sobota, 19 grudnia 2015

Roz.4 Smutki i radości

Był ciepły, piękny dzień. Słońce świeciło w najlepsze zalewając wszystko dookoła swoimi promyczkami.
- Głupie słońce! Przestań na chwilę świecić, bo mi przesłaniasz obiekt obserwowań! - powiedziała cicho Viki i odchyliła nieco głowę.
Tak naprawdę ,,obiektem obserwowań'' byli Koda i Dżulia. Lewek dawno wyczuł, że spoczywa na nim zazdrosne spojrzenie Viki. Toteż starał się jak mógł, by sympatia pozostała we wrażeniu, że on i Dżulia są parą. I udawało mu się to doskonale. Viki przez cały czas nie mogła znieść tego widoku i wprost kipiała zazdrością kiedy co chwila się tulili i udawali, że szepczą sobie coś do uszka, ale gdy Dżulia liznęła Kodę w policzek w Viki coś wybuchnęło. Wyskoczyła zza krzaków i z furią podbiegła do Kody.
- Dosyć!!! Dłużej tego nie zniosę! Ja cię rzucam, a ty od razu znajdujesz sobie tę dziewczynę! Głupi jesteś skoro nie widzisz, że ja jestem lepsza i ładniejsza od niej! Miarka się przebrała! Zobaczysz, pożałujesz! - po tej awanturze natychmiast uciekła. Schowała się za skałą i zaczęła płakać, ale nie ze smutku tylko ze złości.
Koda nie miał pojęcia, że uda mu się doprowadzić do takiego skutku. Teraz miał pewność, że Viki jednak go lubi, a przynajmniej lubiła. Żal mu się jej zrobiło, bo przecież nie chciał, żeby aż tak cierpiała. Musiał coś szybko wymyślić.
- Dżulia, udaj, że mnie rzucasz. - wyszeptał.
- No nareszcie! O mało co się nie porzygałam po tamtym buziaku. - odchrząknęła cicho i ustawiła ton na poddenerwowany. - Ja również mam tego dosyć! Nic mi nie mówiłeś o jakiejś Viki! Z nami koniec!
Koda ledwo co zdusił w sobie chęć do śmiechu. Dżulia z resztą podobnie.
- Dzięki. Kochana z ciebie siostra.
- Przestań słodzić, bo mi zęby wypadną. - odpowiedziała udając, że nic ją to nie obchodzi, ale rumieńców ukryć nie umiała.
Koda szybko pobiegł w kierunku skały, za którą siedziała ukryta lwiczka. Podszedł do niej i dosiadł się ostrożnie.
- Wszystko słyszałam. Dobrze ci tak! - powiedziała pociągając noskiem.
Koda zastanawiał się przez chwilę czy aby nie powiedzieć jak było na prawdę i w końcu postanowił, że tak będzie lepiej.
- To wszystko było na niby.
- Co? - zapytała cicho, myśląc, że się przesłyszała.
- Dżulia to moja siostra i udawaliśmy, bo chciałem się dowiedzieć czy tylko tak udajesz czy na prawdę mnie nie lubisz. - odrzekł jakby zawstydzony.
- Że co? To było naprawdę...naprawdę...chytre!- z podziwem odparła Viki, bo bardzo ceniła sobie spryt i przebiegłość.
Zaskoczony tym nieco Koda zapytał:
- To znaczy, że nie jesteś zła?
- Jeszcze trochę jestem. - powiedziała i dała mu solidnego kuksańca w ramię. - Teraz już ok.
- Dobra. Sam sobie na to zasłużyłem -wyjąkał rozcierając obolałe ramię. - W takim razie mogę ci zadać pewne pytanie?
- Dawaj.
- Będziesz moją dziewczyną?
- Jeśli już, to ty MOIM chłopakiem. I nie myśl sobie, nie będę się do ciebie przymilać jak tamta idiotka.
- Może być. - zadowolony tymi słowami Koda przytulił lwiczkę, która zamruczała cicho.



Tymczasem Luna leżała w cieniu traw wygrzewając się w słońcu. Zupełnie zapomniała o wszystkich problemach, tylko spała pomrukując cicho.
Niedaleko niej zaczaiła się Lili, bo postanowiła zrobić przyjaciółce niespodziankę. Przygotowała się, wymierzyła dokładnie długość lotu i skoczyła na Lunę. Ledwo przytomna lwiczka zerwała się z ziemi wystraszona i gdy tylko zobaczyła Lili wszystkie jej problemy i obawy powróciły.
- Cześć! Co tam porabiasz? - Spytała napastniczka wprost promieniejąc szczęściem. - Dokąd wczoraj zniknęłaś?
- Musiałam za potrzebą. - skłamała Luna, po czym zaczerwieniła się aż po uszy. Przecież na pewno nie opowie jej o tym jak Lego niechcący (a może chcący?) wziął ją za łapkę.
- Dlaczego jesteś taka czerwona? - zaciekawiła się przyjaciółka, ale po chwili zignorowała to i powiedziała:
- Chyba odwiedzę Lego. Pójdziesz ze mną?
,,Jeszcze tego brakowało!''- pomyślała Luna. Chyba by nie wytrzymała gdyby miała oglądać ich razem w pełnym szczęściu. To miało być jej szczęście! A tymczasem Lili była pierwsza. Co za niesprawiedliwość!
Kremowa lwiczka podreptała w kierunku domu, ale nagle sobie o czymś przypomniała. Przecież wczoraj poznała Tako. Ciekawe gdzie on jest, bo gdy nad ranem wychodziła z groty jego już tam nie było i może dlatego o nim zapomniała?

A w międzyczasie na Złej Ziemi już od dawna toczyła się dyskusja między dwoma braćmi. Wedo przez cały czas przysłuchiwał się im z zaciekawieniem, ale nie mógł do końca zrozumieć o co dokładnie chodzi. Nie zależało mu wcale na zdobyciu tronu. Robił tylko to co kazali mu robić opiekunowie. Odkąd jego rodzice zginęli z nieznanych mu przyczyn, stał się zagubiony i samotny. Nie miał żadnych przyjaciół, a to bolało go najbardziej. Kiedy mama i tata jeszcze byli przy nim zawsze powtarzali mu, że warto jest być dobrym i miłym dla innych. Zawsze uważnie ich słuchał i nigdy nie złamał danego im słowa. Nigdy nie przeciwstawiał się swoim nowym opiekunom. Może to dlatego, że był zbyt nieśmiały? Wedo przez cały czas nie mógł zapomnieć o kochających go rodzicach i czuł lekki wstyd, że niedługo zrobi coś okropnego (tak wnioskował z rozmowy).
- Słuchaj, dlaczego my tyle czekamy? Nie możesz sam wypełnić jego przeznaczenie? Przecież jesteś królem i nic nie stoi ci na przeszkodzie, żebyś sam to zrobił. - rozmyślenia Wedo  przerwał głos poirytowanego Harry'ego.
- Bo Zira chciała, żeby to on dokończył to co zaczęła, i to on ma być wtedy na tronie! - ryknął znudzony król. - Ale trzeba coś szybko wykombinować z tymi bachorami.
- A dokładniej?
- Warto było by się pozbyć tych dwóch lwiczek, no i oczywiście Lego.
- Chyba mam niezły pomysł. Niedaleko stąd odkryłem rzekę płynącą w głębokiej dolinie i z naprawdę silnym nurtem. Poszedłem, więc w stronę, w którą płynie rzeka i wiesz co odkryłem? Wielki wodospad. Wystarczy zepchnąć do rzeki dzieciarnię, a reszta już pójdzie gładko.
- No, nareszcie się na coś przydałeś.
Harry tylko pokręcił głową i spojrzał na malca. Nawet żal mu się go zrobiło. Sam przynajmniej miał brata, a Wedo już nikogo.

Lili od dawna próbowała odszukać Tako, ale nigdzie nie było ani śladu lewka. Usiadła, więc na chwile smutna, że poszukiwania się nie udały, gdy nagle coś wyskoczyło zza krzaków, a za nim coś większego i żółtego. Lili zerwała się natychmiast z ziemi i pomknęła za nimi. Pędzili dosyć szybko, więc musiała się postarać, żeby za nimi nadążyć. W końcu większy obiekt dopadł mniejszego, który okazał się być przepiórką i rozpoczęła się szamotanina. Lili obserwowała przez chwilę to zjawisko, aż w końcu przepiórka poddała się i walka ustała. Zadowolony Tako odwrócił się z ptakiem w pysku i spojrzał zdumiony na lwiczkę.
- To moje! Jak chcesz to sobie sama upoluj! - warknął i położył na ziemi zdobycz.
Zdziwiona Lili patrzyła jak Tako pałaszuje ze smakiem przepiórkę i jednocześnie spogląda na nią spod oka, czy aby nie chce mu jej zabrać.
- Ty umiesz polować?
- Jasne! A kto nie umie?
- Wszyscy w moim wieku na przykład.
- To jak wy zdobywacie pożywienie?
- Przeważnie lwice idą popołudniu na polowanie i przynoszą pyszną antylopę albo coś innego.
Tako popatrzył na nią jakby powiedziała coś niemożliwego.
- I wy się tym wszyscy dzielicie? Przecież to jest niemożliwe! Najważniejsza zasada jaką dotąd znałem brzmi tak: ,,Sam upolujesz, sam nie zginiesz''
- Ależ ty jesteś dziwny - powiedziała żartobliwie, ale widząc, że maluch bierze wszystko na poważnie, szybko dodała:
- To nawet lepiej. Jesteś wyjątkowy.
Najwidoczniej nie był też nauczony dobrych manier, bo nic nie odpowiedział tylko dalej pochłaniał jedzenie.
- Zostaniesz tu jeszcze trochę?
- Być może. Macie tu dużo pysznych przepiórek, więc pewnie jeszcze trochę zostanę.
- To super! A nauczyłbyś mnie polować?
- Nie wiem czy sobie poradzisz, ale zastanowię się.
- Naprawdę? Dzięki! To teraz chodźmy. Przedstawię cię moim przyjaciołom.
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Dlaczego? Będzie fajnie. Obiecuję. - powiedziała i ruszyli w stronę Lwiej Skały.
Lego siedział smutny pod skałą, a obok niego była Shani. Chyba o czymś rozmawiali, ale gdy zauważyli nadchodzące lwiątka od razu przestali. Lego na widok Lili natychmiast się rozchmurzył i podbiegł do niej, żeby się z nią przywitać.
- Cześć! Chciałam wam kogoś przedstawić. To jest Tako. Dopiero niedawno się tu pojawił, ale nie pytajcie go skąd pochodzi, bo i tak nie odpowie.
- Cześć! Jestem Lego. - podszedł nieco bliżej i wtedy Lili zauważyła jego bliznę na oku.
- Kto ci to zrobił?! - wykrzyknęła przerażona.
- Tatuś.
- Ale dlaczego?
- Bo wiesz...no...- cały się zarumienił, bo dobrze pamiętał jak powiedział, że zawsze będzie kochać Lili, a nie Shani. - Nieważne. Może się w coś pobawimy? - zmienił temat.
- Hej! A mnie to już nie pamiętacie? - zawołała Shani.
- Oczywiście, że tak. Tako poznaj Shani.
- Cześć! - powiedziała mierząc go od stóp do głów. - To w co się bawimy?
- Może w ,,Bitwę''? - zaproponował Tako.
- A co to za gra? - spytali ciekawi.
- Polega na tym, że dobieracie sobie partnera lub partnerkę i budujecie swój fort. Przeciwnicy muszą zdobyć fort przeciwnej pary i na odwrót. Którym pierwszym się to uda ci wygrywają. Proponuję aby zrobić dziewczyny przeciwko chłopakom.
- Jak dla mnie ok. - powiedział Lego, ale dziewczyny były nieco innego zdania.
Wyszło na to, że najpierw zagrają w chowanego, a potem w bitwę. W obu zabawach najlepszy był Tako. Potrafił się świetnie chować, perfekcyjnie skradać i nieźle biegać. Wszyscy byli zaskoczeni jego umiejętnościami. Po zabawie Shani wróciła do domu, Lili i Lego ruszyli razem nad wodopój, a Tako... Tako poszedł w swoją stronę spoglądając na parę podejrzliwie.
Szykował się piękny zachód słońca. Lili i Lego siedzieli nad brzegiem rzeki, patrząc na zachodzące słońce. Nagle lewek położył łapkę na łapce lwiczki. Zaskoczona tym Lili spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem i przytuliła się do lewka, a on ucieszony tym gestem powiedział:
- Wiesz Lili, ty jesteś jedyna na świecie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz