejąc się z siebie nawzajem. W końcu Luna zepchnęła z siebie Lego, wstała, otrzepała się i powiedziała:

- Chodź! Bardzo chciałabym przejść po tych kamieniach i trochę popływać.

- Dobra! - odpowiedział roześmiany lew i ruszyli w dół, ścieżką wiodącą na kamienie wystające z wody i układające się w slalom prowadzący wokół strumieni wodospadu.

- Tu jest tak cudnie. Po prostu brak mi słów. - mówiła rozmarzona Luna, spoglądając co chwilę na Lego, który podążał za nią także zachwycony tym miejscem.

Wtem przemknął obok towarzyszki i zawołał rozbryzgując wodę na wszystkie strony:

- Kto pierwszy na górze!

- Takiś ty chytry?! - odpowiedziała i w mig go dogoniła, bo szybszy od niej nikt nie był.

Wspięła się po stromym zboczu na szczyt wodospadu i zaczekała na Lego. Ujrzała go po chwili zdyszanego i ledwo wdrapującego się na górę.

- Wygrałam! - zawołała zadowolona.

- Może być, ale założę się, że nie odważysz się skoczyć stąd do rzeki.

- Ale, że w sensie z tego miejsca gdzie wytryskuje wodospad i spada w dół, tak? - spojrzała z ciekawością, ale nie z przestrachem na wybrane miejsce. - No pewnie, że skoczę!

- Nie wierzę! Udowodnij! - powiedział lew.

- Dobra, jak chcesz.

Podeszła do urwiska i wpatrywała się jak rzeka obok niej spada z zawrotną prędkością w dół i rozbryzguje się w pewnym miejscu, tworząc cztery małe wodospady. Wypatrzyła zwisającą nieopodal lianę. Podeszła do niej, chwyciła ją zębami i skoczyła! Rozbujała się wystarczająco i wypuściła roślinę z zębów. Runęła jak kamień do wody. Po chwili się wynurzyła i spojrzała z satysfakcją na gapiącego się z góry Lego.

- No skacz, boidudku! - powiedziała zachęcająco.

Nie mógł otrząsnąć się z wrażenia jakie na nim zrobiła. Żeby nie wyjść na tchórza, a zarazem, aby pokazać, że też jest niczego sobie, podszedł do tej samej liany, uczepił się jej zębami i wykonał takie same akrobacje jak Luna. Musiała szybko odpłynąć w bok, bo inaczej lewek spadłby bezpośrednio na nią. Mimo wszystko została obryzgana wodą.

- Idę jeszcze raz. - rzekła bez zastanowienia i wyskoczyła z wody.

Lego spoglądał na nią z rzeki jak wdrapuje się na górę, potem na chwilę znikła mu z oczu, aby ukazać się na samym wierzchołku. Wyglądała jak anioł stojąc na górze oblana promieniami słońca.

,, Ależ ona piękna..." - przemknęło przez głowę Lego. - ,,Chwila, co? Przecież to Lili jest najpiękniejsza. Chociaż, z drugiej strony..." . Donośny plusk wody przerwał to zamyślenie i zarazem przerwał tę cudowną chwilę.

Luna spojrzała na niego i powiedziała:

- Idziemy dalej? Jestem ciekawa co jeszcze się tu kryje.

- Jasne. - wymamrotał i wygramolili się na brzeg.

Przez chwilę szli w milczeniu, ale potem Lego zaczął zachęcać Lunę do zabawy i zaczęli bawić się ze sobą jak wtedy, gdy byli jeszcze małymi lwiątkami. Nie zauważyli, że zbliżają się do stromego zbocza i nagle oboje potknęli się o wystającą gałąź, i runęli w duł. Stoczyli się na łąkę, która była otoczona lasem, a że trawa, która na niej rosła była bujna i wysoka to zamortyzowała upadek. Lego wylądował na Lunie. Ale tym razem nie odskoczył od niej zażenowany, bo zapatrzył się w jej oczy. Nie mógł od nich oderwać wzroku, tak samo jak i ona nie mogła przestać patrzeć na niego. Spoglądali na siebie przez dłuższą chwilę, nie chcąc przerywać tego cudownego stanu i zapewne by go nie przerywali, gdyby nie ptactwo, które nagle i hałaśliwie wyleciało z trawy niedaleko nich. Odskoczyli od siebie zmieszani.

- Spójrz! Całe stado zebr! - wykrzyknęła uradowana Luna.

Lego wciąż był w nią zapatrzony, więc nic nie odpowiedział, ale ona tego nie zauważyła i rzekła:

- Tym razem ty tutaj zaczekaj. Bez urazy, ale to w końcu lwice polują a nie lwy.

Ruszyła powoli w stronę zebr skradając się i kryjąc w gęstej trawie. Obudził się w niej instynkt łowiecki! Kiedy była wystarczająco blisko, zerwała się ziemi i rzuciła na najbliższe zwierzę. Mimo, że zebra miotała się jak szalona, to lwica ani myślała puścić. Wczepiła się w nią pazurami i zatopiła zęby w jej karku. Po minucie żadnych innych członkiń stada nie było, a ofiara leżała na ziemi martwa.

- Nieźle! - powiedział z podziwem Lego.

- Dzięki! Czuję się jak profesjonalna łowczyni! To jak? Jemy?

- Co za pytanie. Jasne, że tak! - odparł i rzucił się na jedzenie.

Luna wykonała podobny gest i po zaledwie paru minutach zebry już nie było.

- To co następne? Źródła czy rzeki? - spytała roześmiana towarzyszka.

- A co wolisz?

- Chyba rzeki i wodospady.

- No to chodźmy! Podszkolę się w pływaniu.

Ruszyli z powrotem nad wodospad i kontynuowali skoki do wody. Na koniec wyszli zmęczeni z rzeki i wdrapali się na górę wodospadu.





Lego wypatrzył pośród roślin przepiękny, soczyście różowy kwiat. Podszedł do niego, zerwał go, a następnie wręczył Lunie mówiąc, że jej do twarzy w różowym. Zarumieniona lwica faktycznie zrobiła się różowa, tak że Lego ledwo powstrzymał się od śmiechu. Nie wierzyła, że to się naprawdę dzieje.
Wkrótce zaczęło się ściemniać.

- Bardzo chciałabym poobserwować gwiazdy. Może wrócimy na tę+ polankę? Wydaje mi się, że tam najłatwiej będzie je zobaczyć.

- To świetny pomysł! - podchwycił Lego.

Ruszyli w stronę polany, ale zamiast zejść normalnie na dół ponownie się sturlali, bo bardzo im się spodobała ta zabawa. Biegali potem po łące ganiając się jak małe lwiątka. Pod koniec zmęczeni padli na ziemię i ułożyli się wygodnie na trawie. Zaczęli wpatrywać się w gwiazdy. Co chwila jedno z nich przerywało ciszę nocy, wykrzykując, że: ,, Hej, te gwiazdy ułożyły się w kształt króliczka!" i tym podobne teksty.

- Luna, czy ja cię kiedykolwiek zraniłem?- spytał po długim zamyśleniu lew.

- Co? Nie...skąd... - odparła zakłopotana.

Czuła się jakby w jednej chwili wybaczyła mu te wszystkie momenty kiedy zadawał jej tak duży ból.
Późną nocą wrócili do swojej kryjówki i ułożyli się wygodnie w środku. Każdy w oddzielnym kącie. Luna długo jeszcze nie mogła zasnąć, wspominając dzisiejszy, niezwykły dzień.
Jednak mimo wszystko i jej i Lego przewijały się w głowie scenki z dzieciństwa. Scenki, w których byli przyjaciele, rodzina i dom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz