Dzisiejszy dzień był szczególnym dniem dla Lego. Malec kończył dzisiaj dwa lata, czyli stawał się nastolatkiem. Powoli zaczynała mu rosnąć
grzywa i jego pyszczek zaczynał przybierać wygląd pyszczka dorosłego lwa.
Dzisiaj miał się odbyć jego ślub z Shani. Czuł się nieswojo i
niezręcznie. Jak miał to wytłumaczyć Lili?
,, A może by tak pójść do Rafikiego i się poradzić?'' - pomyślał.
W końcu jednak uznał, że to głupi pomysł i lepiej będzie poradzić się Luny, bo z Lili byłoby niezręcznie.
Luna
leżała na samej górze dużego głazu i korzystała ze słońca. Musiała
jednak uważać, żeby nie spaść na ziemię, bo kamień był dosyć gładki bez
żadnych wypukłości. Lego zauważył ją bez trudu, bo wierzchołek głazu
zdecydowanie wystawał ponad wysokie trawy.
- Cześć Luna! Co tam u ciebie?
Luna
z początku nie mogła rozpoznać kto do niej to powiedział, ale w końcu
wychyliła się nieco dalej. Ujrzała sylwetkę Lego i właśnie w tym
momencie jej łapka poślizgnęła się na śliskiej powierzchni i mała
zleciała w dół. Po chwili spojrzała niemrawo na co upadła i poczuła
zażenowanie większe niż kiedykolwiek. Leżała na biednym Lego omal
stykając się z nim noskami. Natychmiast zsunęła się na ziemię i udała,
że wylizuje futerko.
- Przepraszam. Łapka mi się osunęła i straciłam równowagę. - powiedziała cała się czerwieniąc.
- Nic nie szkodzi. - lewek otrzepał się nieco i powoli wstał. - Chciałbym, żebyś mi w czymś pomogła.
- A mianowicie?
-
Chyba wiesz o tym, że dzisiaj jest mój ślub z Shani. Nie chcę tego!
Ojciec mnie nie rozumie, a ja nie jestem w stanie się mu sprzeciwić. Po
ostatnim takim numerze została mi ta blizna na oku.
- Nie wiem co mógłbyś zrobić. Może chodźmy do Lili. Ona na pewno będzie wiedziała co robić.
Lego z początku nie chciał przystać na taką propozycję, ale w końcu się poddał.
Lili
wypatrywała Tako wśród zieleni. To była jej pierwsza lekcja polowania, a
udzielał jej oczywiście lewek. Lwiczka nasłuchiwała uważnie, bo jej
zadaniem było wytropienie przyjaciela. Po paru minutach zauważyła
wystającą końcówkę ogona i ruszyła cicho w jej stronę. Gdy była już
bardzo blisko, przywarła ciałem do ziemi i wybijając się wysoko
przeleciała nad ofiarą, która schyliła się zapobiegawczo, bo od dawna
słyszała odgłos skradającej się Lili.
Mała wleciała prosto w krzaki. Wygrzebała się z nich po chwili i rozbawiona podbiegła do Tako.
- No, i jak mi poszło?
- Strasznie ciężko dyszysz i za bardzo się spinasz. - rzekł z pogardą.
- No to zademonstruj poprawną wersję mistrzu. - odparła żartobliwie.
Lewek rozluźnił łapki, przywarł ciałem do ziemi i spojrzał dziwnie na napastniczkę.
- Tako? Co ty się tak dziwnie patrzysz?
Nie odpowiedział, tylko w jednej chwili odbił się od ziemi i przewrócił koleżankę.
- I leżysz. Tak to się robi.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - odrzekła z sarkazmem w głosie.
- Nareszcie cię znalazłam! A ten to kto? - zapytała zdziwiona Luna przedzierając się przez zarośla.
- To Tako.
- A skąd jest?
-
Tyle razy już mówiłem, że nie mam zamiaru z nikim o tym rozmawiać! A ty
nie jesteś jakąś wyjątkową lwiczką, paniusiu, więc po co miałbym ci to
mówić! - wtrącił się Tako, ale to nie był najlepszy pomysł, bo Luna
wyjątkowo nie lubiła, gdy ją ktoś obrażał.
- Że co, proszę? - wybuchnęła. - Jak śmiesz mnie nazywać paniusią ty ośle!
- A tak, oślico!
Oboje strasznie się najeżyli i stanęli w bojowych pozach.
- Spokojnie. Nie ma się o co tak kłócić. - Lili wbiegła pomiędzy nich, żeby załagodzić sytuację.
Lego
patrzył na to przez chwilę ze zdumieniem i pomyślał: ,, Luna to potrafi
zawalczyć o swoje. Zapamiętać: Nigdy nie wdawać się z nią w konflikt.''
Zachichotał cicho, bo bardzo go ta myśl rozbawiła. Nagle rozległ się potężny ryk.
- Oho, tatulek woła. Muszę iść. Zaraz wrócę. Cześć! - rzucił na pożegnanie i pobiegł do ojca.
Czekali
przez chwilę, aż lewek wróci. Luna i Tako przez cały czas patrzyli na
siebie spode łba. Lili przyglądała im się bacznie, czy aby nie zacznie
się zaraz jakaś bójka. Wkrótce nadbiegł wyczekiwany Lego.
- Tata
mówi, że mamy zaczekać na niego przy rzece, która płynie niedaleko stąd.
Spokojnie, wyjaśnił mi jak tam dojść, bo podobno dopiero niedawno ją
odkrył.
Ruszyli powoli w stronę, w którą kierował ich Lego.
-
Według mnie to trochę dziwne. Dlaczego twój tata chce z nami porozmawiać
akurat nad tą rzeką, a nie po prostu w grocie? I to jeszcze z dala od
domu? - spytała podejrzliwie Luna. - I czy on naprawdę musi iść z nami?-
wskazała łapką na Tako.
- A co? Masz z tym jakiś problem? - spytał podenerwowany malec.
O
mało co, by doszło do bójki, gdyby nie widok rzeki, którą dopiero teraz
zobaczyli. Podeszli do samej krawędzi urwiska, które otaczało dolinę
rzeki i wychylili się ostrożnie.
- Rany! Ależ ta rzeka jest przerażająca! - powiedział z podziwem Tako.
- Co, strach obleciał? - usłyszał kpiący głos Luny.
-
Ciesz się, że dziewczyn nie biję, chociaż dla ciebie zrobiłbym wyjątek!
- przerwał jednak nagle, bo usłyszał trzask gałęzi w pobliskich
krzakach.
- Hej, co to było? - zapytała Lili.
Lego wyczuł, że mała się boi i stanął odważnie przed lwiczką, by móc ją ochronić.
- Słuchaj, a twój tata to kiedy tutaj miał przyjść? - spytała przerażona.
- Jestem dokładnie o tej porze, o której zaplanowałem.- z krzaków powoli wyłoniła się grzywa, a potem już cała sylwetka króla.
Thorin wysunął pazury, ryknął donośnie i powoli zbliżał się do dzieci, które wciąż stały nad przepaścią.
- Lego, zrób coś! Błagam! - powiedziała blada Luna.
Bezradny
lewek spróbował ryknąć. Marnie mu to jednak wyszło i zamiast ryku
usłyszeli coś w rodzaju darcia się kota. Thorin tylko się zaśmiał i
obnażył kły.
- Hej, przecież po lewej jest wyjście! - zawołał Tako i rzucił się w tamtą stronę.
Nie zdążył zrobić nawet dziesięciu kroków, gdy niespodziewanie zza drzew wyskoczył Harry i patrząc na uciekiniera powiedział:
- Do ciebie raczej nic nie mamy, ale rozumiesz, świadków nie potrzebujemy.
Biedny Tako natychmiast zawrócił i wbiegł za Lunę.
- No proszę, mój rycerz w lśniącej zbroi. - powiedziała kpiąco.
Przeciwnicy
zbliżali się do nich coraz bardziej, a z tyłu powoli brakowało miejsca.
Dzielił ich zaledwie krok od wpadnięcia do silnego nurtu rzeki.
- Lego, ja się boję! - krzyknęła Lili i w tejże chwili tylne łapki usunęły jej się z ziemi i biedna Lili zleciała do wody.
- Lili! - zawołała zrozpaczona Luna i rzuciła się za przyjaciółką.
Chwilę później skoczył Lego, a ostatni chlupnął Tako.
- No to załatwione. - powiedzieli z zadowoleniem bracia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz